Reklama

Doszedł Kuba do św. Jakuba. Nysanin Jakub Apostoł pokonał pieszo 3272 km z Nysy do Santiago de Compostela

Nowiny Nyskie
15/10/2023 13:55

Rozmowa z Jakubem Apostołem, nysaninem, który pokonał pieszo 3272 km idąc z Nysy do Santiago de Compostela w Hiszpanii, drogą św. Jakuba. Pokonanie tej trasy zajęło ponad 3 miesiące.

„Nowiny Nyskie” - Skąd pomysł na przejście tak morderczego dystansu – z Nysy do Santiago de Compostela
Jakub Apostoł – Czytałem dużo na temat św. Jakuba, w związku z tym, że noszę imię po świętym, a nazwisko także zobowiązuje (śmiech). Zainteresowałem się więc tematem drogi św. Jakuba. Zacząłem też czytać o osobach, które ją przeszły, które dzieliły się wskazówkami, chociażby na temat tego, jaki dobrać sprzęt.
Pierwotnie pomysł przejścia tej drogi zrodził się w mojej głowie w 2021 roku. Nie udało mi się wtedy tego dokonać. Nie chodziło o to, że moje ciało nie dało rady – bardziej chodziło o głowę – byłem chyba za bardzo nastawiony na to, żeby to zrobić. Za bardzo chciałem, i pierwszego dnia zrobiłem już ponad 40 km. To było wtedy zbyt dużo i w efekcie doszedłem tylko za Złoty Stok. 
Teraz się udało! Przeszedłem dużą część Europy. Pokonałem z Nysy do Santiago de Compostela 3272 km w ciągu 98 dni. Wyruszyłem 15 maja ze swojego domu – tak jak robią to pielgrzymi, a zakończyłem wędrówkę 20 sierpnia. To było niemal sto dni wędrówki przez Czechy, Niemcy, Francję oraz Hiszpanię. Dzięki temu mogłem spotkać różnych ludzi, poznać kulturę i style życia. Bardzo się tym cieszyłem, bo to było coś nowego i jak kończyłem podróż przez dany kraj to było mi smutno, że to jest koniec.

- Czy miał Pan ściśle zaplanowaną pielgrzymkę, tzn. rozpisaną trasę, ilość kilometrów, które musi Pan przejść danego dnia?
- Nie. Miałem zaplanowane może trzy, cztery dni od wyjścia z domu, czyli że najpierw Paczków, Duszniki i to mniej więcej wszystko. Dalej korzystałem z mapy – głównie w telefonie. To były różne odcinki – najkrótszy liczył ok. 20 km, a najdłuższy ok. 47 km. Średnia waga plecaka, który niosłem wynosiła ok. 20 kg – czasem więcej a czasem mniej. Szedłem sam, ale po drodze spotykałem wiele osób, które zmierzały w to samo miejsce co ja. Oczywiście najwięcej z nich spotkałem w Hiszpanii. Pierwszą osobę pielgrzymującą do Santiago de Compostela spotkałem jednak już w Czechach – Czeszkę Lusi, która niedawno wróciła do domu drogą, a więc szła nieco dłużej niż ja. Ale na początku przez kilka dni szliśmy razem. Potem rozdzieliśmy się ze względu na różne tempo marszu. Do Pragi szedłem własną drogą, później do Norymbergii. W Niemczech szedłem czasami wyznaczoną drogą św. Jakuba, a czasami własną trasą. Podobnie było we Francji. Jednak w Hiszpanii - kiedy doszedłem do podnóża Pirenejów - to już ściśle podążałem drogą św. Jakuba. Bardzo trudno się zgubić, bo oznaczeń na drodze jest bardzo wiele.

- Czy pielgrzymowanie jest nadal popularne w Europie?
- Jak najbardziej tak! Widać to po tysiącach ludzi, których spotkałem. 15 km przed celem wszędzie było ich morze! Tłumy ludzi mówiących w różnych językach. Myślę, że spotkałem ok. 20 nacji i miałem okazję rozmowy. Najbardziej egzotyczni pielgrzymi, których spotkałem pochodzili z Australii, Tajwanu, z Kanady. Osoba z Tajwanu była niewidoma i szła ze swoim przewodnikiem.

- Która nacja była najliczniejsza na pielgrzymkowym szlaku?
- Co ciekawe, nie byli to Hiszpanie. Było bardzo dużo Włochów.

- Rozmawiał Pan z ludźmi. Czym dla nich była ta droga? Czy sposobem na fizyczne sprawdzenie swoich możliwości czy bardziej przeżycie duchowe?
- Różnie to bywało, ale większość - tak samo jak ja – połączyła te dwa aspekty. Chciałem sobie udowodnić, że mogę robić duże rzeczy. Kiedy wędruje się samotnie i trzeba liczyć tylko na siebie, trzeba trzymać się w ryzach i wytrwać. Spotkałem wielu rowerzystów, a pokonanie drogi św. Jakuba w ten sposób też nie jest łatwą sprawą, bo jadąc trzeba bardziej skupić się na drodze niż robi się to pokonując trasę pieszo. Co ciekawe, 10 km przed Santiago poznałem panie ze Szczecina, które bardzo duchowo podeszły do tego wydarzenia w swoim życiu.

- Przeznaczył Pan na drogę 3 miesiące życia. Musiał Pan dysponować sporą ilością wolnego czasu od pracy? Co Pan robi zawodowo?
- Byłem w wojsku. Wstąpiłem tam dobrowolnie, ale zrodził się – albo lepiej - odrodził się we mnie ten pomysł, to marzenie i chciałem go spełnić. Czułem, że to jest dobry plan i dobry czas, żeby tego dokonać. Na szczęście jako żołnierz niezawodowy mogłem to zrobić, ale chciałbym kontynuować swoją przygodę w wojsku. A więc przygotowałem się, kupiłem sprzęt, którego jeszcze nie miałem, m.in. jednoosobowy namiot. Podczas podróży spałem w przeróżnych miejscach – nawet na… cmentarzu. Ludzie zapraszali mnie też do domu i po kilku dniach spędzonych w namiocie było mi się trudno przyzwyczaić do luksusu jakim było łóżko. Dziękowałem Bogu, że zawsze znajdowałem to schronienie. W Czechach cztery razy nocowałem w domach zaproszony przez mieszkańców, dwa razy w Niemczech i trzy razy we Francji. Znalazłem czeską grupę na Facebooku, która zrzeszała pielgrzymów. Napisałem o tym, że idę do Santiago i czy jeśli ktoś będzie na trasie to będzie mógł mi pomóc. Kilka osób się zgłosiło. Bardzo dużo troski dostałem od Petra, który szefował tej grupie. Dzięki temu wsparciu mogłem wykąpać się w ciepłej wodzie, skorzystać z prądu – to było COŚ. Nie doceniamy takich małych – wielkich rzeczy na co dzień. W drodze to jest jednak luksus. 

- Który moment podczas wędrówki był najtrudniejszy?
- Pierwsza noc. Pojawiło się pytanie: „Co ja robię?”. Chwilowy kryzysik, który szybko zażegnałem. Nie chodziło tutaj o ból fizyczny, który oczywiście później pojawił się na trasie. Kiedy byłem w Niemczech, w Bawarii, to nie było już mowy o żadnym odpuszczeniu. Wiedziałem, że muszę dojść do celu.

- A najradośniejszy moment w podróży? Dojście do tego celu?
- Właśnie nie. Najradośniejszym było pokonanie Pirenejów. Wtedy była burza, potwornie padał deszcz, a ja szukałem schronienia. Znalazłem jamę, w której mogłem przenocować i byłem przeszczęśliwy.

- Czy „trenował” Pan przed rozpoczęciem pielgrzymki?
- Od wielu lat bardzo dużo chodzę, uwielbiam to robić, więc ten rodzaj aktywności fizycznej zawsze był mi bliski. Oczywiście też trochę trenowałem nad Jeziorem Nyskim, chodziłem 10-15 km do Nowak. To było jednak niewiele kilometrów. Chodziło bardziej o to, żeby wprowadzić organizm w cykl chodzenia. Na trasie nie chciałem iść zbyt długich odcinków, żeby nie przedobrzyć.

- Proszę opowiedzieć o samym dotarciu na miejsce.
- Byłem na mszy dla pielgrzymów w katedrze św. Jakuba w Santiago de Compostela. Mnóstwo ludzi – morze osób. Niektórzy ludzie bardzo emocjonalnie podchodzili do tego dojścia na miejsce – płakali ze wzruszenia, krzyczeli z radości. Ja być może, dlatego że tak długo byłem poza cywilizacją nieco zdziczałem (śmiech). Moje emocje były na trasie, a to była tylko kropka nad „i”.
Santiago żyje nie tylko w czasie dnia, ale także nocą. Czasami łatwiej usłyszeć inny język niż hiszpański.
Będąc już w tym miejscu nie mogłem nie skorzystać z okazji i nie dojść na… „koniec świata”, czyli nad ocean, na Przylądek Finisterre. Większość osób wybiera komunikację, żeby tam dotrzeć, ja poszedłem tam pieszo. Oczywiście po przejściu szlaku dostałem tzw. compostelkę czyli certyfikat potwierdzający, że przeszedłem tę drogę. Na trasie trzeba było zdobywać pieczątki do paszportu pielgrzyma i na końcu okazać to w biurze pielgrzyma. Tak naprawdę, żeby otrzymać compostelkę wystarczyło przejść „tylko” sto kilometrów. Wielu ludzi tak robi. 

- O czym myśli człowiek idąc samotnie przez 100 dni przez Europę?
- O tym, co dla mnie jest ważne, co chcę w życiu robić, czasami sobie śpiewa – zarówno w duchu jak i na głos. Na początku chciałem jak najszybciej osiągnąć swój cel i wrócić do rodziny do Polski. Kiedy jednak osiągnąłem połowę drogi, co było dla mnie mentalnie bardzo ważne, myślałem dużo o wdzięczności – żeby ją czuć w swoim życiu, żeby pokazywać ją ludziom, na których mi zależy - rodzinie, przyjaciołom, osobom, które cenię. To było podbudowanie, że jestem w stanie pokonywać trudności, że idę pomimo trudności, że jestem w stanie robić duże rzeczy, a czasami szalone rzeczy. 

- „Meldował się” Pan rodzinie z trasy?
- Tak. Na początku częściej i chciało się tej rozmowy. Kiedy znalazłem się przed Pragą i spotkałem dziewczyny, to byłem przeszczęśliwy, że mogę z nimi pogadać po angielsku. Człowiek chce się jednak dzielić emocjami.

- Jak wyglądała droga powrotna?
- Była bardzo przyjemna, bo pokonałem ją samolotem. Najpierw do Londynu, do rodziny, która tam mieszka i po kilku dniach do Polski. Bardzo trudno było powrócić do rzeczywistości. Co za wrażenie robił sam fakt, że wokół mnie słychać było tylko polski język!

- Czy będzie Pan kontynuował to pielgrzymowanie?
- Chciałbym pójść do Rzymu, do Watykanu. Trudno jednak będzie już o wolne z pracy tak długie, jak podczas drogi do Santiago. Myślę jednak, że w ciągu 2-3 tygodni można także pokonać wspaniałą drogę. Myślę też o zdobyciu Helu. Celem nie musi być miejsce święte. Sama droga jest ważna. Po głowie chodzi mi także Serbia. Jest generalnie kilka pomysłów. Myślę, że nastąpi to w następne wakacje. Dla mnie to jest czas odpoczynku mentalnego, resetu.
- Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Agnieszka Groń  


Santiago de Compostela
Miejsce spoczynku św. Jakuba Większego, jednego z dwunastu apostołów, uczniów Jezusa Chrystusa. Od średniowiecza znany ośrodek kultu i cel pielgrzymek. Do Santiago de Compostela, które było w tamtym czasie jednym z trzech głównych celów średniowiecznego pątnictwa (obok Rzymu oraz Ziemi Świętej), wyruszali ludzie wszystkich stanów. Na szlakach do Composteli, zwanych Drogą św. Jakuba, znajdują się liczne schroniska (albergue), prowadzone przez bractwa i stowarzyszenia przyjaciół Dróg św. Jakuba, osoby prywatne oraz samorządy. Jednym z symboli pielgrzymki i pielgrzymów do Santiago de Compostela jest muszla przegrzebka, nazywana także muszlą świętego Jakuba. Pierwotnie w średniowieczu, muszla była symbolem ukończonej pielgrzymki, a pielgrzym zabierał ją z wybrzeża Atlantyku po dotarciu na koniec średniowiecznego świata - Przylądek Finisterre. Obecnie muszla taka stanowi znak rozpoznawczy pielgrzymów w drodze do Santiago de Compostela. 
 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    działkowiec - niezalogowany 2023-10-15 16:05:04

    Compostela kojarzy mi się z kompostem.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Zwykły gość - niezalogowany 2023-10-16 08:35:50

    A mi działkowiec z drobnym ćpunkiem spod wiaduktu.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    działkowiec - niezalogowany 2023-10-16 18:31:53

    Dość odległe skojarzenie, ale jak takie masz, to miej. :)

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do