Andrzej Zabłocki, Kazimierz Kendik, Ryszard Broniewski, to wielcy pasjonaci dawnej motoryzacji. Żartują, że każdy z nich – z racji swojej pracy – jest bliżej, kolejno - ziemi, powietrza i wody. – Z kluczem i śrubokrętem „reanimując” traktory i samochody z tamtych lat mamy lepszą gimnastykę niż niejeden dwudziestolatek ćwiczący regularnie na siłowni – żartują. – Prawda jest taka, że jeśli człowiek nie ma odskoczni, to po prostu się starzeje - dodają.
Rekonstrukcja stanu wojennego
Nysanie mogli zobaczyć wszystkich trzech panów niedawno, bo w rocznicę ogłoszenia stanu wojennego, kiedy rekonstruowali tamte wydarzenia ubrani w stroje z epoki. Z tej racji wyjechali także samochodami, m.in. warszawą, którą posługiwała się wtedy MO. - Nie chcemy zakładać, ani należeć do żadnej formalnej grupy rekonstrukcyjnej – mówią, wspominając tamtą inicjatywę. - Chcemy pozostać wolnymi strzelcami, bo mamy swoje zobowiązania zawodowe. Jednocześnie zależało nam, żeby wspomnieć tamten dzień, tamten czas. Młodzi ludzie już przestają kojarzyć datę 13 grudnia, a przecież my znamy osoby z Nysy, które w tych czasach były zawodowymi żołnierzami. To był terror, ginęli ludzie i skutki tego terroru dla wielu osób trwają do dzisiaj, a które z nich mają po 80 lat i żyją nadal w stresie. Ich życie mogło potoczyć się inaczej. Ja sam będąc wtedy małym chłopcem wieszałem ulotki. Mój dziadek mówił, że jak wychodzisz z domu to zawsze weź czapkę, bo nie wiesz, kiedy wrócisz. Mój dziadek wyszedł z domu i wrócił po kilkunastu latach, bo trafił do niewoli. W naszym domu słowo Polska i wisząca flaga znaczyły bardzo wiele – mówi Andrzej Zabłocki.
We wspomnianej rekonstrukcji stanu wojennego pan Kazimierz był zwykłym obywatelem, pan Ryszard pułkownikiem UB, a pan Andrzej założył mundur z 1968 roku. – Bo jeśli coś robimy to robimy to profesjonalnie - dodają.
Rekonstrukcja w ich wykonaniu trwała kilka godzin. – Pierwotnie chcieliśmy ulokować się obok dawnej jednostki wojskowej przy ul. Otmuchowskiej, gdzie rozpaliliśmy prawdziwego koksiaka. Problem był tylko jeden, ale zasadniczy - z obu stron drogi został postawiony znak… zakaz zatrzymywania się. Dlatego znaleźliśmy miejsce na dawnej FSD. Wiele osób zainteresowało się naszą obecnością, w tym pani, która urodziła się 13 grudnia i przyjechała z synem. To była nasza pierwsza rekonstrukcja, ale myślimy o kolejnych, np. w rocznicę zakończenia stanu wojennego 22 lipca 1983 r. Po naszej rekonstrukcji 13 grudnia ktoś mnie zapytał, czy takim pojazdem nie moglibyśmy przyjechać do szkoły, zrobić wykład dla młodzieży, pozwolić im obejrzeć nasze pojazdy, przyjechać w umundurowaniu. Jesteśmy otwarci na takie propozycje.
Ziemia, powietrze, woda… motoryzacja
Andrzej Zabłocki jest terapeutą, który swój gabinet prowadzi w Wójcicach. Kazimierz Kendik prowadzi z kolei wynajem podnośników koszowych w Otmuchowie. Ryszard Broniewski swoją działalność skupił głównie wokół turystyki wodnej – stąd też wcześniejsza deklaracja, że panowie działają na ziemi, w powietrzu i na wodzie. Łączy ich jednak jedno – miłość do historycznych pojazdów - od samochodów, poprzez traktory, aż po autobusy. - Nie zawężamy tego do czasów PRL. Ujmuje nas to, że w dawnej motoryzacji w bagażniku pojazdu woziło się drut, kombinerki, młotek i wszystko można było tym naprawić – śmieje się pan Andrzej. – Poznaliśmy się dzięki motoryzacji i trwamy w tej pasji. A jeżeli dwie osoby opowiadają o swoich zainteresowaniach, słucha ich dziesięć kolejnych, to jest szansa, że przynajmniej jedna również połknie tego bakcyla. Przykładem tego jest Rajd Koguta. Najpierw brało w nim udział 500-600 osób, teraz są już tysiące – w tym także my - dodają.
Wszyscy panowie przyznają, że z całej trójki najbardziej technicznym umysłem jest Ryszard Broniewski, który w swojej kolekcji ma ok. 20 zabytkowych pojazdów, chociaż przyznaje, że jeszcze nie wszystkie projekty są zakończone. - Zacząłem od budowania pojazdów… dziwnych – mówi pan Ryszard. - Samodzielnie zbudowałem nyską kolejkę, statek „Gracja”, rozbudowałem także statek pasażerki na Odrze. Kupiłem także oryginalny, wyprodukowany w 1962 roku angielski, piętrowy autobus, który po remoncie przyjeżdża do Nysy, ale głównie jeździ po Opolu. Wszystkie moje pojazdy są historyczne. „Gracja”, która pływa po Jeziorze Nyskim miała dwa etapy przeróbki - z małej łodzi patrolowej jest teraz w stanie zabrać 50 pasażerów. Moim marzeniem było jednak posiadać wszystkie samochody, które miałem już w przeszłości, a więc syrenkę, fiata, malucha, poloneza, opla rekord z 1963, zastawę 1100… To był mój cel i te wszystkie pojazdy znalazły się w moim posiadaniu – mówi pan Ryszard dodając, że nie wyklucza dalszego poszerzenia swojej motoryzacyjnej floty.
Najdłuższe 10 km w życiu
Miłość do motoryzacji wiąże się z wieloma anegdotami z życia pana Ryszarda. – Jako kierowca autobusu jeździłem po Europie. W momencie, kiedy zdałem na prawo jazdy, a były to lata siedemdziesiąte, uprosiliśmy urzędnika, aby wydał mi dokument kilka dni wcześniej niż to oficjalnie było możliwe. Wszystko dlatego, że już mieliśmy wynajęty autobus i gotową ekipę na wyjazd na wycieczkę do Krakowa. Więcej emocji wywołała u mnie jednak inna przygoda – zanim zdobyłem uprawnienia kierowania autobusem. Pojechałem na wycieczkę do Niepokalanowa słynnym „ogórkiem”. Kierowca tego pojazdu miał jednak inny plan – chciał dotrzeć na lotnisko i uciec z Polski w czasach komuny. Nam - pasażerom powiedział jednak, że autobus jest zepsuty. Mnie wydawało się to tłumaczenie trochę dziwne, bo nic nie wskazywało na taki defekt, który uniemożliwiałby dalszą jazdę. Zostałem jednak sam z grupą starszych ludzi. W POM-ie, który znajdował się jakieś 10 km od miejsca, w którym się znajdowaliśmy stwierdzono, że przejrzą autobus, ale trzeba go dostarczyć na miejsce. Nie mając innego wyjścia – jako uczeń szkoły średniej – bez prawa jazdy dojechałem „ogórkiem” na miejsce. Tak jak myślałem okazało się, że autobus nie był zepsuty, ale nasza wycieczka wróciła do domu pociągiem - dodaje.
Panu Ryszardowi została także nostalgia do autobusu „ogórek” i we wrześniu – w swoje sześćdziesiąte urodziny – stał się jego szczęśliwym posiadaczem. - Mam pięknie odrestaurowany autobus, który jest moją chlubą. Na poprawki czeka jeszcze przyczepa do tego pojazdu - stwierdza.
Wszyscy panowie opowiadają o swojej pasji z błyskiem w oku. - Faceci to duże dzieci – lubią zabawki i wcale nie muszą po nie sięgać codziennie. Ale jak dłużej ich nie widzą chętnie do nich wracają, bo muszą mieć świadomość, że one SĄ – śmieją się nasi rozmówcy.
Historia i motoryzacja
Historia często przewija się w motoryzacyjnej pasji panów. – Brat mojej teściowej - jako mieszkaniec Kresów - odmówił wcielenia do wojska radzieckiego i został zesłany na Syberię – opowiada z kolei Kazimierz Kendik. - Potem przeszedł cały szlak z Armią Andersa, na dwa miesiące trafił do Stanów Zjednoczonych, a wracając do Europy trafił do Anglii i służył w obsłudze naziemnej Dywizjonu 303. Przeżył wojnę i został na stałe w Anglii, zmieniając ze względów bezpieczeństwa nazwisko. Tam też założył rodzinę i zmarł. W Polsce był tylko raz – w Częstochowie. Odwiedzamy jego grób na cmentarzu, na którym połowa nazwisk jest polska - dodaje.
By upamiętnić żołnierzy dywizjonu nasi rozmówcy biorąc udział w słynnym Rajdzie Koguta okleili swoje pojazdy szachownicą dywizjonu.
Pan Kazimierz całe życie interesował się motoryzacją. - Działalność gospodarcza, którą prowadzę, także jest z tym związana. Zawsze pociągały mnie starte samochody i traktory z 60, 70 i 80 lat. Do tej pory mam trzy traktory i dwa samochody, ale wszystkie zrekonstruowałem samodzielnie – zapewnia.
- Kolega wspomniał o miłości do autobusu „ogórek”, a ja miałem i mam inną miłość – mówi z kolei Andrzej Zabłocki. - Jako dziecko, przychodząc ze szkoły, wpatrywałem się w traktor mojego kuzyna, który jednocześnie był moim sąsiadem. Tym pojazdem był ursus „capek”. Każda przejażdżka tym pojazdem wywoływała we mnie wypieki na twarzy. I nadszedł ten dzień, kiedy dostałem najlepszy prezent – możliwość samodzielnego poprowadzenia tego pojazdu. To było najszczęśliwsze 300 metrów drogi, jaką pokonałem. Żaden prezent mikołajkowy nie sprawił mi w życiu takiej radości. Gdyby obok przejeżdżał wówczas najnowszy model mercedesa, to bym go nie zauważył. Już w dorosłym życiu nadarzyła mi się okazja odrestaurowania właśnie takiego „capka”. Mój wymóg był jeden – traktor musi mieć dokładnie taki sam kolor – zieleni wczesnowiosennej.
To lepsze od tabletek
Skoro pojazdy naszych rozmówców są zarejestrowane, w pełni sprawne, to nie pozostaje nic innego jak tylko nimi podróżować. Siedzenie kilkanaście godzin dziennie za kierownicą traktora nie sprawia im w czasie takich wypraw żadnej trudności. To jest prawdziwa frajda! Zwłaszcza jak na drodze nie trąbią na nich klaksonem zdenerwowani kierowcy szybkich nowoczesnych samochodów, a machają przyjaźnie tak jak mieszkańcy mijanych miejscowości. My wszystko widzimy – również machamy, wzruszamy się, a nawet widzimy jak ludzie się nam kłaniają. W czasie takich wyjazdów najważniejsze jest oczywiście bezpieczeństwo, dlatego robimy wszystko, żeby było bezpiecznie. Byliśmy traktorem m.in. w Zakopanem w Giżycku, w Stegnie… Proszę sobie wyobrazić, że mieszkając pod czeską granicą dojechaliśmy do morza, a raczej do niego wjechaliśmy! – wspomina z radością pan Andrzej dodając, że w tym roku planowany jest wyjazd do Mrągowa. - Kiedy mamy słabszy dzień to odpalamy filmy z tamtych momentów i to jest lepsze niż tabletki.
Nie mniejszą radość sprawia naszym rozmówcom zarażanie swoją pasją młodego pokolenia. – Zorganizowałem coś w rodzaju młodzieżowej drużyny wojskowej, robiliśmy musztrę, jeździliśmy traktorem, nadawaliśmy pseudonimy. Każde dziecko było zafascynowane i nie nosiło telefonu. Ostatnio z przyjaciółmi ze Szklar przejechaliśmy naszymi pojazdami przez miejscowości gm. Kamiennik wzbudzając wiele radości u najmłodszych. Po prostu są grupy pasjonatów, którzy godzinami mogą rozmawiać o muzyce, malarstwie, czy o filmie, a tematem naszych niekończących się rozmów są historyczne samochody, czy traktory – kwitują.
Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jeden mówi co przeszedł brat jego teściowej niech ten pan mówi o sobie więcej i jego patriotyzmie do swojej ojczyzny,,w wojsko mozna się bawić.Dzieci to bardzo często robią ale jak temu panu przyszłoby walczyć i stanąć po właściwej stronie to niewiem czy by to zrobił i gdzie stanął. Wiem,że stanął po stronie Donalda Tuska.Na wiecu we Wroclawiu. To dla mnie żaden autorytet
Bardzo dużo ludzi w Nysie mieszka w komunalnych i socjalnych mieszkaniach i za nie nie płaci ponad 6 milinów złotych długów w sumie ci ludzie mają, a kto za to płaci mieszkańcy, czy nie jest to czas na działania tak ja to zrobili w Oświęcimiu i wybudowali kontenery dla tych co nie płacą, co by też było przestrogą dla tych co nie płacą żeby zaczęli to robić. https://www.radiokrakow.pl/aktualnosci/krakow/oswiecim-eksmisje-do-kontenera-za-dlugi
Ojojoj a tyle jest bogackich w powiecie nyskim i samej Nysie.Ponoć są nawet milionerzy? Nie pomogą? Skąd oni tyle kasy się dorobili Dać,pomóc biedniejszym od siebie a nie traktorki,samochodziki,motocykle, i inne duperele.
Zwróć się do Owsiaka albo Tuska.
Fundacja "Potrafisz Polsko!" związana z Pawłem Kukizem otrzymała 4,3 miliona złotych ‼️( Morawiecki ) Kukiz jest członkiem rady tej fundacji. Przyznane pieniądze miały być przeznaczone na realizację projektu "Instytut Demokracji Bezpośredniej" i przeprowadzenie "obywatelskiej kampanii edukacji społecznej na rzecz wyegzekwowania art. 4 Konstytucji" Okazuje się iż zniknęły tak jak fundacja
I gdzie prawo , zabrać się za szmatę , niech się teraz rozliczy , po prostu złodziej państwowych pieniędzy .
Za te fałszywe UBeckie brednie powinieneś siedzieć.......
A co tam u dziadka w Otmuchowie słychać ? Ile sprowadził inwestorów żeby ludziom żyło się lepiej? Może już dość tej komunistycznej dziadowni którą serwuje nam Pań Woźniak , dość układów i pracy dla kolesi, znajomych ? POTRAFISZ OTMUCHÓW CZAS NA ZMIANY!!!!!!!