
Kilkadziesiąt gobelinów autorstwa Bronisławy Czarny, głuchołazianki i byłej łysanki, można obejrzeć w Muzeum Powiatowym w Nysie. Tytuł wystawy to „Nitką malowane” i stanowi podsumowanie ćwierćwiecza, w czasie którego pani Bronisława pasjonuje się tak rzadką dzisiaj dziedziną rękodzieła.
- Tkanina zawsze mi się podobała, tak samo jak antyki, starocie. Nawet z mężem jeździmy wspólnie na zloty starych samochodów – przyznaje pani Bronisława. - Kiedyś w Cepeliach można było oglądać piękne ręczne wyroby tego typu i ja byłam nimi zafascynowana. Bezpośrednią inspiracją dla mnie, by zająć się tym na dobre, była wystawa nieżyjącej już niestety Danusi Gruszki, nysanki, z którą razem pracowałyśmy. Ona wystawiała gobeliny w galerii w nyskim rynku, którą starsi nysanie pewnie jeszcze pamiętają. Gobeliny jej autorstwa po prostu mnie zafascynowały. Pomyślałam, że ja też mogę, a wręcz muszę.
Pani Bronisława udała się więc z koleżanką do Ogniska Plastycznego w Nysie i tam zaczęła zgłębianie tajników pracy nad gobelinami. – Kiedy przeprowadziliśmy się wraz z mężem do Głuchołaz zaczęłam chodzić do tamtejszego ogniska. Moja wiedza była pod tym względem zerowa, a więc uczyłam się od podstaw jak naciągać osnowę na krosno, jak się tka na ramce. Samo tkanie wzorów było dla mnie zawsze dużą przyjemnością, ale sprawy techniczne jak naciąganie nici czy ich wiązanie to już niekoniecznie, jednak i to trzeba było zrobić, bo bez tego gobelin nie powstanie – stwierdza.
Pani Bronisława tworzy głównie abstrakcje, pejzaże, dużo kwiatów. – Jeżeli wykonuje się realistyczne gobeliny należy mieć projekt, czyli podkład. Wiele razy tworzyłam je sama, ale także zapożyczałam od koleżanek. W ciągu ćwierćwiecza wykonałam kilkadziesiąt gobelinów. Część z nich rozdałam jako prezenty, a te, które są w moim posiadaniu znalazły się na wystawie. Praca nad wieloma z nich zajęła mi nawet kilka miesięcy. Największa moja praca ma wielkość 2,20 m na 1,80 m – dodaje.
Pani Bronisława, jako emerytowana nauczycielka (uczyła geografii) żałuje, że w szkołach nie ma dzisiaj lekcji techniki w takim wymiarze i kształcie jak miały je pokolenia z lat siedemdziesiątych, kiedy dzieci – zarówno dziewczynki jak i chłopcy uczyli się szyć, szydełkować, robić sałatki, ale także wykonać chociażby karmnik. - Mam nadzieję, że to kiedyś wróci, bo takie umiejętności są bardzo potrzebne dzieciom. Jeszcze przed pandemią na zajęcia z tkaniny przychodziły dziewczynki ze szkoły podstawowej, ale po pandemii już ich nie ma – żałuje pani Bronisława.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie