
Bardzo się wzruszyłem słuchając sejmowo-obronnego przemówienia Ministra Obrony Narodowej – Bogdana Klicha.
Przypomnę – jakby kto nie oglądał telewizora (mój Boże czy jest gdzieś taki szczęśliwiec?) - że zarówno posłowie PiS jak i SLD mieli dość naszego wodza sił zbrojnych ministra Klicha Bogdana, ze względu na to jak zarządza on polską armią, tudzież za serię katastrof lotniczych, w których Polska poniosła straty wśród wyższej kadry dowódczej, jakich nie ponieśliśmy nigdy w żadnej wojnie. To za Klicha zdarzyły się katastrofy Bryzy, Casy, Mi-24 i Tupolewa. Zginęło w nich 121 osób, w tym prezydent, czołowi politycy i prawie całe dowództwo wojsk lotniczych.
Ale katastrofy to nie wszystko. Bogdan Klich z Krakowa, lekarz psychiatra i historyk sztuki został ministrem ON po tym, jak Platforma objęła rządy w 2007 r. Nowy rząd obiecał natychmaist zniesienie obowiązkowego poboru do wojska i utworzenie 120 tysięcznej, dobrze wyszkolonej armii zawodowej – bo tak było popularnie.
Po trzech latach rządów pana Bogdana, można powiedzieć, że oprócz czterech katastrof lotniczych, piąta to program profesjonalizacji armii. Zamiast planowanych 120 tys. żołnierzy, mamy 100 tys. etatów w armii. Samo Ministerstwo ON, podobno nie potrafi, podać ilu jest w tej liczbie cywilów. Wszakże wiadomo, że na 33 tys. szeregowców, przypada 41 tys. podoficerów. Do tego 22,7 tys. oficerów i 113 generałów. Razem to ok. 97 tys. żołnierzy, podoficerów, oficerów i generałów. Ilu z tej liczby nadaje się do walki? Prawdopodobnie mniej niż 1/3. O sprzęcie lepiej nie mówić. Kompletną klapą zakończył się także kolejny plan rządu i ministra Klicha – tworzenie Narodowych Sił Rezerwowych. Miało być 10 tys. ochotników, jest podobno zaledwie 3 tys (plus 4 tys. podań).
Po 3 latach zarządzania resortem obrony, spektakularnych katastrofach spowodowanych zaniedbaniami w szkoleniu i procedurach, drastycznym spadkiem liczebności i zdolności bojowej armii, opozycja straciła cierpliwość i złożyła wniosek o odwołanie Klicha.
No i zaczęło się rutynowe, w takich razach, przedstawienie. Najpierw premier Tusk nawoływał, żeby nie wykorzystywać katastrofy do porachunków, żeby była jedność. A potem na mównicę wszedł sam zainteresowany tryskający dowcipem i dobrym samopoczuciem jakby nałykał się prozac-u.
Swoje wystąpienie Klich oparł na wyliczaniu wszystkiego co robił przez ostatnie lata w MON. „Jak to rozkład armii? Jak to katastrofy” A dodatki mieszkaniowe po 600 złotych dla każdego żołnierza – to kicha!
A wyżywienie żołnierzy jak my zreformowali! Ho, ho! Dawniej była zupa z kotła, a tera to nasze firmy dowożą hamburgery.
A na onucach ile my zaoszczędzili? No za te wszystkie oszczędności moglimy wysłać do Afganistanu – gdzie ważą się losy naszej Ojczyzny, nowe „rosomaki”, nowe helikoptery.
I tak przez godzinę wyliczał każdą czynność jaką wykonał w ministerstwie, każdy zakupiony kawałek sznurka, każde rozporządzenie, unikając wszakże odpowiedzi i wyjaśnienia, jak mogło dojść do tego, że tak znakomicie wyposażona, nakarmiona i opłacona (zasiłkami mieszkaniowymi) armia, nie była w stanie zabezpieczyć swoich generałów i swojego prezydenta przed roztrzaskaniem się na lotnisku w Smoleńsku?
Gdzie te procedury, gdzie dyscyplina, gdzie planowanie i zabezpieczenie kontrwywiadowcze, gdzie prognozy pogody, jak wygląda sprzęt?
Nie jestem za tym, żeby cała debata publiczna w Polsce toczyła się wokół Katastrofy Smoleńskiej, ale na litość Boską! Taka katastrofa nigdy, nikomu, żadnemu państwu, żadnej armii się nie zdarzyła! A przecież to armia wysłała tam Tupolewa!
Po takiej wpadce człowiek honoru palnąłby sobie w łeb, a przynajmniej podał do dymisji.
Co mają do tej wpadki dodatki mieszkaniowe i reformy wojskowych stołówek, o których krakowski psychiatra ględził przez godzinę przed „wysoką izbą”.
„Wysoka izba” tych bredni słuchała i oklaskiwała i jak zwykle obroniła swojego kolesia przed utratą stołka.
O katastrofie ludziska w końcu zapomną, a lojalność wobec partyjnego kolegi – rzecz święta.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie