Reklama

Filip Wroński: Moim celem Igrzyska Olimpijskie

Nowiny Nyskie
27/05/2022 10:08

Wywiad z dwukrotnym mistrzem Polski w gimnastyce sportowej - Filipem Wrońskim i jego trenerem - Mariuszem Wrońskim.

Krzysztof Centner - Przyjeżdżasz z mistrzostw Polski z dwoma tytułami mistrzowskimi. To już u Ciebie taka tradycja medalowa. Powiedz nam jak to się robi, że zawsze wracasz z medalami?
Filip Wroński
- Na to precyzyjnej recepty nie ma. Trzeba mieć nieco szczęścia i ja to szczęście mam. Mógłbym teraz powiedzieć, że szczęście sprzyja lepszym, więc chyba zasłużenie sięgnąłem po złoty medal tak w ćwiczeniach na kółkach jak i na drążku.

- Nie były to jednak Twoje jedyne medale wywalczone na tegorocznych mistrzostwach Polski?
Filip Wroński
- Zgadza się. Wywalczyłem jeszcze dwa srebrne medale. Pierwszy w wieloboju gimnastycznym, a drugi w ćwiczeniach na poręczach.

- Z którego z tych medali najbardziej się cieszysz?
Filip Wroński
- Zawsze medal zdobyty w wieloboju gimnastycznym smakuje najlepiej. A to z tej przyczyny, że musisz włożyć naprawdę dużo pracy na sześciu przyrządach, żeby o ten medal powalczyć. Drugi taki medal, który bardzo mocno sobie cenię, to złoto na drążku, czyli medal zdobyty na moim koronnym przyrządzie. Przyrządzie który bardzo lubię.

- Trenerze czy współpraca na linii ojciec - syn jest łatwa?
Mariusz Wroński
- Wbrew pozorom wcale taka łatwa nie jest. Zwłaszcza dla Filipa, od którego ja wymagałem podwójnie i Filip wiedział, że nie będzie to dla niego łatwa droga na szczyt. Teraz zbieramy owoce naszej wspólnej ciężkiej pracy, ale kosztowało to zwłaszcza Filipa hektolitry wylanego potu na treningach.

- Satysfakcja z pracy z własnym synem ogromna?
Mariusz Wroński
- Oczywiście. Co prawda zawsze starałem się ukrywać przed Filipem co się ze mną tam w środku dzieje, kiedy on staje na medalowym podium. To uczucie jest niesamowite. Tego się nie da słowami opisać. Pamiętam taki moment na zawodach kiedy Filip podszedł do mnie i powiedział - tato warto wierzyć. W tym momencie łzy pojawiły się w moich oczach. Staram się jednak na zawodach nie rozklejać, ale jak już przyjedziemy do domu uściśniemy się mocno, uśmiechniemy się do siebie i wtedy dopiero emocje z nas schodzą.

- Czy wyjeżdżając na mistrzostwa Polski wierzyłeś, że Filip przywiezie z tych mistrzostw aż cztery medale, w tym dwa z najcenniejszego kruszcu?
Mariusz Wroński
- Skromność i pokora to cechy, które powinny charakteryzować każdego sportowca i dlatego w sporcie niczego nie można być pewnym. Oczywiście, my bardzo ciężko przepracowaliśmy okres przygotowawczy do mistrzostw i jechaliśmy na mistrzostwa z nadzieją na medale, ale niczego nie byliśmy pewni. Tym bardziej że z każdym rokiem jest trudniej. Dochodzą coraz to nowi zawodnicy i trzeba się z tym liczyć.

- Ile czasu poświęcałeś na treningi w okresie przygotowawczym do mistrzostw Polski?
Filip Wroński
- Trenowałem sześć razy w tygodniu po cztery godziny dziennie. Do tego doszła też specjalistyczna dieta dostosowana konkretnie pod mistrzostwa Polski.

- Wyrzeczeń więc troszkę było?
Filip Wroński
- Rzeczywiście było, ale ja nie narzekam. Robię to co lubię i nie sprawia mi to żadnych kłopotów. Mam swój cel w życiu i staram się krok po kroczku do tego celu podążać.

- Twój najbliższy cel?
Filip Wroński
- Moim najbliższym celem jest Puchar Świata, który odbędzie się w Słowenii. Chciałbym tam się pokazać z bardzo dobrej strony.

- A ten najważniejszy cel, do którego zmierzasz?
Filip Wroński
- Dla każdego sportowca największe marzenie to start na igrzyskach olimpijskich. Więc moim celem są właśnie igrzyska olimpijskie.

- Po sukcesach Leszka Blanika brakuje nam zawodników, którzy zdobywaliby medale na największych światowych imprezach. Czy daleko nam do światowej czołówki?
Mariusz Wroński
- Uważam że nie daleko. Wręcz odwrotnie, uważam że my jesteśmy w światowej czołówce. Brakuje nam troszkę szczęścia, które w gimnastyce sportowej jest nieodzowne, żeby sięgać po medale. Nasi zawodnicy wykonują układy o bardzo dużej skali trudności. Brakuje może dopracowania zeskoku, który czasami decyduje o tym, kto powalczy o medale, a kto ukończy zawody poza finałem. Gimnastyka sportowa tak mocno ewoluowała, że ta granica między medalistami mistrzostw świata czy Europy a zawodnikami, którzy zajęli nieco dalsze miejsca jest naprawdę minimalna. Jeżeli my na pucharach świata zajmujemy w eliminacjach dziesiąte, jedenaste czy dwunaste miejsce, to znaczy, że należymy do światowej czołówki.

- Czy przygotowując się do kolejnego sezonu staracie się dokładać nowe elementy do ćwiczenia, czy też skupiacie się na doskonaleniu tego co do tej pory ćwiczyliście?
Mariusz Wroński
- Filip jest bez wątpienia zawodnikiem, który w Polsce uznawany jest za gimnastyka najczybciej ćwiczącego. To oczywiście duży dla nas handicap, ale to za mało, żeby sięgać po medale mistrzostw Polski. Dlatego co roku dokładamy trudność, a ta trudność to elementy z najwyższych grup D i E. Musimy to robić jeżeli chcemy się liczyć w Polsce. Jeżeli byśmy tego nie robili to stoimy w miejscu a krajowa czołówka nam ucieka.

- Jesteś nie tylko wzorcem dla swoich młodszych kolegów, ale także masz z nimi bardzo dobry kontakt. To niezwykle ważne, że mają oni kogo naśladować?
Filip Wroński
- To prawda, że mam z moimi młodszymi kolegami bardzo dobry kontakt, ale tak naprawdę to momentami ja więcej uczę się od nich niż oni ode mnie. Gdy jest się już na wysokim poziomie to do sportu podchodzi się emocjonalnie. Przebywając z młodszymi kolegami wraca radość i cieszysz się podobnie jak oni z tego co robisz. Dlatego tak często razem z nimi trenuję i jeżeli tylko potrzebują mojego wsparcia to z nieukrywaną radością jestem do ich dyspozycji.
Krzysztof Centner

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do