
Coś niepokojącego wisi w powietrzu. Jeszcze nie wiem co, ale jest. Jakiś omen, fatum, przeznaczenie. Czyha gdzieś i patrzy z góry.
Czuję się nieswojo, ale cóż poradzić. No bo proszę popatrzeć - jedziemy na najważniejszy turniej klubu. Nikt nie zachorował, nic nie pękło, nie zmyliliśmy drogi, pędząc do innego Sypniewa niż właściwe, nawet nie zaatakował nas znak „Samoklęski Duże”, jak rok temu. To nie jest normalne. To musi być jakiś podstęp losu. Jest za dobrze. Jeszcze nigdy nie było tak dobrze. To niedobrze.
Ale mimo tych fanaberii losu, nieco zdeprymowani, że nie idzie jak po grudzie, stajemy na starcie. 31. numer na 39 drużyn. Gekon Nysa, czyli Tymon Jaworski, Piotr Jabłoński, Maciej Wilman, Kacper Kraska, Marta Opałka i Julia Żelazny. Creme de la creme nyskich szachów. Znów gotowi na błysk świateł najwspanialszych szachowych sal, znów w Sypniewie, czyli zabitej dechami dziurze w samym centrum niczego.
No masz ci los! Przeznaczenie najwyraźniej uparło się, by nas rozstroić. Wygrywamy z bardzo silną drużyną z Wrocławia (12 numer startowy!). Punktują Tymon Jaworski, Piotr Jabłoński, Kacper Kraska i Marta Opałka. Szacun dla wszystkich, ale szczególnie podkreślam zwycięstwo Piotrka, który skubnął pionka, a potem z precyzją kompa go zrealizował. Bezwzględna, koronkowa robota. Marta odważnie poświęca jakość, co daje jej inicjatywę i zwycięstwo. Tymon pędzi pionkiem „h” tak daleko, jak się da, a potem denerwuje nim króla przeciwnika aż do czarnej rozpaczy. Słodko. Jest triumf, zatem po hotelu niesie się hymn klubu. Brzmi Murzyn Kamil, więc oczy pełne łez wzruszenia.
Na 10 minut przed końcem mecz był wygrany 4:2. Jakim cudem nie dowieźliśmy tego zwycięstwa? Niewytłumaczalne. W dwóch ostatnich partiach mieliśmy jakość i 3 pionki więcej, a za to przeciwnicy ostatnie resztki czasu. I to wszystko nie wystarczyło. Było jak w finale Ligi Mistrzów z 2005 r., tylko niestety my byliśmy Milanem. Punktowali Marta (1) oraz Tymon, Maciek i Kacper (po 0,5). Wieczorem w ramach pocieszenia robimy sobie turniej włoskiego brainrota. W finale Julia miażdży Piotrka 34:3. Decydujący cios zadała tung tung tung sahurem.
No tego już za wiele. Dwie bolesne bomby pod rząd, przegrane najmniejszą możliwą różnicą. Znów wygrana była w kieszeni, ale kieszeń okazała się dziurawa. I naprawdę zawodnicy włożyli ogrom pracy. Żadne tam lewe warianty czy granie na czuja. Myśleli tak intensywnie, że parujące głowy włączały czujniki dymu. A jednak w newralgicznym momencie zabrakło odrobiny cwaniactwa, zimnego wyrachowania. Punktują Tymon i Marta (po 1) oraz Piotrek (0,5).
No dobrze. Poszaleliśmy trochę, pograli wesoło, poeksperymentowali na zasadzie „a ruszę tu, sam jestem ciekaw, co się zadzieje” i efekt żałosny. Coś jak wsadzić głowę do reaktora. Przeciwnicy ewidentnie nas oszukali. Mieli niewysokie rankingi, a grali dobrze. Bardzo niesportowe. Zwykle to był nasz popisowy numer. Mecz zaczął się źle, a potem stopniowo pogarszał. Miłe akcenty to bardzo dobra wygrana partia coraz groźniejszego Piotrka oraz szaleństwo u Julii, która miała figurę więcej z I kategorią, ale po 4,5 godzinach gry padła fizycznie i przegrała na czas. Bolesna ale cenna lekcja. Połówkę do zdobyczy dorzuca Kacper. Czarny koń z rogami obudził potwora. Jutro, jestem pewien, gekon pokaże swoją krwiożerczą twarz i wygra. Pełna mobilizacja. Alleluja i do przodu!
Terapia wstrząsowa, polegająca na obowiązkowym godzinnym słuchaniu samych najgorszych piosenek znalezionych w otchłani darknetu, zadziałała. Zawodnicy doznali wewnętrznego oczyszczenia. Zobaczyli, że porażka to nie najgorsze, co może ich spotkać w życiu, że są rzeczy dużo gorsze. To było swoiste katharsis. Ból słuchania połączył się z bólem przegrania, stworzył wokół młodych ciał pancerną skorupę, która rozedrgana wibracjami muzyki pokruszyła się i odpadła wraz z całym nagromadzonym szlamem zwątpienia. Pozostało samo dobro - znów waleczni i wierzący w sukces świetni zawodnicy. I oto efekt - piękna wygrana! Zapunktowali Tymon, Piotrek, Maciek i Marta (po 1) oraz Kacper (0,5).
Szachy drużynowe tylko z nazwy są drużynowe. Tak naprawdę to wciąż suma indywidualnych pojedynków. Tyle że w przeciwieństwie do indywidualnych, nie trzeba wygrywać wszystkiego. Wystarczy w każdej rundzie ciut więcej niż połowa. No i właśnie tego „ciut” zabrakło po raz trzeci. Trafiły nas dwie przegrane najmniejsze z możliwych, to czemu niby nie miałaby trafić trzecia? Turniej zaczyna przypominać uciekanie przed rakietowym pociskiem samonaprowadzającym o numerze 2,5. Najwyższa pora odbić go w kierunku jakiejś innej drużyny. Tym razem nie dają się Piotrek i Kacper (po 1) oraz Tymon (0,5). Spadamy na 30. miejsce. Ostatnie dające utrzymanie.
Z rankingowych przewidywań oraz przedmeczowych wróżb naszego klubowego jasnowidza wychodziło, że powinniśmy wygrać na pierwszych deskach, na środkowych zremisować, a na ostatnich przegrać. I tak się właśnie stało. Czyli na pozór żadnych emocji i można było rozparcelować punkty już w szatni. Otóż nic z tych rzeczy. Partie były nieprawdopodobnie zaciekłe, a termometr Stockfisha co chwilę wariował, robiąc wystrzały to w górę, to w dół. Jeden z przeciwników się po partii popłakał, inny dostał jakiegoś nerwowego tiku, ale i naszym się trzęsły galaretopodobne ręce. Zabrakło połóweczki do szczęścia, ale ten wynik niczego nie przekreśla. Wyliczenie jest proste - trzeba wygrać następny mecz, by do ostatniej rundy podchodzić już spokojnie, z pewnym utrzymaniem.
Nadchodzi gorący czas ostatnich 2 rund. Najważniejszych rund. Czas wyjątkowo ważnych analiz. Tętniący życiem hotel cichnie, słychać tylko przytłumione głosy zespołowych burz mózgów i szum rozgrzanych procesorów obsługujących szachowe bazy danych. W końcu zawodnicy idą spać, a analitycy jeszcze drążą, by rano podać im najświeższy zestaw wariantów. Zrobiło się poważnie...
Jak mówi Kasparow „Szachy to walka. Najpierw atakuj, potem myśl, co dalej”. Dlatego z agresją od pierwszych ruchów rzuciliśmy się na Koronę. Z agresją, której nie uzasadniał wyższy ranking, ale myśl Korcznoja, że jeśli przeciwnik się boi, to dobrze, a jeśli nie, to trzeba, by się bał. A wystraszyć można tylko naporem. Silnymi, ciągle gniotącymi posunięciami. By cierpiał, by czuł, że umiera. Rywale robili wszystko, by osłabić presję. Wybierali warianty wymienne albo takie, by przechodzić po debiucie od razu do końcówki, by szybko wymienić hetmany. W dwóch partiach bardzo pomogło im szczęście. Piotrek po brawurowo rozegranym początku nie dostrzegł kończącego kopniaka skoczkiem i zremisował, Tymon w równej podstawił na czysto jakość, a zaraz potem dwie lekkie za wieżę i przegrał. Na szczęście innym wystarczyło impetu i koniec końców zremisowaliśmy. Punkty zdobyli Kacper i Marta (po 1) oraz Piotrek i Maciek (po 0,5).
Przed ostatnią rundą sytuacja jest taka: Jesteśmy na 27. miejscu. Spadają od 31. Aby się utrzymać, musimy wygrać. Przy remisie spadniemy, jeśli:
1. Słabsza Wieliczka wygra z mocniejszą Białołęką oraz
2. Rydułtowy z Katowicami nie zremisują oraz
3. Słabsza Puszcza Mariańska wygra z silniejszą Koroną Zakrzewo oraz
4. Caissa Warszawa wygra z Krosnem 6:0
Jak widać, przy remisie szanse na spadek były tylko matematyczne, ale nie takie już cuda w ostatnich rundach widziałem. A po drugie i ważniejsze musieliśmy najpierw zremisować, co wcale nie było takie oczywiste, bo Jelonka miała wyższy ranking. Jednak wiara w zespole była żelazna niczym Julia.
„A propos naszej kruszynki, debiutantka Julia Żelazny miała ekstremalnie trudne zadanie walki ze znacznie starszymi i bardziej utytułowanymi rywalkami. Robiła, co mogła, kombinowała, knuła i mataczyła ze wszystkich sił, na tyle, na ile pozwolił jej zbyt dobroduszny jak na wyczynowe szachy charakter, i za to brawa. Zdobyte doświadczenie już niebawem okaże się bezcennym kapitałem.”
Pewnie, że było trochę nerwowo, w końcu nie każdy miał do tej pory okazję grać o taką stawkę. Nikt też nie chciał być tym, który spowodował, że drużyna ostatni mecz przegra i spadnie, bo można grać świetnie przez cały turniej, a i tak będą wypominać tylko tę ostatnią partię. Na szczęście szybko egzekucji dokonali Tymon i Marta, a Piotrek zremisował. Po sprawdzeniu, że Caissa Warszawa straciła już punkt, na remis w lepszej zgodził się Maciek. Tym samym nic złego już się nam stać nie mogło. Plan wykonany!
1. Gryf Szczecin | 16 pkt. |
2. Hańcza Suwałki | 14 pkt. |
3. Szachowa Dwójka Grodzisk Mazowiecki | 14 pkt. |
4. AZS Politechnika Poznańska | 13 pkt. |
5. Na Pięterku Poznań | 12 pkt. |
6. Centrum Kraków | 12 pkt. |
7. Krakowski Klub Szachistów 1893 | 11 pkt. |
8. Dwie Wieże Kraków | 11 pkt. |
9. Bakcyl Bielany | 11 pkt. |
10. Pionier II Jastrzębie Zdrój | 11 pkt. |
11. AZS Wratislavia | 11 pkt. |
12. Stoczek 45 Białystok III | 11 pkt. |
13. Fundacja Polonia Wrocław II | 10 pkt. |
14. Czternastka Warszawa III | 10 pkt. |
15. Akademia Szachowa Gliwice | 10 pkt. |
16. Jaćwież Suwałki | 10 pkt. |
17. Sparta Białołęka | 9 pkt. |
18. OTSz Ostrów Wielkopolski | 9 pkt. |
19. Skoczek Czerwionka-Leszczyny | 9 pkt. |
20. Goniec Żarów | 9 pkt. |
21. Korona Zakrzewo | 9 pkt. |
22. Szachy Osielsko | 9 pkt. |
23. TG Mat Tarnowskie Góry | 9 pkt. |
24. Hetman GKS Katowice II | 8 pkt. |
25. Hetman Wrocław | 8 pkt. |
26. Kornuty Gorlice | 8 pkt. |
27. Orient Sokółka | 8 pkt. |
28. Gekon Nysa | 7 pkt. |
29. Jelonka Jelenia Góra | 7 pkt. |
30. Chemik Bydgoszcz | 7 pkt. |
31. Hetman Puszcza Mariańska | 6 pkt. |
32. Ognisko II Ciepłownia Rydułtowy | 6 pkt. |
33. Czarny Koń Rogi | 6 pkt. |
34. Cebularz Lublin | 6 pkt. |
35. Urania Krosno | 6 pkt. |
36. MOS Wieliczka II | 6 pkt. |
37. Caissa Warszawa | 5 pkt. |
38. Gubiński Klub Szachowy | 5 pkt. |
39. UKS Uzdowo | 2 pkt. |
Konrad Szcześniak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.