
Rozmowa z ks. Pawłem Dubowikiem z Nysy, mianowanym przez Episkopat Polski Krajowym Duszpasterzem Wspólnoty Trudnych Małżeństw SYCHAR
„Nowiny Nyskie” - W jakich okolicznościach Ksiądz został mianowany przez Episkopat Polski duszpasterzem do pracy z małżeństwami sakramentalnymi, które przeżywają kryzys?
Ks. Paweł Dubowik - Pan Bóg miał takie plany, a każdy z nas ma jakieś powołanie… Kiedy byłem wikariuszem w Opolu zgłosiła się do mnie pani, która rozpoczęła taką właśnie pracę – spotkania małżonków, którzy przeżywają kryzys.
- Czyli SYCHAR był inicjatywą świecką…
- Tak. Jest ruch oddolny, nie tworzą go księża. Kapłan jest osobą towarzyszącą. Początkowo ten młody ruch miał charakter spotkań przyparafialnych. Wówczas zacząłem też jeździć na spotkania organizowane w różnych miejscach w Polsce np. rekolekcje, wszedłem w to mocniej. Kiedy wspólnota się rozrastała stał się potrzebny ktoś, kto oprócz osób świeckich koordynowałby to również od strony duchowieństwa na szczeblu ogólnopolskim.
- Nie jest łatwo przyznać się, że moje małżeństwo przechodzi poważny kryzys…
- Tak. Do kryzysu trudno się jest przyznać. Możemy to zobaczyć na przykładzie osób uzależnionych. Człowiek musi zauważyć swój problem, bo dopiero wtedy można coś z tym zrobić. Jeżeli problemu się nie widzi, albo się udaje, że się go nie widzi, nie można go rozwiązywać.
- Jak wygląda spotkanie Wspólnoty Trudnych Małżeństw?
- Grupa gromadzi małżonków na trzech etapach kryzysu - od tego, kiedy małżonkowie zgłaszają się na spotkania razem. To jest optymalna wersja – oboje bowiem zauważają problem i chcą swoje małżeństwo ratować. Spotkałem się z sytuacją, że na spotkanie przyszło małżeństwo, które było zaledwie kilka miesięcy po ślubie.
Druga grupa to małżonkowie, którzy przychodzą jednostronnie - co prawda mieszkają ze sobą, żyją pod jednym dachem, ale pomiędzy nimi jest coraz większy mur, oddalają się od siebie. Jedna ze stron widzi ten problem, przychodzi, a druga, albo nie jest zainteresowana, albo uważa, że nie ma już czego sklejać mówiąc do współmałżonka: „Jesteś „kościółkowy” to sobie chodź na takie spotkania”.
Trzecia grupa, będąca w najtrudniejszej sytuacji, to grupa, której małżeństwo z punktu widzenia świeckiego już się rozpadło, doszło do rozwodu cywilnego, ale jedna ze stron patrząc na sakramentalność, nierozerwalność małżeństwa, nie chce się pogubić, stworzyć kolejny - niesakramentalny związek. Chce wytrwać w wierności małżonkowi i w przysiędze małżeńskiej. Takie osoby się zmieniają, przeżywają proces uzdrowienia - duchowego, emocjonalnego, zaczynają żyć pełnią życia. Czekają na swojego współmałżonka, są otwarci na jego powrót, ale nie warunkują swojego dalszego życia od tego, że on do nich wróci. To jest bardzo trudne.
Za tymi przykładami stoi wiele ludzkich dramatów. Hasło, które towarzyszy wspólnocie SYCHAR brzmi: „Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania”. Znam przykłady, kiedy małżeństwa wróciły do siebie nawet po wieloletnim kryzysie, separacji czy rozwodzie. Oczywiście jest to długi proces wymagający od małżonków otwarcia się na Pana Boga.
- Ksiądz głosi kazania, prowadzi rekolekcje na ten temat w różnych częściach kraju, ale jak wyglądają spotkania ludzi, których małżeństwa przechodzą kryzys. Czy są to spotkania na zasadzie grup wsparcia?
- Tak, dokładnie. To jest oczywiście skrót myślowy, ale w tych spotkaniach istnieje pewna analogia do grup AA. Najczęstszy model takiego spotkania rozpoczyna się od eucharystii, a potem jest przyjście do salki. W ramach tego spotkania jest zawsze krótka prelekcja, a także dzielenie się tym co jest w nas.
- Jednak w grupach AA każdy mówi o swoich osobistych problemach, w przypadku kryzysów małżeńskich musiałyby to być wynurzenia dotyczące dwóch osób…
- Każdy mówi tyle ile chce. Ta grupa nie działa na zasadzie doradzania - działa na zasadzie dzielenia się jej członków świadectwem własnego życia. Ktoś mówi, w jaki sposób poradził sobie z danym problemem, a inna osoba może z tego doświadczenia czerpać: „Ja zrobiłem tak – mi to pomogło”. Zdarza się, że przy grupach są specjaliści działający na zasadzie wolontariatu, ale najważniejsze jest wzajemne wspieranie.
- Co jest najczęstszą przyczyną kryzysu polskich, katolickich małżeństw, które trafiają pod skrzydła SYCHAR.
- Moja praca jest na innym gruncie niż psychologa świeckiego, do którego trafiają zarówno osoby wierzące jak i niewierzące. I od tego punktu należy zacząć mówić o moich spostrzeżeniach dotyczących przyczyn kryzysów. Te osoby, które do mnie przychodzą same często mówią, że oddaliły się od Boga, że zapomniały o Panu Jezusie, który jest obecny w sakramencie małżeństwa. To też brak komunikacji – małżonkowie nie wsłuchują się w siebie, albo są w sytuacji, w której jedna strona mówi zbyt wiele, a druga wcale lub ta komunikacja ma charakter SMS-owy, karteczkowy na zasadzie: ”kup to i to…, zrób to i to…”. Przez wiele lat byliśmy świadkami wyjazdów jednego małżonka do pracy za granicą, co również powodowało kryzysy. Teraz zaś można być na miejscu i też dużo pracować – tak dużo, że praktycznie rodzina nie ma szans na prawdziwe bycie razem.
Jeżeli nie ma pragnienia budowania więzi to prędzej czy później zaczynają się problemy. Człowiek musi odbudować właściwą hierarchię wartości z Panem Bogiem na pierwszym miejscu. Czasami potrzeba niewiele - tam, gdzie się widziało wielkie problemy tych problemów właściwie nie ma. Częstymi problemami wynikającymi już z wcześniej wymienionych są też różnego rodzaju uzależnienia, zdrada, przemoc itp.
- Żyjemy jednak w takich czasach, w których rzadko się naprawia coś zepsutego – częściej sięga się po nowe?
- Tak i niestety ta zasada przerzuca się też na wartości wyższe - „Zamienię na lepszy model męża, żonę”. Nasza grupa sprzeciwia się „mentalności prorozwodowej”, bo widzimy, że dzisiaj to właśnie rozwód stał się „metodą” rozwiązywania problemów małżeństw. Wystarczy włączyć telewizor, gdzie w wielu filmach i serialach pokazywany jest taki model. Czasami w jednym odcinku widzowie mogą obserwować kilka rozchodzących się par. Rozwody to tragedia. Statystyki pokazują, że ponad 1/3 współczesnych małżeństw się rozpada. W dużych miastach jest to nieraz ponad pięćdziesiąt procent. Mamy w Polsce ok. 65-70 tys. rozwodów rocznie. Jest to dramat zarówno małżonków, ich dzieci – całych rodzin. To pokazuje jak wielki jest to problem. Dzisiaj do miłości podchodzi się w sposób bardzo konsumpcyjny, a coraz rzadziej jest ona traktowana jako trwała postawa, a nie coś przelotnego.
- Przy kryzysie małżeństwa cierpią dzieci…
- Zwłaszcza małżonkowie, ale również ich dzieci, także rodzice małżonków, którzy przeżywają kryzys. Za dramatem małżonków idą dramaty ich najbliższych - czy są to dzieci małe, czy dzieci dorosłe, które niejednokrotnie same założyły już swoje rodziny. Czasami małżeństwom przechodzącym kryzys trzeba pomóc zobaczyć problemy i pokazać, że uzdrawianie małżeństwa nie polega na zmianie innych, ale siebie, bo największy wpływ mamy na samego siebie.
Nie chodzi o wtrącanie się, ale podpowiadanie. Każdy, kto kocha swoich najbliższych pragnie przecież ich dobra.
- Ksiądz powiedział w trakcie naszej rozmowy, że najmłodsza stażem para, która trafiła do wspólnoty SYCHAR miała za sobą zaledwie kilka miesięcy małżeństwa. Czy ze stażu małżonków, którzy trafiają do wspólnoty można wywnioskować, kiedy małżeństwa przechodzą najczęściej kryzysy?
- Z punktu widzenia psychologicznego takie badania są prowadzone, ale my nie zajmujemy się statystyką, bo kryzys może dotknąć małżeństwo w każdym wieku, nawet po kilkudziesięciu latach, czego byliśmy świadkami.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie