
Podczas wrześniowej powodzi w 2024 r. całkowitemu zniszczeniu uległ m.in. most w Białej Nyskiej. Do dzisiaj nie ruszyła jego odbudowa i w najlepszym przypadku ruszy w trzecim kwartale br. Kontrowersje wzbudza nie tylko przedłużający się czas rozpoczęcia robót (to już niemal rok po powodzi!), ale także fakt, że ta przeprawa ma być droższa od nowego mostu w Głuchołazach.
Starostwo powiatowe pochwaliło się, że na odbudowę mostu w Siestrzechowicach otrzymało ponad 21 mln zł. Kwota może szokować – zwłaszcza w porównaniu do kosztów mostu w Głuchołazach na drodze krajowej, który ma kosztować 20 mln zł.
Jak już informowaliśmy nowy most w Głuchołazach będzie budowany bez podpór w korycie rzeki, co oznacza wzrost kosztów jego budowy. W tej kwocie uwzględniono parametry dla drogi krajowej, po której odbywa się wzmożony ruch pojazdów, w tym wielotonowych ciężarówek. Po powodzi zmieniono projekt tak, żeby była to przeprawa bez podpór w rzece. W związku z tym jego koszt wzrósł do 20 mln zł.
Tymczasem most w Białej Nyskiej nie musi spełniać parametrów drogi krajowej. Starosta Daniel Palimąka mówił publicznie, że ma być mostem wyniesionym ponad poziom prowadzących do niego dróg. Dzięki temu ma się pod nim zmieścić większa ilość wody powodziowej. Dodajmy, że konstrukcja nowego mostu będzie uwzględniać zagrożenie powodziowe. Nowa przeprawa ma być jednoprzęsłowa i wyższa, aby w razie potrzeby znieść napór wody. Obok powstanie też kładka pieszo-rowerowa. Czy jednak to uzasadnia plan wydania na przeprawę tak ogromnych pieniędzy?
W jednym z niedawnych wywiadów władze powiatu informowały, że mają JUŻ Program Funkcjonalno-Użytkowy dla mostu w Siestrzechowicach, a w tym miesiącu ogłoszony ma zostać przetarg w formule „Zaprojektuj i wybuduj” na realizację tego zadania. Słowo JUŻ dla mieszkańców, którzy do września tamtego roku korzystali z przejazdu przez tę przeprawę jest niewłaściwe. Oni mówią o opieszałości urzędników – od najwyższego szczebla do najniższego.
Brak przeprawy zmusza ich bowiem do codziennych objazdów, co pochłania czas i pieniądze, bo muszą pokonywać dodatkowe kilometry. Okazuje się, że na przejazd będą musieli czekać jeszcze co najmniej rok. Dzwoniąc do naszej redakcji przypominają niedawne „wycieczki (takie określenie padło od jednego z naszych czytelników) ministra od odbudowy popowodziowej Marcina Kierwińskiego. Jak wiadomo minister zmienił resort, a na naszym terenie nie zrealizowano nawet najprostszych wręcz podstawowych kwestii związanych z bezpieczeństwem przeciwpowodziowym.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie