Piotr Łojko z Głuchołaz to legenda głuchołaskiej „Solidarności” organizator pielgrzymek do Watykanu, który niedawno został wyróżniony tytułem „Zasłużony dla gminy Głuchołazy”. Nastąpiło to podczas corocznego patriotycznego koncertu, który przez lata był współorganizatorem. Patriotyzm to w słowniku pana Piotra trzy słowa: „BÓG HONOR OJCZYZNA”.
Jego rodzice przyjechali do Głuchołaz po wojnie otrzymując stopniowo przydziały na kolejne mieszkania. On był najstarszy z szóstki rodzeństwa, które urodziło się już tutaj, w Głuchołazach. To był 1951 rok.
Jego dziadkowie otrzymali tutaj gospodarstwo, bo wszystko czego się dorobili do czasu przesiedlenia musieli zostawić na kresach wschodnich. Ojciec pana Piotra pracował w papierni, a mama zajmowała się domem. Wiara w ich domu była zawsze bardzo silna i tak jest do dzisiaj, ale o tym później.
Pan Piotr zdobył zawód elektryka i poszedł w ślady ojca – również rozpoczął pracę w papierni. Od roku 1980 był zaangażowany w działalność zakładowej „Solidarności”. - Nie miałem w sobie wściekłości na tamten ustrój. Nikomu w związku z tym nie ubliżałem - szanowałem, rozmawiałem z każdym – mówi na wstępie. Udzielał pomocy rodzinom, których członkowie byli internowani w czasie stanu wojennego.
Do „Solidarności” należał od 1980 roku, a po stanie wojennym został przewodniczącym związku w Zakładzie Papierniczym w Rudawie. – Prawda była taka, że nawet jeszcze przed tym jak zostałem przewodniczącym już nim byłem, bo mój poprzednik nie wszystkim się podobał, nie był konserwatywny. Być może był z czyjegoś nakazu. Pierwsze, co zrobiłem jako przewodniczący, to zabrałem się za organizowanie pielgrzymki do Rzymu, do Ojca Świętego Jana Pawła II. To nie była w tamtym czasie łatwa sprawa – mniej komplikacji sprawiało zgromadzenie funduszy niż spięcie organizacyjne całości. Napisałem ogłoszenie o pielgrzymce i powiesiłem go na drzwiach portierni. Nie trzeba było być związkowcem, żeby pojechać – to miała być pielgrzymka dla wszystkich.
Pan Piotr zaraz otwiera albumy ze zdjęciami z tego wyjazdu. Wymienia nazwiska uczestników. Dużej części z nich z nich już nie ma… Pan Piotr stoi najbliżej Jana Pawła II. – Do dzisiaj mam zeszyty ze wszystkimi zapisami wyjazdowymi, listami, ubezpieczeniami, z opracowaniem trasy. Przed wyjazdem trzeba było jeszcze „załatwić” księdza, bo wyjazd musiał mieć charakter pielgrzymki. No i tutaj był problem, bo żaden ksiądz nie chciał z nami jechać, tzn. nie chciał albo nie mógł… Ale ja się nie poddawałem. Doszło do tego, że swoim rowerem dotarłem do większości parafii dekanatu, z propozycja wyjazdu. W końcu dotarłem do Sanktuarium w Lasku Prudnickim, do ojców franciszkanów. I tam młody ksiądz, zaraz po święceniach zgodził się z nami pojechać. Ale oczywiście musiał być jakiś problem – on nie miał paszportu. Co robić skoro czas załatwiania wiz się zbliżał? W papierni pracował człowiek z Nysy, którego ubiór był podejrzany – taki elegancki płaszczyk, marynareczka. Zdradzał, że może mieć coś do czynienia z milicją. Ale co tam! Poszedłem do niego i mówię jak jest – że jest ogłoszenie o pielgrzymce organizowanej przez księdza, ale… księdza nie ma, a w zasadzie to nie ma paszportu dla księdza… Człowiek pomruczał coś pod nosem, a w końcu powiedział, żebym pojechał do Opola na milicję, do człowieka, którego nazwisko mi podał. Tak też zrobiłem. Kiedy wszedłem do budynku zobaczyłem człowieka, który chodził niespokojnie tam i z powrotem. On mnie zapytał, kogo szukam. Okazało się, że szukałem właśnie jego. Wiedział, o co mi chodziło. „A z tym księdzem pan pojechał? – zapytał - Nie. - Ja miałem tylko sprawę załatwiać, nie? Wie pan – mówię – to już czas wizowania, a on nie ma paszportu… Odpowiedź była szybka – jak będę jechał do domu miałem wstąpić do biura paszportowego. Paszport miał już czekać! Proszę sobie wyobrazić, że jestem na miejscu a na pierwszym piętrze wisi informacja: „Piotr Łojko. Odbiór paszportu”. Jak się to stało, że tak łatwo poszło? Może, dlatego, że ja nigdy nikogo się nie bałem i ze wszystkimi uczciwie rozmawiałem – kwituje pan Piotr.
To był 1990 rok. Spotkanie z Janem Pawłem II było ogromnym przeżyciem. Najpierw msza św. w kaplicy papieskiej, a potem indywidualne spotkanie – z głuchołazianami. - Ojciec Święty wiedział od razu, gdzie leżą Głuchołazy. Zaraz sam dodał… Sławniowice, bo przecież także do Watykanu stamtąd wyjeżdżał marmur – wspomina pan Piotr pokazując zdjęcia z Janem Pawłem II.
Pan Piotr później zorganizował kilka podobnych wyjazdów do Rzymu dla głuchołazian, m.in. dla miejscowej młodzieży. Na zdjęciu z Ojcem Świętym i głuchołaską młodzieżą obok nóg Ojca Świętego klęczy chłopak trzymający kielich. Papież trzyma rękę na jego ramieniu. Może to był znak, może nie... ale chłopak ze zdjęcia został księdzem.
Pan Piotr kilkakrotnie brał udział w spotkaniach z Naszym Papieżem podczas jego wizyt w kraju. Podczas nich zgłaszał się na wolontariusza do obsługi tej wizyty.
Z gronem działaczy „Solidarności” brał udział w pogrzebie zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszki. Kto pamięta tamte czasy wie, że był to największy pogrzeb, jaki odbył się w Polsce. Według różnych danych (oprócz zaniżonych, podawanych przez SB) wzięło w nim udział między 600 tys. a milionem ludzi, którzy przyjechali do Warszawy, by uczcić zamęczonego kapelana „Solidarności”. Działacze związku z Głuchołaz zastanawiali się jak uczcić zamęczonego kapłana tutaj – w Głuchołazach. Podjęto decyzję o budowie pomnika. Do działania przystąpiono od razu. Powstało kilka projektów. 11 listopada 1991 roku w Święto Odzyskania Niepodległości przez Polskę po mszy odprawionej przez biskupa Jana Wieczorka nastąpiła doniosła chwila odsłonięcia pomnika, który stanął przed kościołem św. Franciszka.
W piątą rocznicę męczeńskiej śmierci ks. Jerzego grupa mieszkańców z Głuchołaz i z Nysy udała się do Warszawy na grób ks. Jerzego. Po wspólnej modlitwie w kościele Stanisława Kostki złożyli w darze ryngraf Maryjny, który wyrzeźbił w drewnie Włodzimierz Cwaliński z Głuchołaz.
Dodajmy, że Piotr Łojko zredagował książkę „Zło dobrem zwyciężaj: Głuchołazy 1980-2010”. Wydawnictwo jest zbiorem wspomnień i historii działalności głuchołaskiej NSZZ „Solidarność”. Wśród jego licznych zajęć był także druk nielegalnych ulotek, który zorganizował w stanie wojennym na poddaszu swojego domu.
Jak już pisaliśmy na początku tekstu w życiu pana Piotra i jego rodziny Kościół odgrywa ogromną rolę. On sam posiada klucze do małej głuchołaskiej świątyni i jest na każdym nabożeństwie. Tak jest od czasu ślubu, a ten państwo Łojkowie wzięli 48 lat temu. – Jestem na dwóch mszach niedzielnych i w tygodniu. To, że odpowiadam za świątynię traktuje, jako zaufanie ze strony proboszcza – dodaje skromnie kościelny.
To właśnie w tym kościele kilkanaście dni temu burmistrz Głuchołaz Paweł Szymkowicz wraz z przewodniczącym rady miejskiej Jerzym Dunajem – przy obecności tłumu wiernych - wręczył panu Piotrowi odznaczenie „Za zasługi dla Gminy Głuchołazy”. To również tutaj od wielu lat mają miejsce koncerty o tematyce patriotycznej, które odbywają się z okazji Narodowego Święta Niepodległości. Ich pomysłodawcą był – a jakże – Piotr Łojko.
Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie