Pochodzący z Indonezji Fransiskus Mayrezky Diaz jest wikariuszem w Parafii Matki Bożej Bolesnej w Nysie. Do Polski przyjechał trzy lata temu, po roku od przyjęcia święceń kapłańskich. Kapłan zgodził się opowiedzieć o swojej egzotycznej ojczyźnie, drodze do Polski i o różnicach w świętowaniu Bożego Narodzenia.
Wielka egzotyka
Indonezja to kraj składający się z (!)17 tys. wysp. Ta liczba sprawia, że jest największym na świecie krajem wyspiarskim. Ojciec Fransiskus pochodzi z wyspy Sumatra, z miasta Jambi City. Na tejże wyspie zamieszkuje ok. 3,5 miliona ludzi, co sprawia, że należy ona do raczej nielicznych. Indonezja to bowiem kraj, w którym zamieszkuje ok. 280 mln osób.
- Pochodzę z katolickiej rodziny, jednak w Indonezji większość stanowią muzułmanie – mówi ojciec Franciszek (spolszczymy imię bohatera naszego reportażu). Moja siostra przeszła na islam wychodząc za mąż za muzułmanina. W Indonezji tak bowiem się dzieje, że po ślubie żona przyjmuje wyznanie męża. Chociaż teraz jest już spokojnie to jeszcze niedawno dochodziło do aktów terroryzmu w stosunku do chrześcijan - nawet do tego stopnia, że podkładano bombę w kościele podczas Bożego Narodzenia. Na szczęście od jakiejś dekady już tego nie ma… - mówi werbista.

Indonezja dla Polaka jest z pewnością bardzo egzotycznym rejonem świata. Duża część ludności żyje z uprawy roli – małe, samowystarczalne gospodarstwo, w którym uprawia się - w zależności od wyspy – kukurydzę, bataty, ryż. Ten ostatni jest podstawą każdego posiłku. – Ryż w mojej części Indonezji jedliśmy na śniadanie, obiad i kolację – mówi dalej ojciec Franciszek. Oprócz tego spora część mieszkańców zajmuje się rybołówstwem i obsługą turystyki. – W Indonezji mamy porę deszczową - przez sześć miesięcy, w czasie której pada, bardziej pada i jeszcze bardziej pada… - śmieje się ojciec Franciszek – ale po intensywnych deszczach następuje pora sucha, w czasie której świeci nieustannie słońce, a temperatura dochodzi do 40 stopni Celsjusza.
Rodzina ojca Franciszka nie zajmuje się żadną ze wspomnianych wyżej dziedzin życia gospodarczego Indonezji. - Mama jest nauczycielką, a tato mechanikiem, ale także zajmował się kowalstwem wytwarzając, np. bramy. Tato wiele potrafi – mówi z podziwem ojciec Franciszek.
W Indonezji nie ma podziału, że to mężczyzna zajmuje się zarabianiem, a kobieta zajmuje się domem i dziećmi. - Moi rodzice poznali się kiedy mama studiowała na innej wyspie. Po ślubie tato przeprowadził się do mamy. W ten sposób babcia od strony taty mieszka na innej wyspie. Żeby tam dotrzeć musimy lecieć kilka godzin.
Ta ogromna przestrzeń powoduje, że na jednej wyspie uprawia się więcej ryżu, na innej batatów, a na jeszcze innej główną uprawą jest kukurydza. Dodajmy, że Indonezja jest także potentatem w produkcji herbaty zielonej, kokosów, olejów palmowych i kokosowych, kakao, kawy, wanilii, ananasów, mango, bananów. Według ojca Franciszka najsmaczniejsze są banany zielone. My mamy banany z własnego ogrodu, tak jak w Polsce popularne są jabłka. U nas z kolei nie ma jabłek, a te w sprzedaży są bardzo drogie - dodaje.
Kocha ojczyznę – tęskni za Polską
W Indonezji panuje obowiązek nauki dla dzieci przy jednoczesnej płatnej oświacie. – Dzieci chodzą oczywiście najpierw do szkoły podstawowej. Ze względu na dużą ilość uczniów klas z danego rocznika jest bardzo dużo. Szkoła podstawowa trwa sześć lat, potem trzy lata gimnazjum i szkoła średnia. Chodzenie dziecka do szkoły państwowej nie jest ogromnym wydatkiem, ale już przy wybraniu szkoły prywatnej jest to kosztowne.
Ojciec Franciszek niedawno wrócił z trzymiesięcznego urlopu. W ojczyźnie nie był trzy lata, więc widział jak duże zmiany zaszły w Indonezji w tym czasie. Podkreśla, że Indonezja rozwija się intensywnie przy rozbudowie infrastruktury – powstają nowe drogi, mosty, lotniska i to nawet na terenie odpowiedników tamtejszych gminy. – Przede wszystkim cieszyłem się z czasu spędzonego z rodzicami, bo tęsknię za nimi. W międzyczasie urodziła się moja nowa siostrzenica na wyspie Jawa, gdzie również byłem, żeby ich odwiedzić.
Ale tęskniłem też za Polską, bo tutaj się dużo dzieje - dodaje.
Podróż samolotem z Polski do Indonezji trwa 18 godzin – z Warszawy do Dohy, potem do Dżakarty - stolicy i największego miasta Indonezji, a następnie dwugodzinny lot do Jambi.
Też chciałem taki być
W jaki sposób ojciec Franciszek dojrzewał do powołania? Opowiada o tym z wielką radością i… przymrużeniem oka. Zresztą ojciec Franciszek to bardzo radosny człowiek. - Koło mojego domu znajduje się kaplica księży sercan. Pracował tam misjonarz z Holandii. Po mszy św. zawsze rozdawał cukierki, albo baloniki dzieciom. Ja też chciałem taki być – śmieje się ojciec Franciszek.
Zaraz jednak dodaje poważnie, że jego wujek jest księdzem, a on jako dziecko spędzał z nim wakacje – w innym regionie niż mieszkał. – Kapłani w Indonezji mają bardzo dużo pracy. Jest bowiem jedna parafia, ale wokół niej mnóstwo kościołów filialnych. Ksiądz musi pokonywać wiele kilometrów, żeby wszędzie dotrzeć. Ja jeździłem z wujem, widziałem ile kilometrów musi pokonać, jak niewiele spał. Kiedy jednak spotykał się z ludźmi widziałem nieustanny uśmiech na jego twarzy i zrozumiałem, że poświęcenie może przynosić radość - dodaje.
Wszystko przez ulotkę
W ten sposób Fransiskus Mayrezky Diaz kończąc gimnazjum poszedł do niższego seminarium, czyli czegoś w rodzaju liceum seminaryjnego, a następnie do wyższego seminarium.
A jak to się stało, że ojciec Franciszek został werbistą? I tym razem odpowiedź na to pytanie łączy się z lawiną śmiechu bohatera reportażu. – W bibliotece znalazłem ulotkę tego zgromadzenia z hasłem „Głosimy Ewangelię na całym świecie”. Ja tak właśnie chciałem! – stwierdza.
Ojciec Franciszek dodaje, że jako jedyny na roku wybrał to zgromadzenie. Większość jego kolegów zostało księżmi diecezjalnymi, jeden – sercanin poleciał na Kubę, a inny do Brazylii. Ojciec Franciszek jako jedyny przyleciał do Europy – do Polski. – Przyjechałem do Pieniężna, gdzie znajduje się Misyjne Seminarium Duchowne Księży Werbistów, żeby nauczyć się języka polskiego - wspomina. - Kiedy zasiadałem do gramatyki to zaraz… zaczynała mnie boleć głowa – śmieje się ojciec Franciszek. - Kiedy po raz pierwszy byłem na polskiej mszy zrozumiałem tylko dwa słowa: „Amen” i „Alleluja” – kwituje ze śmiechem.
Z sąsiadem się nie dogadasz
Dodajmy, że dzisiaj ojciec świetnie mówi po polsku.
Ale skoro jesteśmy przy wątku „językowym” musimy poruszyć ten wątek w ojczyźnie ojca Franciszka. – W Indonezji mamy ponad 17 tys. wysp, na których językiem urzędowym jest indonezyjski. Jednak każdy region ma inny język, inną tradycję i kulturę. Mamy ok. 700 języków lokalnych! Różnice językowe są tak ogromne, że mieszkaniec jednego regionu w ogóle nie zrozumie języka mieszkańca sąsiedniego. Dlatego język indonezyjski jest bardzo prosty – nie ma w nim odmian czasowych i rodzajów - tłumaczy.
Czy było jeszcze coś nowego, do czego trudno było się przyzwyczaić przybyszowi z dalekiej Indonezji w naszym kraju? Dla mnie czymś nowym była relacja przechodzień – kierowca na polskiej drodze. – W Indonezji to piesi muszą czekać z przejściem na drugą stronę ulicy korzystając z tego, że nie jedzie nią samochód, czy inny pojazd. W Polsce to kierowca musi przepuszczać pieszego. Kiedy pierwszy raz chciałem przejść przez ulicę działałem według przepisów indonezyjskich. Tymczasem kierowca, który akurat przejeżdżał zatrzymał się czekając na mnie… i tak obaj czekaliśmy – śmieje się ojciec Franciszek. – W końcu bardzo musiał się na mnie zdenerwować, o czym świadczyły gesty za kierownicą.
Ojciec Franciszek dodaje, że sam ma prawo jazdy indonezyjskie, ale nie uzyskał jeszcze zgody na prowadzenie samochodu w Polsce. Jeszcze z tym czeka…
Drzwi się nie zamykają
Nysa to pierwsze miejsce, do którego trafił po opuszczeniu Pieniężna. - To było duże wyzwanie - dużo pracy, dużo grup, ministranci, lektorzy… - wylicza. - Nie ustawałem też w nauce polskiego – zarówno gramatyki jak i potocznej mowy, która była równie trudna.
Ojciec Franciszek już spędził w Nysie święta Bożego Narodzenia i diametralnie różnią się od tych w jego ojczyźnie. – Prawie wszyscy moi tamtejsi sąsiedzi to muzułmanie. Gdy zbliżały się święta Bożego Narodzenia nasza rodzina gotowała jedzenie dla sąsiadów. Był to zazwyczaj kurczak, ryż, warzywa. Potem ja i moje rodzeństwo rozdawaliśmy je naszym sąsiadom. Z kolei oni przed swoim świętem Eid al – Fitr przychodzili do nas z tym samym podarunkiem – opowiada ojciec Franciszek.
Jakby tego było mało miesiąc przed świętami Bożego Narodzenia zazwyczaj organizowane są bankiety. Oczywiście tak jak i w Polsce okres przedświąteczny upływa na generalnych porządkach, ubieraniu choinek (zawsze sztucznych) i przez niektóre rodziny również szopki - opisuje.
Ksiądz nie chodzi po kolędzie, nie odwiedza swoich parafian. Po pierwsze nie ma takiej tradycji, a po drugie dzieje się tak ze względu na ograniczenia czasowe – aby dotrzeć do swoich parafian w okresie Bożego Narodzenia musi przedostać się przez rzekę, przenocować i pojechać dalej.
W Indonezji istnieje jednak bardzo silna inna tradycja świąteczna – przyjmowanie sąsiadów u siebie w domu – i tak przez cały dzień aż do wieczora. Z kolei trzy dni po Bożym Narodzeniu to rodzina przyjmująca do tej pory gości jest przyjmowana przez inne rodziny - przez chrześcijan. Reasumując drzwi domów indonezyjskich nie zamykają się – i to dosłownie.
Piękne polskie zwyczaje
Oczywiście w Indonezji nie ma opłatka, tradycji dzielenia się nim z bliskimi i tak uroczystej kolacji, na którą czekamy w Polsce przez cały rok.
Ojciec Franciszek, przeżywszy już polską Wigilię jest pod wielkim wrażeniem obchodów tego czasu. – Wspólne śpiewanie kolęd było dla mnie nowością, ale i wielką radością. Opłatki, życzenia… to dla mnie fantastyczne.
Miłośnik śliwek i rosołu
Czego ojcu Franciszkowi brakuje pod względem kulinarnym z ojczyzny, a co jest jego ulubionym daniem polskim? – Bardzo smakują mi śliwki. Podziwiam też wielkość i smak polskich truskawek. Lubię też rosół, flaki, tatara, pierogi. W Polsce brakuje mi za to naszych przypraw, np. dodatku trawy cytrynowej. W Indonezji jemy bardzo ostro. Kupiłem kiedyś w Polsce sos, który miał na etykiecie napis „bardzo ostry”. Kiedy go spróbowałem okazało się, że był całkiem… nieostry – śmieje się.
Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.