Reklama

Protest rehabilitantów i diagnostów

Nowiny Nyskie
04/10/2019 09:01

Radiolog z 40-letnim stażem bez dyżurów dostaje nieco ponad 2000 zł, a fizjoterapeuci 1700 - 1800 zł na rękę. Tak niskie stawki mają też laboranci. - To żenujące! Nie damy się dłużej ignorować! - mówią oburzeni pracownicy tzw. "innych zawodów medycznych", którzy wznowili ogólnopolski protest. W szpitalu w Nysie oraz w Głuchołazach (MSW) część pracowników poszła na zwolnienia lekarskie, inni pojechali oddać krew. Większość pozostała jednak w pracy.

Minister obiecał podwyżki
- Na znak solidarności z protestującymi nasi fizjoterapeuci ubrali ciemne ubrania - informuje prof. Mariusz Migała, zastępca kierownika Działu Usprawniania Leczniczego Szpitala MSW w Głuchołazach. Drzwi głuchołaskiego działu zostały oplakatowane, a 27 września część pracowników udała się do Nysy by oddać krew.
Podwyżki w kwocie ok. 200 zł, które pracownicy DUL otrzymali w tym roku od dyrektora placówki, nie są satysfakcjonujące. - Dyrektor chciałby dać więcej, ale obiecane dla fizjoterapeutów na początku roku pieniądze z Ministerstwa Zdrowia nie były "znaczone", tylko zostały przekazane do szpitali na koszty udzielania świadczeń medycznych. Z wydatków bieżących trzeba było wygospodarować coś na podwyżki -wyjaśnia prof. Mariusz Migała.
W Nysie protestują radiolodzy, laboranci i fizjoterapeuci. - Tylko w laboratorium część osób poszła na L4. Inni - zarówno diagności, jak i fizjoterapeuci - pracują - poinformowała "Nowiny" nyska radiolog Ewa Ochrymczuk, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Diagnostyki i Fizjoterapii.
Pod koniec ubiegłego roku po manifestacji pracowników tzw. innych zawodów medycznych przed budynkiem Ministerstwa Zdrowia w Warszawie, przewodnicząca Ewa Ochrymczuk z szefami podobnych ogólnopolskich związków zawodowych została zaproszona na rozmowy do ministra Łukasza Szumowskiego. Jak mówi, spotkali się tam ze zrozumieniem sytuacji, a minister obiecał im podwyżki płac.
- Pieniądze przekazane do szpitali miały być "znaczone", czyli przeznaczone na pensje pracowników. Niestety "znaczone" nie były i ledwo wystarczyły na niewielkie podwyżki dla wszystkich protestujących grup. W wielu polskich szpitalach w ogóle ich nie było! - podkreśla Ewa Ochrymczuk.

Rząd skłóca medyków
W Nysie na początku roku pracownicy innych zawodów medycznych (poza pielęgniarkami i ratownikami medycznymi, którzy wywalczyli wcześniej podwyżki) a także administracja ZOZ-u otrzymali podwyżkę w wysokości 10 procent zasadniczego wynagrodzenia (po 200 zł), natomiast w lipcu br. po 180 zł.
- Dyrektor naszego szpitala, w przeciwieństwie do innych w Polsce rozmawia z nami i szuka środków na podwyżki - dodaje przewodnicząca. Podkreśla jednak, że są one niesatysfakcjonujące dla pracowników.
- To rząd różnicuje i skłóca środowisko medyczne. Pielęgniarkom i ratownikom medycznym dał podwyżki rzędu 1400 - 1600 zł, przekazując pieniądze "znaczone", tzn. tylko dla nich. Nas zignorował po raz kolejny! A przecież jest nas mniej, w szpitalu nyskim na 800 pracowników tylko 80 osób. Też kończymy studia i cały czas się szkolimy. Nie może być tak, że w sali chorych pielęgniarka pracuje za 4000 zł, a obok laborant czy fizjoterapeuta za niecałe 2000 zł. Jednak, żebym była dobrze zrozumiana: to nie jest wina pielęgniarek czy ratowników, że jest taka sytuacja. Zarówno pielęgniarka, ratownik medyczny, jak i diagnosta czy fizjoterapeuta - wszyscy w służbie zdrowia powinni godnie zarabiać, bo to jest praca ciężka i odpowiedzialna! - mówi zdecydowanie Ewa Ochrymczuk.

L4 to paraliż całej służby zdrowia
Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na protesty tej grupy pracowników medycznych odpowiada, że pieniądze na podwyżki dało szpitalom. Odsyła protestujących do ich dyrektorów, zwalając winę na nich, że wydali otrzymane od ministra środki na bieżące wydatki.
Diagności i fizjoterapeuci znajdują się między tymi dwiema stronami konfliktu, niestety nadal... bez obiecanych podwyżek.
Czy dojdzie do zaostrzenia form protestu i wszyscy pracownicy pójdą na zwolnienia lekarskie?
- To byłby paraliż zarówno publicznej, jak i niepublicznej służby zdrowia! - mówi Ewa Ochrymczuk. - Niemal każdy z nas, ze względu na głodowe pensje w publicznej służbie zdrowia, zmuszony jest pracować dodatkowo w prywatnych pracowniach i gabinetach. Gdyby wszyscy poszli na L4, to nie pracowałby dodatkowo rezonans w Nysie i Głuchołazach, nie pracowałyby pracownie w nyskich przychodniach czy prywatne laboratoria.
- Trudno też zostawić pacjentów bez pomocy, czekających po pół roku na rehabilitację. Jesteśmy ludźmi i mamy empatię. Jednak w pewnej chwili tama wytrzymałości fizjoterapeutów może pęknąć - mówi prof. Mariusz Migała ze szpitala MSW w Głuchołazach.
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do