
W Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Nysie odbyły się kolejne warsztaty dla studentów wokalistyki i edukacji artystycznej. Tym razem zajęcia ze studentami nyskiej uczelni prowadziła znana aktorka i wokalistka Hanna Śleszyńska, która również zgodziła się na wykonanie mini recitalu.
„Nowiny Nyskie” – Na czym polegają warsztaty?
Hanna Śleszyńska - Pracujemy nad materiałem jakim jest piosenka. Przekazuję studentom doświadczenia jakie mam w piosence aktorskiej, piosence estradowej. Ćwiczyliśmy dykcję, która jest niezbędnym elementem wyrazistości wykonawcy. Wzięliśmy na warsztat piosenkę Andrzeja Waligórskiego „Ballada ćwiczebna na tempo i dykcję”. Dykcja bowiem jest zmorą wszystkich aktorów – również śpiewających. Zajęcia z dykcji to ciężka sprawa. Na pierwszym roku rzadko kto ma piątkę z tego przedmiotu. Na ogół wszyscy są podłamani, że są beznadziejni. Przy okazji jest to także forma zabawy, bo myślę, że zabawa jest bardzo ważna. Często mówi się „bawcie się tym tekstem, tą sceną”. Ciężko jednak się bawić kiedy człowiek ma trudności. Żeby mieć dobre samopoczucie na scenie trzeba na to zapracować. Uczymy się tego co młodzieży może przydać się w pracy. Trzeba mieć w sobie trochę pokory i być otwartym na różne sprawy.
- Czym jest dla Pani praca z młodzieżą?
- Na co dzień nie pracuję z młodzieżą, chociaż czasami żałuję, bo chodzę na egzaminy, a mój syn dwa lata temu kończył akademię teatralną. Jako aktorka w teatrze matkuje młodym, zawsze staram się ich wziąć pod skrzydła. Jeśli coś mogę im przekazać życzliwie, to robię to w taki sposób, żeby mogli z tego skorzystać. Nie jestem jednak pedagogiem. Jednak gdzieś te geny we mnie są, bo moja mama jest emerytowaną nauczycielką. Gdybym nie została aktorką pewnie zostałabym nauczycielką.
- Jak Pani ocenia nyskich studentów?
- Jestem zachwycona, bo tworzymy fajny chór. Są otwarci, chętni do pracy i zdolni. My – starsi możemy przekazać im doświadczenie, a oni nam – energię. Sama mam dwóch synów i także uczę się od nich i nie ukrywam, że w pewnych dziedzinach jestem niedouczona (śmiech), jak np. informatycznych. Zawsze możemy się od siebie czegoś nauczyć.
- Mówi Pani, że od młodych czerpie energię, ale przecież Hanna Śleszyńska to prawdziwy wulkan energii…
- Wydaje mi się, że łatwiej żyje się, gdy ma się pokłady życzliwości wobec otaczającego świata. Tego nie da się nauczyć - to można zaobserwować i przyjąć jako filozofię życiową, żeby mieć dla siebie życzliwość. Staram się, żeby tym się kierować w życiu.
- Zgodziła się Pani również zaprezentować studentom minirecital. Jakie utwory Pani wybrała?
- Mój recital jest przekrojem przez piosenkę, w której jest ważny tekst, który ma DOJŚĆ do słuchacza i ma zostać zrozumiały. Śpiewam polskie utwory, więc bardzo ważne jest, aby ich tekst był zrozumiały, a rodzaj lekkości i dowcipu jest okupiony pracą, bo do wszystkiego prowadzi właśnie ciężka praca.
Jako śpiewających aktorów interesują nas różnorodne utwory. Miałam do czynienia w swoim życiu zawodowym m.in. z musicalem, bo występowałam w musicalu „Kabaret”, „Chicago” i mam w swoim repertuarze piosenki właśnie z musicali. Śpiewam także utwory czysto literackie, z tekstami Wojciecha Młynarskiego i typowo kabaretowe, jak Andrzeja Waligórskiego.
- Jest Pani bardzo często kojarzona właśnie z piosenką kabaretową. Czy teraz powstają piosenki tego gatunku, które warto wykonać? Czy jest co śpiewać?
- Problem jest ten, że mieliśmy do czynienia z mistrzami słowa. Mam na myśli tutaj współpracę np. z Wojciechem Młynarskim, który dla aktorów mojego pokolenia był wielkim mistrzem. Jego tłumaczenia musicali są po prostu doskonałe, bo przecież słynął z tego, że tłumaczył Brel, czy Brassensa. Mamy więc bardzo wysoko postawioną pod tym względem poprzeczkę i moje wymagania pod tym względem również są wysokie. Nie zadowalam się byle jakim tłumaczeniem, czy byle jakim tekstem, bo wychowałam się na tekstach, które były naprawdę dobre. Chyba o czymś świadczy fakt, że wykonawcy sięgają po piosenki takich autorów jak Osiecka i Młynarski, które już były wielokrotnie wykonywane, bo brakuje takich dobrych tekstów. Chociażby jak „Szuja”, którą genialnie wykonała Irena Kwiatkowska. Są piosenki, które nigdy się nie zestarzeją, to jest taka klasyka i do niej będziemy cały czas wracać. Prezentujemy młodzieży te piosenki, żeby po prostu je znali.
- Istnieje niestety taki trend, panuje takie przekonanie, że publiczność pewnych rzeczy nie zrozumie, ale to jest mylne. Nawet wspominaliśmy ostatnio, jak wspaniałą muzykę filmową kiedyś tworzono. Nikt się nie zastanawiał czy to będzie za trudne dla widza. Przecież Grechuta i Niemen nie śpiewali łatwych utworów… Teraz wszyscy się tego niepotrzebnie obawiają.
Trzeba pilnować tego, aby iść ku górze, a nie w dół.
- Dziękuję za rozmowę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
uczył marcin marcina...(?)