
Życie nigdy nie rozpieszczało niespełna 19-letniego Filipa Przedlackiego z Głuchołaz, ale to co wydarzyło się w ciągu kilku ostatnich miesięcy sprawiało, że musiał wydorośleć w błyskawicznym tempie – stracił mamę, został opiekunem prawnym swojej 3,5-letniej siostry, musi kompletnie wyremontować mieszkanie socjalne, które otrzymał. Najtrudniejsza jest jednak walka przed sądem o prawo do opieki nad siostrą z jej biologicznym ojcem.
Mamo, dlaczego Cię nie ma?
- Mama była bardzo wesołą i dobrą osobą, udzielała się charytatywnie, pracując jako krawcowa nie chciała od ludzi pieniędzy za prace, którą wykonała. Niestety otaczała się ludźmi, którzy nie byli dla niej odpowiedni i pojawił się problem alkoholowy – opowiada Filip.
Zaraz dodaje, że prawdziwym szczęściem dla mamy i dla niego było pojawienie się na świecie 3,5-letniej dzisiaj Ivanki. - Mama zmieniła się wtedy diametralnie. Z powodzeniem przeszła terapię alkoholową. Chciała dobrze dla mnie i dla niej. Mówiła, że jej pragnieniem jest lepiej wychować ją i więcej czasu jej poświęcić niż zrobiła to dla mnie. Zawsze miała bowiem wyrzuty sumienia, że mi poświęciła za mało czasu, chociaż ja nigdy jej nie miałem tego za złe, bo rozumiałem sytuację.
Wszystko zmieniło się w październiku minionego roku. Filip - podobnie jak wielu jego znajomych – w weekend pracował w podwrocławskim magazynie wysyłkowym popularnej firmy. Pojechał do pracy na nocną zmianę, a kiedy wrócił rano do domu nie mógł się do niego dostać. – Mieliśmy wspólny przedpokój z sąsiadką i to ona mi otworzyła. Poszedłem sprawdzić co się stało, dlaczego mama nie otworzyła mi drzwi. Okazało się jednak, że mama nie żyła. Umarła we śnie. Miała zaledwie 42 lata. Od dłuższego czasu miała problemy z sercem. Potem znalazłem w mieszkaniu jej zapiski i wyszło, że miała często bardzo wysokie ciśnienie. Ciągle jej zdrowie było na drugim planie – na pierwszym planie byliśmy my z Ivanką… - opowiada Filip.
Mieszkanie jest, ale…
Chłopak opowiada, że tylko przez chwilę mógł sobie pozwolić na rozpacz po stracie mamy. Z dnia na dzień musiał stać się matką i ojcem dla swojej małej siostry. Tym bardziej, że większość rodziny mieszka poza Głuchołazami, a w tym mieście mieszka tylko siostra babci. – W tamtym momencie już nie nocowaliśmy w mieszkaniu na ul. Andersa (od aut. mieszkanie z zasobów gminnych). Na dwa tygodnie przed śmiercią mamy zabronili nam palić w piecu węglem, bo uszkodzony został komin. Używanie pieca groziło zaczadzeniem. Trzeba było coś robić, bo zostaliśmy bez ogrzewania. Nie było tam warunków do życia z małym dzieckiem. Tymczasowo przeprowadziliśmy się więc do mieszkania brata mojej mamy, który teraz przebywa w Belgii - opowiada.
Filip, który został opiekunem prawnym swojej małej siostry na początku maja dostał przydział mieszkania socjalnego. Cieszył się, że gmina tak szybko zareagowała na sytuację, w której się znalazł. Wtedy też okazało się jak wiele dobrych ludzi go otacza. Wśród nich są m.in. Karina Żemła i Małgorzata Pietroń, które pomagają chłopakowi w zorganizowaniu nowego życia – zwłaszcza pod względem załatwienia wszelkich formalności, pozwoleń. A jest tego sporo… Mieszkanie nie robi najlepszego wrażenia. To dwa pomieszczenia wymagające kompletnego remontu. Póki co nie można ruszyć z pracami, bo trzeba poczekać na otrzymanie wymaganych pozwoleń. – Już na drugi dzień po otrzymaniu kluczy dzwonię do Filipa, a on mówi, że jest w mieszkaniu i sprząta – opowiada Małgorzata Pietroń. – Pozostałości po byłym lokatorze pakował do ogromnych worów i wynosił. Szybko znaleźli się koledzy, którzy mu pomogli. Jeden pan udostępnił za darmo ogromny kontener i obiecał, że można jeszcze liczyć na jeden, bo trzeba usunąć stary kaflowy piec. Największym problemem – także pod względem finansowym jest konieczność zamontowania tam ogrzewania gazowego, bo to koszt ok. 20 tys. zł. Trzeba zrobić łazienkę, której nie ma, a którą trzeba wygospodarować z powierzchni, bo po prostu do tej pory jej tutaj nie było, wymienić instalację, wymienić podłogi, drzwi…
- Na razie stoimy z pracami, bo czekamy na pozwolenia – mówi z kolei Karina Żemła. – Zorganizowaliśmy dla Filipa zrzutkę w internecie, ale zgłasza się dużo osób, które chcą mu pomóc przekazując różne rzeczy. Ja grzecznie zapisuję numer i mówię, że pozwolę sobie zadzwonić kiedy wszystko będzie gotowe, bo teraz nie możemy przyjąć żadnego sprzętu. Strażacy chcą pracować, ale my nie możemy ruszyć. Dokumentujemy fotograficznie jego obecny stan, bo za pięć lat będzie można go wykupić za 10 proc. wartości – mamy nadzieję, że obecnej, a nie tej po remoncie. Póki co całkowicie opieramy się na darczyńcach i ludziach, którzy dzwonią i oferują pomoc. Jest to pomoc zarówno finansowa jak i doradztwo, projekty. Mamy ekipę, która wykona instalację elektryczną, mamy pana, który wykona tynki. Zadeklarowano nam, że będą meble kuchenne…
Ojciec i brat
Filip otoczony tyloma ludźmi dobrej wioli, którzy mu pomagają i będą pomagali nie martwi się o to, czy uda mu się przeprowadzić remont. Sen z oczu spędza mu sądowa walka o prawo opieki nad Ivanką, którą toczy z jej biologicznym ojcem - obywatelem Ukrainy, który przebywa w naszym kraju. Mama Filipa wzięła z nim ślub przed narodzinami córki, a rozwiodła się tuż przed swoją śmiercią. Nawet już po jej odejściu, na adres mieszkania, w którym mieszkała, przyszły ostatnie dokumenty w tej sprawie. – On (ojciec Ivanki) przez pół roku od jej urodzenia mieszkał z nami, ale kończyła mu się wiza i wrócił do ojczyzny. Po tym te kontakty z mamą i Ivanką stały się oziębłe. On nie był nawet na pogrzebie. Przyjechał w grudniu, chociaż dawaliśmy mu znać (przypomnijmy, że mama zmarła w październiku). Ivana go nie poznała, bo nie widziała go bardzo długo. Nie widziała ok. 2 lat. Nie był przy niej, gdy wychodziły jej pierwsze ząbki, gdy uczyła się chodzić. Wrócił i… został.
- Mama Filipa i Ivanki była po terapii i próbowała to utrzymać, ale on jej w tym nie pomagał. Kto spotkał się z takim problemem wie, że osoba wychodząca z nałogu musi mieć wsparcie – a jeśli w domu współmałżonek spożywa alkohol nie jest to wsparcie. On miał założoną niebieską kartę, ale w sądzie dowiedziałam się, że już jej nie ma, bo nie żyje osoba, której ta przemoc dotyczyła – dodaje Małgorzata Pietroń.
Nigdy nie będzie sam
Brat dodaje, że jego mała siostra jest bardzo ufnym dzieckiem, bardzo łatwo nawiązuje kontakty i wystarczy przysłowiowy cukierek, by rzuciła się ofiarodawcy na szyję. – Tylko, że on daje jej słodycze a ja chodzę z nią do dentysty, ja chodzę z nią do lekarza… On był wyłączony z jej życia przez większą jego część, niewiele o niej wie… – mówi Filip.
Nasi rozmówcy dodają, że sąd zdecydował, że Ivanka spędza z ojcem weekendy – trafia do niego zaraz po piątkowym wyjściu z przedszkola. – Ojciec Ivanki wynajmuje mieszkanie z innymi osobami i Ivanka trafia właśnie tam. Ma zasądzone śmiesznie niskie alimenty, ale i tak ich nie płaci – dodaje pani Małgorzata, która ma już za sobą zeznania w sądzie w Prudniku, gdzie toczy się proces o ustanowienie opiekuna prawnego dla 3,5-latki.
- Ja nie chcę Ivanki izolować od biologicznego ojca – on nim jest i nic tego nie zmieni. Ona powinna mieć z nim kontakt, ale nie wyobrażam sobie, żeby sąd mi ją odebrał. Gdyby tak się stało to jej ojciec mógłby ją wywieźć na Ukrainę i straciłbym z nią kontakt. A może dzięki temu, że stanie się jej opiekunem prawnym dostać pobyt w Polsce i wyprowadzić się do innego miasta, żebym nie miał z nią kontaktu.
Na pytanie skierowane do Filipa czy jest on gotowy na bycie zarówno bratem jak i ojcem – i to w jednej osobie - odpowiada stanowcze „TAK”. – Nie boje się pracy, a przedszkole jest od godz. 6.00. Niedawno skończył technikum informatyczne i chyba dobrze „poszła” mi matura – dodaje.
- My i nie tylko my zawsze jesteśmy gotowi pomóc Filipowi – deklarują Kamila Żemła i Małgorzata Pietroń.
Niestety nie udało nam się porozmawiać z biologicznym ojcem Ivanki. Numer telefonu podany nam przez Filipa nie odpowiadał, mimo kilkakrotnych naszych prób nawiązania kontaktu.
Gdyby ktoś z naszych Czytelników chciał pomóc Filipowi, podajemy numer telefonu do pani Kamili 792 185 245.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
A jak by tak p. Poseł Bortniczuk się zaangażował , przecież jest z Glucholaz , i przy wykończeniu swego domu i innym by pomógł , mały gest a wiele by znaczył .
dlaczego pokazywać palcem na kogoś , zawsze trzeba zaczynać od siebie pomagać innym , a nie siedzieć tu i głupoty pisać
Dlaczego miasto daje mieszkanie do remontu dzieciom które nie posiadają źródła utrzymania?. te dzieci powinny otrzymać mieszkanie po remoncie dostosowane do ich potrzeb oraz na jakiś czas zwolnione z wszelkich opłat-przynajmniej do czasu posiadania dochodów. Gest miasta - sory ale bez realnego spojrzenia na sytuację. Najpierw powinno się to mieszkanie wyremontować a dopiero pozwolić im tam zamieszkać. Jak ten dzieciak ma mieć pieniądze na remont kiedy ne ma chleb?
Ten dzieciak czemu do pracy nie podejdzie ma 19 lat czysty zysk ze zbiórki dzieciakowi się robić nie chce