Ofiar powodzi mogło być więcej, gdyby nie nyski WOPR. Ratownicy ochotnicy stworzyli specjalną grupę ratunkową na skuterach wodnych. Wspierali ich koledzy niemal z całej Polski. Docierali tam, gdzie inni nie byli w stanie dotrzeć. - Jestem dumny, że nasi ratownicy z Nysy i całej Polski tak świetnie się spisali. Narażając się na utratę życia i zdrowia ratowali ludzi - mówi Jarosław Białochławek, prezes WOPR Nysa. Wg jego szacunków udało się ewakuować aż 1500 osób!
Nyscy woprowcy postanowili działać, bo widzieli, że zanosi się na wielką powódź. Prognozowane od tygodnia katastrofalne opady deszczu nie pozostawiały wątpliwości. Ulewy, które rozpoczęły się w piątek 13 września, tylko potwierdziły przewidywania. - Miałem wtedy akurat nocną służbę. Byłem na wszystkich zagrożonych rejonach, takich jak np. Biała Nyska, Morów, Bodzanów, Nowy Świętów czy Paczków. Woda w rzekach przybierała w zastraszającym tempie, a na Białej Głuchołaskiej sytuacja robiła się już krytyczna - relacjonuje Jarosław Białochławek, szef nyskiego WOPR, a na co dzień policjant KPP Nysa. W sobotę rano zaraz po służbie zwołał naradę nyskich woprowców. - Postanowiliśmy postawić nasz oddział w gotowości alarmowej, bo wiedzieliśmy, że grozi nam powódź - dodaje. Na stanicę wezwano 35 ratowników, którzy cały sprzęt, oprócz jednej łódki, wyciągnęli z jeziora. Dyżurnym, dowodzącym działaniami ratowników został Remigiusz Baron, były dyżurny KPP Nysa. - Podczas działań sprawił się fantastycznie zaznacza Jarosław Białochławek.
Uratowali rodzinę
Pierwsza "powodziowa" akcja nyskich woprowców miała miejsce nocą 14 września w Dzierżysławicach (powiat prudnicki). - Ok. godz. 21.00 dostaliśmy zgłoszenie, że w samochodzie, który otoczyła woda, utknęła 6 osobową rodzina, do której strażacy nie są w stanie dotrzeć. Rzeka Osobłoga zalała drogę, którą jechali, a prąd wody jest tak silny, że zepchał z jezdni samochód z ludźmi w środku - relacjonuje szef WOPR. Na ratunek ruszył 5-osobowy zespół (Jarosław Białochławek, Dawid Białochławek, Andrzej Buchert, Rafał Golombek, Andrzej Grochowiecki) wyposażony w niezbędny sprzęt i dwa skutery wodne. Po drodze mijają wojskową amfibię, która została wysłana na miejsce ale nie dała rady dojechać. Z powodu potężnych opadów i porywistego wiatru w akcji nie mógł też uczestniczyć śmigłowiec. Sytuacja na miejscu była beznadziejna, bo auto było w odległości ponad 700 m od służb ratunkowych. Jeszcze świeciły się w nim światła. Mimo rwącej wody woprowcy na skuterach wodnych znaleźli bezpieczną drogę ewakuacji osób uwięzionych w pojeździe. - Kiedy nasi ludzie do nich dotarli, co nie było wcale łatwe, okazało się, że w aucie znajdują się rodzice, 4 dzieci i... 2 szczeniaki - informuje prezes WOPR w Nysie.
Jako pierwszy ewakuowany został 4-letni chłopczyk. Prezes Białochławek zdradza, że dzieciak kompletnie rozbroił ekipy ratownicze, kiedy na pytanie o to, jak się czuje i jak było uśmiechnął się i powiedział "śupel". Niestety, akcja robiła się coraz trudniejsza. Skuter wracający po resztę rodziny musiał zawrócić, bo ledwie płynął, a jego silnik zaczął wyć. To było zagrożeniem dla samych ratowników. Okazało się, że w śrubę silnika wplątały się jakieś zarośla. - Pomogli nam strażacy, którzy przewrócili skuter na bok, a nasz kolega Rafał wyciągnął to, co blokowało silnik - opisuje Białochławek. Akcję ratunkową utrudniał też cały czas porywisty wiatr, ulewny deszcz, a co za tym idzie podnosząca się woda. - Chłopaki kolejno ewakuują mamę, pozostałe dzieci, a na końcu ojca. Dodatkowo w worku sprzętowym zespół przywozi dwa szczeniaki. Dzieci były przerażone, ale dzielnie i posłusznie wykonywały polecenia ratowników - podkreśla. Woprowcy uratowali tych ludzi.
Ogólnopolska i wietnamska pomoc
Kiedy sytuacja powodziowa w Nysie i całym powiecie nyskim stawała się krytyczna, zapadła decyzja o wezwaniu na pomoc ratowników wodnych z innych stron Polski. Przyjechali wyposażeni w skutery wodne, które świetnie sobie radzą w rwącej wodzie. - Do dziś nie wierzę, że to się udało, że przyjechali, że znaleźliśmy dla nich zakwaterowanie i zaopatrzenie - zdradza. Koordynacją logistyczną zajął się nyski ratownik Dominik Rossa, który przebywał wtedy w... Wietnamie! - Nikt nie chce wierzyć, kiedy mówimy gdzie była osoba odpowiedzialna za zakwaterowanie i zaopatrzenie przybyłych do nas zespołów. Dominik chciał wracać do kraju, ale mówię mu: siadaj do kompa i odbieraj telefony, dzwoń i załatwiaj noclegi, zaprowiantowanie, segreguj grupy ratowników, które jadą do nas. Sprawił się wyśmienicie, bo ratownikom niczego nie brakowało - chwali kolegę prezes.
Na wezwanie nyskiego WOPR-u odpowiedziało ponad 200 ratowników z całej Polski, którzy przyjechali tu ze swoim sprzętem. Ruszają do akcji w niedzielę 15 września, kiedy napływa coraz więcej zgłoszeń dotyczących ewakuacji mieszkańców. Jednym z pierwszych miejsc, gdzie wysłano ratowników, był Paczków. Strażacy nie mogli dotrzeć do ludzi odciętych przez wodę, a helikopter ze względu na złą pogodę nie mógł wystartować. Kolejne wezwanie to Biała Nyska, gdzie woda była już na wysokości 1 metra. - Dostaliśmy adresy domów, których mieszkańców trzeba ewakuować. Działały tam 2 skutery i łódź ewakuacyjna. Docieraliśmy tam, gdzie nie dotarli strażacy, do przerażonych ludzi, którzy mając strach w oczach, jednocześnie cieszyli się, że ratownicy do nich dotarli - mówi. Niestety, kiedy po 11 godzinach walki przyszła informacja, że "idzie duża woda", straż pożarna nakazała natychmiastową ewakuację ratowników WOPR z Białej Nyskiej. - Uwięzieni w domach ludzie wołali o ratunek, a my mogliśmy im tylko radzić przejście na wyższe kondygnacje domów i nie wychodzenie z nich na własną rękę - mówi prezes Białochławek.
Natrafili na samochód w wodzie
Po dotarciu do bazy na stanicy w Skorochowie od razu otrzymali zgłoszenie na ulice Jagiellońską i Jagiełły, gdzie trzeba było ewakuować mieszkańców. Ratownicy wyciągali z domów starsze osoby, w czym pomagał im kierowca fadromy, który po zalanym terenie poruszał się ciężkim sprzętem bez przeszkód. Jadąc w tamte tereny miasta ratownicy napotykają na stojące w wodzie, otwarte auto. Wypływający spod wiaduktu silny nurt wody miał porwać jego kierowcę.
- Pomimo starań nie udaje się nam potwierdzić zdarzenia. Związane to było z chaosem organizacyjnym i mnóstwem zgłoszeń. W nocy strażacy znajdują ciało doktora z nyskiego szpitala - zdradza Białochławek.
Od 4 w nocy do 6 rano z niedzieli na poniedziałek telefony na stanicę WOPR się urywają. Potrzebna jest pilna ewakuacja w Nysie, Paczkowie i Konradowej. - Mamy dosłownie setki zgłoszeń, do których dysponujemy naszych ratowników. Dodatkowo spływają do nas informacje z zarządzenia kryzysowego, że wały Nysy Kłodzkiej przeciekają, a Wody Polskie otwierają zaporę Jeziora Nyskiego i wali woda ponad 1000 m3/s. Ok. godziny 18 otrzymuję kolejną informację, że będzie chyba ogłoszona ewakuacja przez burmistrza Nysy, tak jak w Paczkowie - mówi. Po ogłoszeniu ewakuacji woprowcy wracają do bazy, skąd udają się na tamę zbiornika i wały Nysy Kłodzkiej. Tam znajdują dwa podmycia poniżej zapory o czym informują zarządzanie kryzysowe. W tym czasie trwa już walka z wyrwą przy ul. Wyspiańskiego, w którą zaangażowali się spontanicznie mieszkańcy.
Błagalne prośby
- Po godzinie od ogłoszenia ewakuacji otrzymujemy błagalne prośby służb o ewakuację ludzi z trudno
dostępnych terenów. Ruszamy do akcji i walczymy do późna z narażeniem życia. Można powiedzieć, że przejmujemy prawie wszystkie zgłoszenia o ewakuacji z policji i sztabu kryzysowego. Wspomagają nas nieocenieni strażacy z OSP i specjalna grupa "offrołdowców" pod dowództwem Miłosza Raszka, naszego ratownika. Udało się nam ewakuować kilkaset osób w różnym stanie zdrowia i kondycji fizycznej - wyjawia szef nyskiego WOPR-u. Szacuje, że w czasie walki z wielką wodą woprowcy uratowali i ewakuowali z terenów zalanych ponad 1500 osób. - Uważam, że w powodzi najlepiej sprawdzają się ratownicy wodni, którzy dysponują odpowiednim sprzętem i doświadczeniem. Wielokrotnie to nasi ratownicy na miejscu dowodzili służbami podczas działań, a strażacy nas wspierali, bo widzieli, że wiemy co robić i jak sprawnie nam to idzie - zaznacza Jarosław Białochławek.
Działania ratownicze, to był pierwszy etap zaangażowania WOPR-u, po nim nastąpił etap pomocy. Znów woprowcy okazali się nieocenieni, docierając do zalanych miejsc, dostarczając ofiarom powodzi żywność i inne niezbędne produkty. Jarosław Białochławek dziękuję wszystkim ekipom, które przyjechały do Nysy ratować mieszkańców zalanych terenów. - To jest coś niesamowitego. Powódź pokazała wielką solidarność ekip ratowników wodnych, którzy odpowiedzieli na nasz apel i rzucając pracę, biorąc urlopy przyjechali na swój koszt do Nysy na pomoc - zaznacza. Dodaje, że niektórzy ratownicy utracili domy ratując w Nysie powodzian.
Grupy WOPR, które działy w Nysie
Zduńsko - wolskie WOPR, Nadgoplańskie WOPR, WOPR woj. kujawsko-pomorskiego, WOPR Włocławek, Stołeczne WOPR, Podhale Rescue Team, Fundacja Kajakowa Tołhaj, Rejonowy WOPR Bydgoszcz, WOPR województwa łódzkiego, Śląskie WOPR, WOPR Tarnowskie Góry, Tychy, Oświęcim, Żywiec, WSR Wrocław
SAR i zachodnio-pomorskie WOPR, lipnowskie WOPR, sudeckie WOPR, pałuckie WOPR, WOPR Toruń, opolskie WOPR
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
No i super .
Wodne pogotowie ratunkowe