
Rewelacje „Gazety Polskiej” na temat wprowadzenia w 2008 roku do tajnej bazy ABW nazwiska śp. Lecha Kaczyńskiego i jego brata, zmuszają do postawienia poważnych pytań o stan wolności obywatelskiej w Polsce rządzonej przez Platformę. Jeśli Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego mogła bez wiedzy śp. Prezydenta i bez wiedzy jego brata – lidera głównej partii opozycyjnej – Gromadzić ich dane poufne, to w zasadzie może już wszystko.
Gdzie zatem podziała się wolność, o któreśmy walczyli? Gdzie są gwarancje dla obywateli, że władza nie nadużyje swoich uprawnień? Skoro może je nadużyć wobec nielubianego przez premiera prezydenta, czy wobec lidera opozycji, to tym bardziej może wobec przeciętnego Jana Kowalskiego.
A przypomnieć należy, że Donald Tusk zlikwidował stanowisko ministra-koordynatora służb specjalnych, a także że w sejmowej komisji ds. służb specjalnych dominuje PO do spółki ze swoim koalicjantem z PSL.
Wszechwładza służb specjalnych ma swoje rozliczne konsekwencje. Ten kto może zbierać o ludziach informacje poufne, tzw. wrażliwe uzyskuje możliwość kontroli np. dziennikarzy, właścicieli mediów, nie mówić już o politykach. Jak świat światem służby zawsze posługiwały się szantażem by wmusić wobec władzy posłuch. A w dobie rozwoju mikroelektroniki ich możliwości rosną niepomiernie.
Nie znamy odpowiedzi na dręczące nas pytania, bo też nikt w wiarygodny sposób nie jest w stanie przepytać szefa ABW i rozwiać obywatelskie wątpliwości.
Biorąc pod uwagę inne aspekty działania państwa, w którym żyjemy w ogóle powstaje pytanie o to kto kogo kontroluje – państwo obywateli czy odwrotnie?
W demokracji powinno być tak, że to obywatele kontrolują polityków, a przez nich – administrację, urzędy, system podatkowy i prawny. W dyktaturach wszelkich odmian, to władza kontroluje społeczeństwo, które nie ma w zasadzie wpływu na nic. Owszem w wielu systemach dyktatorskich odbywają się jakieś tam wybory, urzędują jakieś tam parlamenty, ale już tam władza wie, kto może w nich zasiadać. Demokracja ma tam charakter fasadowy, ozdobny, prawdziwe mechanizmy decyzji ukryte są za tą ozdobną fasadą.
Czy tak jest w Polsce? Otóż właśnie coraz więcej na to wskazuje.
Czy gdyby obywatele mieli wpływ na politykę państwa, to nastąpiłby taki gwałtowny przyrost zatrudnienia w urzędach? W ciągu ostatniej kadencji przybyło ponad 60 tys. urzędników, a wynagrodzenia w administracji są oczywiście wyższe niż średnia krajowa.
Czy gdyby to obywatele mieli wpływ na ustanawianie przepisów prawa, to na wydanie pozwolenia budowlanego trzeba by było czekać – jak to jest obecnie – rok? Tymczasem uzyskanie budowlanego pozwolenia wymaga w Polsce spełnia 32 procedur biurokratycznych, a każda z nich pochłania 10 dni.
Czy gdyby od obywateli zależało sądownictwo (a teoretycznie zgodnie z Konstytucją – tak być powinno) to przeciętna strawa sądowa trwałaby 3 lata? Obecnie w Polsce rozstrzygnięcie sądowe uzyskuje się po 830 dniach.
Tak wiec mamy w naszym kraju nie tylko samowole służb specjalnych, ale samowole wszelkich służb – od administracji budowlanej poczynając, na sądach skończywszy.
Czy to jest jeszcze demokracja i wolność czy też już jakaś forma wewnętrznej okupacji? Moim zdaniem bliżej jesteśmy tego drugiego bieguna.
Co zrobić, żeby ciesząc się zewnętrzną wolnością naszego państwa, odzyskać wolność wewnętrzną?
Pierwszym warunkiem jest uzdrowienie systemu wyborczego i wprowadzenie wyboru posłów w jednomandatowych okręgach wyborczych. Obecnie w taki sposób wybierani są senatorowie i już widać jak dobroczynne skutki to powoduje. Prezesi partii musieli otworzyć podwoje dla ludzi niezależnych i niekoniecznie „zaufanych”.
Drugim niezbędnym krokiem jest wprowadzenie zewnętrznej kontroli nad sędziami i prokuratorami i wprowadzenie zasady wybieralności ludzi na te urzędy.
We wrześniu – miesiącu wspomnień o krwawej walce o wolność - warto przypomnieć, że wolność ma również wymiar wewnętrzny.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie