
Kiedyś podobno sam Pan Bóg miał się odezwać z nieba do krakowskiego malarza Styki: "Ty mnie nie maluj Styka na klęczkach! Ty mnie maluj dobrze!" I to pouczenie Najwyższego przeszło do historii. Historia jak wiadomo jest nauczycielką życia ("Historia magistra vita est"), która nikogo niczego nie nauczyła. Na pewno przypadek malarza Styki niczego nie nauczył naszego premiera Donalda Tuska. Tusku tak przywykł do pozycji klęczącej przed wszystkimi możnymi tego świata, że wręcz nie przychodzi mu do głowy, że mógłby się wyprostować przed jakimś dajmy na to Putinem, czy Merkel. To właśnie było główną osią sporu z Kaczyńskimi - stać czy klęczeć? Kaczyńscy byli zdania, że "stać". Bo jak głosiła towarzyszka Pasionaria: "Lepiej umrzeć na stojąco, niż żyć na kolanach!" i Kaczyńscy starali się przywrócić Polsce pozycję "na stojąco".
To oczywiście nie mogło podobać się ościennym premierom - Putinowi, Merkel czy innym. Polityka międzynarodowa to ostra gra o interesy, prestiż i znaczenie. Przy czym oczywiście najważniejsze są interesy. Kaczyńscy, którzy próbowali przywrócić Polsce ważne miejsce i prowadzić politykę polską bez kompleksów natrafiali na wrogość polityków państw ościennych. Ale, rzecz jasna, żaden Chirac, ani inny Sarkozy nie mógł wprost atakować polskiego prezydenta. O wiele wygodniej było im wynająć jakichś klakierów tu, w "tym kraju", którzy będą ośmieszali i niszczyli wizerunek polskiego prezydenta, dążącego do przywrócenia krajowi jego właściwej roli.
W porządnym, suwerennym kraju nikt znaczący by się takiej roli nie podjął. W "młodej polskiej demokracji" znalazła się cała plejada gości niszczących ochoczo wizerunek prezydenta własnego kraju. Zmuszającego go do ciągłego oglądania się na boki czy ktoś nie strzeli w plecy.
Oto do ministra spraw zagranicznych przyjeżdża minister z ościennego kraju. Ten prowadzi go po swoich ogrodach, i pokazuje z dumą jak w sadzawce pływają dwie plastikowe kaczki - t0 aluzja do Prezydenta i jego brata - szefa opozycyjnej partii. Ach jacy jesteśmy europejscy! Ach jacy postępowi! Ach jak bardzo możecie na nas polegać!
W szanującym się kraju taki uległy, włażący w tyłek obcym polityk byłby skończony. U nas cieszył się medialną osłoną całego propagandowego mainstrimu bo przecież "trzeba zwalczać kaczki!"
Rzecz niesłychana, ale po tragedii w Smoleńsku, cała ta, motana przez ostatnie trzy lata, popularna intryga runęła w gruzy. Polacy oprzytomnieli i stanęli w długich kolejkach ze zniczami przed prezydencką trumną. Teraz magicy propagandy martwią się jak z powrotem zagnać polskie społeczeństwo w objęcia TVN-u i "GazWyb".
Jednak to trudne zadanie bo na każdym kroku - jak szydło z worka - wyłazi na wierzch tragiczny obraz Polski pod rządami Donalda Uległego. Ruscy zagarnęli "czarne skrzynki", w najważniejszym dla Polaków śledztwie my nic nie mamy do powiedzenia, a Tusku aż z radości przebiera nogami, kiedy go Putin raczy poklepać po ramieniu. Pokornie znosimy rosyjskie matactwa od początku katastrofy. Być może katastrofa to przypadek, albo zamach - ale nie rosyjski. Ważne jest wszakże, żeby polski premier mógł w oparciu o dane swoich własnych prokuratorów i urzędników prezentować społeczeństwu wiarygodne opinie. Nie tylko powtarzać, że ma zaufanie do Rosjan.
Na pytanie czy to był zamach nie ma w tej sytuacji dzisiaj odpowiedzi i pewnie nie będzie. Bo czy kiedykolwiek będzie można mieć zaufanie do danych ze śledztwa prowadzonego ca
Kompromitujący bałagan i niezborność polskiego rządu, które to zjawiska niewątpliwie doprowadziły do katastrofy, nie ustały.
Na pogrzebie generała Gągora nikt nie sprawdzał plecaków i bagażów uczestników ceremonii pogrzebowych. Mieliście dużo szczęścia - stwierdził jeden z generałów NATO. Gdyby Alkaida wysłała zamachowca pozbylibyście się reszty generałów. Tragifarsa jak widać trwa w najlepsze dalej.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie