Sejm maciczny

"Jestem jak macica, nie damska lecz perłowa" - pisał przed laty Boy-Żeleński. Okazuje się, że nie perłowa lecz damska ma właśnie stanowić o naszym życiu politycznym. Oto Sejm przyjął ustawę o tzw. parytetach. Zobowiązuje ona wszystkie partie do wystawiania na listach wyborczych co najmniej 35% kobiet. Oczywiście prym w całej tej akcji wiedzie jak zwykle profesora (korektor nie poprawiać!) Magdalena Środa. Fiminazistki od lat występują za tzw. równością kobiet w życiu publicznym i właśnie w imię tej równości wymusiły wprowadzenie "parytetu". Problem polega na tym, że ustawa która mechanicznie zmusza każde ugrupowanie do przyznania kobietom określonej liczby miejsc na listach (później w parlamencie) jest w sposób najoczywistszy sprzeczne z przekonaniem, że kobiety są równe mężczyznom. Jeśli bowiem kobiety są tak samo zdolne do występowania w roli polityka, przywódcy, posła czy radnego - to dlaczego nie miałyby zdobyć poparcia wyborców za ich walory umysłu, charakteru, wiedzę czy zdolności przywódcze? 
Dopiero przekonanie, że kobiety są w istocie głupsze i mniej zdolne od mężczyzn prowadzi do wniosku, że trzeba im dać parytety, żeby wyrównać szanse wynikające z niższych kwalifikacji. Wszystkie akcje z punktami dodatkowymi, preferencjami i parytetami opierają się na przekonaniu, ze jakaś grupa nie poradzi sobie sama i trzeba ją sztucznie wspierać. Okazuje się po raz kolejny, że największymi wrogami kobiet są feministki, a  wszelkie parytety są obrazą dla normalnych kobiet, które w życiu zawodowymi społecznym tudzież politycznym, dają sobie świetnie radę. Pani Thatcher nie były potrzebne żadne parytety, żeby objąć przywództwo w Wielkiej Brytanii, zresztą w okręgach jednomandatowych żadne parytety istnieć nie mogą.
W sposób oczywisty więc "parytety" są sprzeczne z logiką i przekonaniem, że istotom ludzkim przysługują takie same prawa, a w procesie wyborów należy wybierać ludzi za ich walory osobiste - wiedzę, umiejętności przywódcze i zdolności do rozwiązywania problemów społecznych.
Tymczasem Środa et consortes zmuszają nas do wybierania do Sejmu osób na podstawie kryterium biologicznego, płciowego. Od tej pory na listy wyborcze będzie można trafić na podstawie posiadania - excusez le mot - macicy. 
Zwracam uwagę, że ustawa o "parytetach" otwiera puszkę Pandory (czy jak każą nam mówić feminazistki - "Puszkę Pandora").  Skoro płeć może być warunkiem niezbędnym do wpisania na listę wyborczą, to co zrobić z tranwestytami i pederastami. Wszak konieczne stanie się przyznanie im też - jako "trzeciej płci" - "parytetu". Tylko czekać aż o ty lewica wystąpi.
Wyobraźmy sobie też, jakie problemy będą miały wszystkie ugrupowania z wypełnieniem owych 35% miejsc dla kobiet. Jak gorączkowo będą szukać kiedy zabraknie im choćby jednej kobiety koniecznej do zarejestrowania listy. Podejrzewam też, że w tej sytuacji powstanie nowy zawód - "kandydatka do wynajęcia".
Cała ta sytuacja jest tak absurdalna, tak głupia, że każe zastanowić się nad stanem umysłu tzw. polskiej klasy politycznej, która przeciwko idiotyzmom wciskanym przez feministki nie protestuje. 
Dlaczego premier reprezentujący podobno partię konserwatywną zgadza się na takie bzdury? Bo to, że szkodniki z lewicy zrobią wszystko, żeby zdobyć parę procent poparcia już od dawna wiemy. 
Co prawda posłowie PiS protestowali, ale jakoś tak bez przekonania, bez zwracania uwagi na łamanie fundamentalnych zasad prawdziwej równości wobec prawa. Jeśli mi się bowiem podoba wystawić listę z samych facetów, to przecież Magdalena Środa może sobie wystawić podobną listę złożoną z samych zdziczałych feministycznych bab. Brr, już to widzę! Kto głosowałby na Środę? Chyba ten, który do czwartku nie zdążyłby wytrzeźwieć.
Co prawda, to na pewno nie rozum rządzi światem, co zauważył już, papież Paweł V, gdy rzucił do jakiegoś mnicha - "Mój synu, nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, jak małą ilością rozumu rządzony jest ten świat."
Wszakże między małą ilością rozumu, a gigantyczną głupotą jest jakaś różnica.