Poległym – hołd! (I o co chodzi?)

Musiało dość do zmiany władzy, by oficjalne obchody rocznicy tragedii smoleńskiej stanęły na właściwym poziomie. 
10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku doszło do wydarzenia bezprecedensowego we współczesnym świecie. Samolot wiozący na pokładzie prezydenta średniego europejskiego państwa, jego żonę, generałów i ministrów, posłów różnych formacji roztrzaskał się w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach tuż przed lądowaniem. Zginęła prawie setka ludzi z elity politycznej kraju.
Jak to się stało, że dopiero dziś – kiedy obchody państwowe organizuje PiS – możemy usłyszeć o życiu i zasługach poszczególnych osób? Niezależnie przecież od politycznych sympatii czy antypatii oddanie właściwego hołdu ofiarom było obowiązkiem każdej władzy.  To były prezydent Komorowski, to były premier Tusk mieli obowiązek zorganizować uroczyste obchody państwowe w pierwszą rocznicę tragedii – 10 kwietnia 2011 r. Taki sam – wg mnie - obowiązek spoczywałby powiedzmy na Jarosławie  czy dziś Andrzeju Dudzie w odwrotnej sytuacji- gdyby np. pod gmachem europarlamentu wybuchła bomba i zginął Donald Tusk, a wraz z nim cała frakcja euro-parlamentarzystów z PO. To obowiązkiem dzisiejszych władz – premier Szydło, Prezydenta Andrzeja Dudy – byłoby godnie uczcić ich pamięć. Niezależnie bowiem jak gorąco walczymy z żywymi, poległym oddajemy cześć. Czy politycy PiS-u by tak postąpili?  Mam nadzieję że tak. Że okazaliby wielkoduszność i szlachetność. Do takiej postawy bym ich namawiał tak jak teraz w Sejmie staram się przekonać do szlachetnego traktowania politycznych przeciwników. I jak z jednej strony razi mnie demagogia posłanek Nowoczesnej, tak z drugiej nie mogę zaakceptować wyskoków młodego wiceministra PiS, który ni z gruszki ni z pietruszki zarzuca z sejmowej trybuny politykowi PO prowadzenie agencji towarzyskiej.
Wracając do tragedii smoleńskiej i traktowania jej przez polityków PO – Komorowskiego, Tuska, Sikorskiego i innych. Mieliśmy tu do czynienia z czymś zupełnie odmiennym od szacunku. Z ofiar po prostu drwiono. Generał Błasik miał być pijany, Prezydent Kaczyński miał wymuszać lądowanie itd.itp. Podobnie haniebne były zachowania platformerskich władz Warszawy, które usuwały znicze sprzed prezydenckiego pałacu czy wynajętych chuliganów, którzy bili modlących się ludzi i ich poniżali. 
Dlaczego politycy PO tak się zachowywali? Przecież w oczach wielu Polaków zasłużyliby na szacunek i powagę gdyby uszanowali ofiary. 
Myślę, że w sprawie katastrofy wiele się wyjaśni kiedy obecna komisja rzetelnie zbada jej przyczyny. Jeśli to bowiem był to wypadek na skutek bałaganu panującego w służbach, to za ten bałagan odpowiadał rząd Tuska.
A jeśli nie wypadek tylko zamach – bo takiej hipotezy też wykluczyć nie można? To kto tego zamachu mógł dokonać? Osobiście nie wierzę w to, że zrobili to Rosjanie.  Wbrew rozmaitym histerycznym głosom, Rosja prowadzi do bólu przewidywalną politykę, niebywale racjonalną i długofalową. A tego rodzaju polityka wyklucza rosyjski udział w zamachu.
A zatem jeśli to był zamach to raczej należy poszukać potencjalnych sprawców wśród tych, którzy odnieśli z katastrofy korzyści. A tutaj w pierwszym rzędzie mamy polityków PO. To przecież Komorowski przejął władzę po prezydencie Kaczyńskim i skorzystał na smoleńskim wypadku. Czy Komorowski mający związki z wojskowymi służbami nie powinien być brany pod uwagę jako potencjalny podejrzany o wiele bardziej niż „zimny czekista Putin”?
A inny trop – czy zbadano bilans Narodowego Banku Polskiego po tym jak tragicznie zmarłego w katastrofie prezesa Skrzypka zastąpił szybciutko Marek Belka? Niektóre źródła podają, że z kasy okupowanego czy wyzwolonego (jak kto woli) Iraku, wyparowało 150 mld dolarów. A „nasz” Belka był tam wszak jednym z głównych zarządzających. Nie zdziwiłbym się gdyby NBP po tym jak Belka zajął miejsce po Skrzypku stracił kilka miliardów. I byłoby jak w „Szklanej Pułapce”. Wszyscy myśleli, że to polityka, a chodziło o forsę.