Reklama

Sprawiedliwi docenieni po latach

Nowiny Nyskie
23/04/2019 16:35

27 maja na Zamku Królewskim w Warszawie odbędzie się uroczystość wręczenia orderów „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. To wyróżnienie trafi pośmiertnie do Anny i Józefa Budyńskich oraz ich córki Krystyny Bryk za ukrywanie w czasie wojny rodziny Bluhman. W uroczystości udział weźmie duża grupa potomków państwa Budyńskich, którzy mieszkają na terenie naszego powiatu, głównie w gminie Kamiennik.

W tej grupie z pewnością będą córki pani Krystyny i jej wnukowie. Jeden z nich - Marcin Kruszyński (który poinformował nas o tym wydarzeniu), jest prezesem grodkowskiego Stowarzyszenia Kryptonim T -IV im. Witolda Pileckiego, które aktywnie działa na naszym terenie pomagając m.in. pracownikom Instytutu Pamięci Narodowej w odnajdywaniu grobów zamordowanych Żołnierzy Niezłomnych.
„Nowiny” kilka miesięcy temu pisały o decyzji Komisji Yad Vashem dotyczącej przyznania pośmiertnie Annie i Józefowi Budyńskim oraz ich córce Krystynie Bryk odznaczenia Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Wtedy jednak nie była znana dokładna data uroczystości. Dziś już wiadomo, że odbędzie się ona 17 maja na Zamku Królewskim w Warszawie. Ta wiadomość była dla całej rodziny powodem do dumy. W końcu - po tylu latach -bezinteresowne zaangażowanie i poświęcenie dla drugiego człowieka Anny i Józefa Budyńskich oraz ich córki Krystyny Bryk zostanie w godny sposób uhonorowane.


Na jej oczach
Krystyna Bryk do śmierci nosiła w swym sercu tragedię rodziny Bluhman i pragnęła spotkać swoje ocalone przyjaciółki szkolne. Niestety nie dożyła tej chwili. Wiek i odległość, która ich dzieliła nie pozwoliła na spotkanie, uściski, wspomnienia. Musiała wystarczyć rozmowa telefoniczna, która miała miejsce po… 60 latach od rozstania.
Krystyna Bryk urodziła się w 1925 roku. Będąc dzieckiem była świadkiem eksterminacji Żydów w swojej rodzinnej miejscowości – w Krzywczu Górnym nad Dniestrem w województwie tarnopolskim. Rodzice pani Krystyny utrzymywali od zawsze przyjazne stosunki zarówno z miejscowymi Żydami, jak i Ukraińcami. Zwłaszcza ta pierwsza nacja udzielała dobrych rad, co do uprawy roli czy zdrowia.
Wśród społeczności żydowskiej w tej miejscowości byli Sheindel i Pinches Bluhman. W Krzywczu Górnym byli majętnymi ludźmi - właścicielami gospody na rynku, dużego gospodarstwa oraz młyna zbożowego. Jedna z ich córek Betty chodziła do szkoły i przyjaźniła się z Krystyną Budyńską (później Bryk).
Nadszedł jednak czas wojny – Żydów czekała wywózka lub śmierć. Pani Krystyna za życia opowiadała swoim bliskim o tym, co widziała jako młoda dziewczyna – o tym, że ziemia spływała krwią i jak leżeli na niej ich sąsiedzi – Żydzi, m.in. lekarz z żoną i córeczką, właściciele sklepów, kupcy, koledzy szkolni. Anna i Józef Budyńscy chronili jak mogli przed tym obrazem swoją córkę jednak tragedii tej nie dało się ukryć. Zwłaszcza, że Anna Budyńska była osobą niezwykle wrażliwą, chętną nieść pomoc. Nie mogła pojąć widząc akcję „polowania na Żydów”, jak można zabijać ludzi tylko ze względu na nację.

Schronienie w słomie
Relacje między rodziną Budyńskich i Bluhmanów były tak silne, że Polacy zdecydowali się na krok, który groził im śmiercią – ukryli córki swoich żydowskich przyjaciół. Oprócz Betty, która miała wtedy 21 lat u Budyńskich ukryła się także 13-lenia Molly. Tylko dzięki temu dziewczyny nie zostały wywiezione do obozu lub nie zginęły na miejscu.
Siostry Bluhman przez wspomniany rok ukrywały się w słomie – w zimie była to słoma składowana w szopie, w której Józef Budyński wydrążył dla nich specjalny schron, a latem – gdy było duszno – w stogu na polu. O losie sióstr wiedziała tylko trzyosobowa rodzina Budyńskich. Żywność i pojemniki na nieczystości codziennie podawała i odbierała od nich Anna.
Tymczasem ciotka Budyńskich – Celina Toporowska w tym samym czasie ukrywała matkę dziewczynek Sheindel Bluhman (o ojcu dziewczynek nic nie wiadomo) i ich brata oraz jeszcze jednego Żyda. Oni wychodzili na zewnątrz w nocy, by móc się poruszać. Podczas jednego z takich spacerów zauważył ich sąsiad – Ukrainiec, który poinformował o tym policję, a przybyły na miejsce policjant zastrzelił całą trójkę. Ciała prawdopodobnie zakopał na swoim polu sam donosiciel.
Siostry Bluhman słyszały strzały, które padły w sąsiedztwie. Przez głowę przeszła im myśl, że nieszczęście mogło spotkać ich najbliższych, ale Anna Budyńska uspakajała ich, by nie pogarszać i tak kiepskiej kondycji psychicznej. Dziewczyny dowiedziały się o tragicznym wydarzeniu tydzień później. Gdyby zdrajca Ukrainiec przypuszczał, że tak blisko niego też są ukrywani Żydzi z pewnością spotkałby ich ten sam los co matkę i brata. Dowiedziawszy się o tym co spotkało ich najbliższych podobno nie płakały – chyba same nie wierzyły, że przeżyją.
Dodajmy, że Anna Budyńska pomagała jeszcze w przetrwaniu Żydom ukrywanym w Krzywczu Górnym w zabudowaniach Ukraińca Iwana Puszkara.


Ich drogi rozeszły się na 60 lat
Po wyzwoleniu Krzywcza przez Armię Czerwoną w 1945 roku okazało się, że wojnę przeżył także znajomy sióstr Bluhman, Icchak. Garstka ocalałych od zagłady Żydów spotykała się często w domu Budyńskich, który nazywany był przez nich żartobliwie "Judenrat". Betty i Molly wyjechały z Krzywcza do Borszczowa przed Wielkanocą 1945 roku. Z kolei Józef i Anna Budyńscy z córką Krystyną w maju tego samego roku. Tam też siostry spotkały swoich wybawicieli po raz ostatni. Betty i Molly wyjechały do USA, Budyńscy transportem kolejowym do Groszowic koło Opola. Po miesiącu koczowania w szałasach, wojskowe ciężarówki przewiozły wysiedleńców do Kłodoboku w gminie Kamiennik.

Tyle lat!
Po śmierci rodziców Krystyna Bryk za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża rozpoczęła poszukiwania sióstr Bluhman. Kiedy nie przyniosło to rezultatu, napisała do Centrum Wiesenthala w Wiedniu oraz Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Niestety z żadnej z tych instytucji nie otrzymała odpowiedzi. Po latach na stronie internetowej Yad Vashem znalazła informację o tragicznej śmierci brata sióstr Bluhman, Josefa. Obok wiadomości był podany adres Betty Bluhman. To uszczęśliwiło panią Krystynę. Po 60 latach rozmawiała z nimi telefonicznie. Nigdy nie było im już jednak dane zobaczyć się. Wiek i stan zdrowia na to nie pozwolił.
Historię ocalenia młodych Żydówek pani Krystyna przekazała w 2004 roku do Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie. Na prośbę Betty Breitslcin (z domu Bluhman), historia ta została potwierdzona w 2005 roku przez jej córkę oraz zięcia Michaela Matza, korespondenta "The Philadelphia lnquirer" w Jerozolimie.
Wzruszające jest zdjęcie, które znajdowało się w posiadaniu potomstwa pani Krystyny. To fotografia, na której jest Betty z mężem, trzema córkami, zięciami i wnukami podczas uroczystości związanej z 50 rocznicą jej ślubu. Gdyby nie pomoc polskiej rodziny z pewnością nigdy nie zostałoby wykonane, bo nestorka tej rodziny nie ocalałaby z wojennej gehenny.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do