
Rok temu mieszkańcy Nysy obronili swoje miasto, ratując wał Nysy Kłodzkiej przy ul. Wyspiańskiego. Zrobili to pomimo rozpaczliwej postawy władz Nysy. Burmistrz Kordian Kolbiarz zaapelował do mieszkańców, by w trybie pilnym się ewakuowali z powodu pękającego wału na rzece. Gdyby do tego doszło do miasta wlać się miała około dwumetrowa fala.
Ludzie go nie posłuchali i sami wzięli się do roboty. Na czele „buntu” stali bracia Maciej i Marcin Salachna, którzy w mediach społecznościowych ogłosili, że wał da się uratować. Uruchomili falę pomocy, której nie były zapewnić żadne służby.
Podobnie twierdził Piotr Smoter. Widząc zrzucane z helikoptera „big bagi” z piaskiem uznał, że nie ma to sensu, a wyrwa jest do zasypania workami z piaskiem.
W odpowiedzi na internetowy apel Salachny nad brzegiem rzeki stawiło się w nocy z 16 na 17 września około 2000 osób – od nastolatków po seniorów. Stworzyli łańcuchy ludzi, napełniając i układając tysiące worków z piaskiem, którymi zasypywali wyrwę przy ul. Wyspiańskiego. Pomagali im żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT), strażacy i policja. Wody Polskie tymczasowo zmniejszyły zrzut z Jeziora Nyskiego z 1000 do 800 m³/s, co dało oddech obrońcom. Niespotykana mobilizacja mieszkańców i kilkugodzinna akacja doprowadziła do tego, że wał został zabezpieczony. Ich determinacja i solidarność stały się symbolem nadziei w obliczu klęski żywiołowej.
W tym zrywie niedoceniana jest rola nyskich przedsiębiorców. Nie tylko walczyli z żywiołem własnymi rękami, użyczyli swojego sprzętu, ale też materiałów. Feralnej nocy udało się np. otworzyć kopalnię w Kamiennej Górze, skąd wożono kamień.
Mieszkańcy Nysy udowodnili, że w obliczu katastrofy ludzka determinacja może powstrzymać nawet „wodę stulecia”.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dlatego też uważam że upamiętnienie obrońców Nysy z 2024 roku ma większy sens niż dorosłego faceta który w tym czasie "poległ" z własnej głupoty.
Ale do nagród i medali byli inni.