
W Nysie odbył się pokaz drugiej części serialu „Sąsiedzi. Ostatni świadkowie ukraińskiego ludobójstwa na Polakach”. Scenarzystą i reżyserem filmu jest Jacek Międlar.
„Sąsiedzi” to film dokumentalny o ukraińskim ludobójstwie na Polakach w latach 1939-1947 oraz banderyzmie w XXI wieku. Przedstawia relacje ostatnich żyjących świadków rzezi wołyńskiej – jednej z najbardziej bolesnych kart polsko-ukraińskiej historii. Produkcja nie tylko ukazuje dramatyczne wydarzenia, ale także zadaje pytania o pamięć historyczną, przebaczenie i pojednanie między narodami. Jedną z bohaterek produkcji jest nysanka Janina Johnson, która od lat walczy o pamięć o pomordowanych Polakach.
W ub. roku odbyła się pierwsza cześć serialu "Sąsiedzi". Druga część filmu nosi tytuł "Genocidum atrox". - Jest to łacińskie określenie oznaczające straszną zbrodnię, ludobójstwo okrutne - tłumaczył reżyser filmu Jacek Międlar.
Termin ten, używany w kontekście zbrodni na ludności polskiej podczas II wojny światowej, zwłaszcza na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, ma na celu podkreślenie skali barbarzyństwa tych wydarzeń. Wskazuje na to, że ludobójstwo dokonane przez ukraińskich nacjonalistów było szczególnie okrutne i przewyższało inne formy ludobójstwa, takie jak niemieckie czy sowieckie.
W filmie mówią o tym świadkowie, którzy cudem przeżyli ataki Ukraińców. Do mordowania Polaków używali siekier, pił, noży czy kos. Robili to na polecenie przywódców Ukraińskiej Powstańczej Armii, której liderzy tacy jak Roman Szuchewycz czy Kłym Sawur kazali mordować naszych rodaków tak brutalnie i krwawo, żeby zapamiętały to kolejne pokolenia. - W okrucieństwie i bestialstwie ograniczała ich tylko wyobraźnia - przypominał Jacek Międlar.
Film jest tak wstrząsający, że po jego zakończeniu zapadła wymowna cisza.
Reżyser podkreślił, że zadaniem filmu nie jest zemsta, a przypominanie o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów. Ich kult od lat krzewi się na Ukrainie, stawia się im pomniki i opiera politykę historyczną, choć kolaborowali z hitlerowskimi Niemcami. - Z drugiej strony nie zrobili nic, żeby doprowadzić do prawdziwego pojednania między naszymi narodami. - Nie spełnili żadnego z warunków dobrej spowiedzi, bez których nie ma mowy o pojednaniu. Nie wyznali grzechów, nie przyznali się do nich, ani nie żałują za nie. Nie ma też jakiejkolwiek próby zadośćuczynienia za grzechy - zaznaczył Jacek Międlar. Przypomniał też, że Polska od lat popełnia błędy w polityce zagranicznej i nie uczy się na błędach, czego efektem było ludobójstwo na Wołyniu. - Dziś niestety zachowujemy się w podobny sposób, oddając im broń, przyjmując ich do swoich domów, wypłacając pomoc społeczną. Nie miejcie złudzeń, żadnej wdzięczności nie będzie - przekonywał.
Organizatorem wydarzenia w Nysie był Marek Święs, były nyski radny, patriota zaangażowany w walkę o prawdę historyczną.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
"Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary tego ludobójstwa". Mając u siebie parę milionów Ukraińców, powinniśmy zadbać, aby prawda o tamtych zbrodniach został przez nich odkryta.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Mlodzian 36-lat,ksiadz --- naczytal sie opowiesci dziwnej tresci nie znajac prawdziwej histori kresow wschodnich,watpie w to ze wysluchal wszystkich jeszcze zyjacych BOHATEROW poniewaz trzeba ich tak nazywac nikt i nic nie zasloni TRAGEDI jakiej byli swiadkami.Kochani byli mieszkancy kresoe swiadkowie zbrodni na Narodzie Polskim CHYLE PRZED WAMI CZOLO dla mnie jestescie ,jak napisalem na poczatku BOHATERAMI.CZESC PAMIECI POMORDOWANYM.