
Papież Franciszek pomógł rodzicom osiemnastoletniej mieszkanki Głuchołaz z porażeniem mózgowym. Zapoczątkował zbiórkę pieniędzy dla Wiktorii Kaim, które zostaną przeznaczone na montaż platformy. Dźwig pozwoli na transport nastolatki na drugie piętro mieszkalnego bloku. - Skoro sam Papież zaczął tę akcję to ufamy, że znajdą się też dobre anioły, które pomogą zebrać potrzebne 80 tysięcy złotych - mówią rodzice Wiktorii.
Wiktoria Kaim urodziła się niedotleniona - cierpi na czterokończynowe porażenie mózgowe, epilepsję i wadę wzroku. Nie chodzi, nie rusza się, nie mówi, wymaga pełnej całodobowej opieki i rehabilitacji. Pomimo tego jest dzieckiem pogodnym i lubiącym się uczyć. Jej rehabilitacja wiąże się z dużymi kosztami i potrzebą zakupu specjalistycznego sprzętu.
Dorota i Piotr Kaim - rodzice Wiktorii - mają coraz większe problemy z dźwiganiem osiemnastoletniej córki na drugie piętro mieszkalnego bloku. Obawiają się, że ich kręgosłupy odmówią posłuszeństwa. - Kto wtedy będzie opiekował się naszym dzieckiem? - pytają z troską.
Kaimowie doszli do wniosku, że muszą rozwiązać ten problem. - Nie można przecież zamknąć dziecka w czterech ścianach, tym bardziej, że spacery na świeżym powietrzu stanowią część rehabilitacji - mówi mama.
Rozważali wiele możliwości. Jedną z nich była budowa zewnętrznej windy przy budynku. Jej koszt został jednak wyceniony na około 250 tysięcy złotych. Była to dla nich niebotyczna kwota, wręcz nierealna do zebrania. Ofertę wkrótce przedstawiła państwu Kaim kolejna firma. Zamiast windy zaproponowała montaż platformy do przewożenia wózków inwalidzkich na schodach klatki schodowej. Wspólnota mieszkaniowa wyraziła na to zgodę. Oferta była zachęcająca, bo znacznie tańsza. Inwestycja ma kosztować ok. 80 tys. złotych. Jednak nawet ta kwota przewyższa możliwości finansowe rodziny Kaim. Pracuje tylko ojciec, który jako spawacz nie zarabia kokosów, a rehabilitacja Wiktorii pochłania dużą część dochodów.
Kiedy wydawało się, że z tej trudnej sytuacji nie ma już wyjścia, mamie niepełnosprawnej Wiktorii przemknęła przez głowę myśl: „A może tak napisać list do Ojca Świętego?”. Po chwili jednak ten pomysł wydał się Dorocie Kaim zbyt śmiały i niedorzeczny. Jednak uparta myśl co jakiś czas do niej wracała.
- Muszę powiedzieć, że to chyba było natchnienie Ducha Świętego. My jesteśmy rodziną wierzącą. I tak o napisaniu listu do Ojca Świętego myślałam przez długi czas, nikomu o tym nie mówiąc - opowiada Dorota Kaim.
Kiedy tak kobieta walczyła sama z sobą, któraś z najbliższych jej osób zapytała ją, dlaczego o swojej trudnej sytuacji nie napisze do Papieża. Ten ktoś nie wiedział, że Dorota rozważała już takie wyjście.
- Wtedy już byłam pewna, że to jest znak! Wiedziałam, że to jest ten właściwy moment i muszę koniecznie napisać ten list, i nie mogę się wycofać z tej decyzji - opowiada mama Wiktorii. List został napisany po polsku i zaadresowany do Ojca Świętego. W treści był taki sam, jaki rodzice Wiktorii wysyłali do wielu polskich firm z prośbą o pomoc. Został wysłany do Watykanu przez ojca Wiktorii 14 marca br.
Rodzice skierowali list do Papieża Franciszka, ale do końca jednak nie mieli nadziei, że uzyskają od niego pomoc. Dlatego, to co się stało po kilku tygodniach było wręcz szokiem.
- Byłam akurat z Wiktorią na turnusie rehabilitacyjnym. To było dokładnie 5 maja br., zadzwonił mój telefon. Zerknęłam na numer. Byłam zaskoczona, bo zaczynał się na +39. Wiedziałam, że nie jest z Polski. Szybko odebrałam połączenie i usłyszałam:
- „Halo, szczęść Boże. Tu Watykan”. Zatkało mnie z zaskoczenia i szczęścia! Przecież nie często się odbiera takie telefony - mówi wzruszona mama Wiktorii. Podczas rozmowy, jałmużnik papieski, ks. arcybiskup Konrad Krajewski zapytał panią Dorotę jak jej idzie zbieranie pieniędzy na platformę.
- Odpowiedziałam, że bardzo ciężko. Była to krótka, ale bardzo rzeczowa rozmowa - dodaje Dorota Kaim.
Papież Franciszek zainicjował zbiórkę pieniędzy na budowę platformy dla Wiktorii, wpłacając część potrzebnej kwoty. Wkład Ojca Św. jest jednak znacznie wyższy, bo zwrócił uwagę innych ludzi na potrzebę pomocy dla Wiktorii. Nadal, żeby zrealizować inwestycję, potrzeba prawie dziewięćdziesiąt procent kosztów inwestycji.
- Oboje z mężem myślimy, że skoro sam Papież zaczął tę akcję to ufamy, że znajdą się też dobre anioły, które pomogą zebrać potrzebne 80 tysięcy złotych
- mówi z wielką nadzieją, bardzo wzruszona Dorota Kaim.
Pomóżmy niepełnosprawnej nastolatce wyjść z domu! To co dla zdrowych jest naturalne, że nogi same nas niosą dokąd chcemy, dla rodziców Wiktorii jest ogromnym wysiłkiem. 18-letnią córkę muszą znieść i wnieść na drugie piętro, po czterdziestu schodach.
- Jeśli mąż jest w domu to dźwigamy Wiktorię oboje, a jeśli nie ma - to robię to sama. Ale tego podnoszenia córki w ciągu dnia jest bardzo dużo i ja to robię, bo mąż pracuje. Np. do nakarmienia muszę ją dźwigać z materaca na krzesełko. Ale nie skarżę się, bo bardzo kochamy naszą córkę - mówi matka Wiktorii, z czułością gładząc Wiktorię po twarzy.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie