Reklama

Rok po powodzi. Mieszkańcy nie zapomną

Nowiny Nyskie
14/09/2025 17:01

Mija rok od ogromnej powodzi, która nawiedziła m.in. nasz powiat. W wielu miejscach jej skutki nadal są widoczne - zalane domy nadal nie nadają się do zamieszkania, a wiele firm potrzebowało miesięcy, by wznowić działalność. Bez względu na to czy już uporali się ze skutkami przejścia wielkiej wody powódź połączona z niekompetencją i dezinformacją władz na zawsze pozostanie w pamięci mieszkańców. 

Czy ktoś za to odpowie?
Przypomnijmy, że co najmniej tydzień przed nadejściem niżu Boris, który przyniósł w połowie września 2024 roku tak potężne opady pojawiły się ostrzeżenia, że od czwartku, 12 września, do niedzieli, 15 września, w niektórych regionach naszego kraju spadnie do 200 - 300 mm deszczu na metr kwadratowy, w skrajnych przypadkach nawet około 400 mm. Zarówno polskie, jak i czeskie instytuty meteorologiczne przedstawiały symulację opadów na terenie południowo–zachodniej Polski. Wynikało z nich, że mogą być tak duże jak nigdy wcześniej. Białka po stronie czeskiej miała osiągnąć poziom, który dwukrotnie przekracza ekstremalną powódź. Również po polskiej stronie widać było, że rzeki przekroczą poziom z 1997 r.
Okazało się, że symulacje meteorologów, które z reguły są zawyżone, w tym przypadku były… zaniżone. 
Mimo że 13 września (piątek) wody przybywało to nysanie byli karmieni uspokajającymi informacjami burmistrza Kolbiarza, że Nysa jest bezpieczna. Z kolei Wody Polskie zarządzające zbiornikiem nie zwiększały rezerwy powodziowej, przekonując, że wszystko jest pod kontrolą. 
Sytuacja wyglądała tak, że w piątek 13 września zrzut wody ze zbiornika w Nysie wynosił zaledwie 30 m3/s, tyle samo do jeziora dopływało. Również w pozostałych zbiornikach było widać, że nie zwiększają poziomu retencji. 
Kiedy w piątek 13 września nasza redakcja zapytała Wody Polskie, dlaczego tak się dzieje – dlaczego nie zwiększają rezerwy powodziowej, przedstawiciel państwowej spółki poinformował, że, tu cytat: „Wszystko jest pod kontrolą”. Co więcej, zapewniono nas, że zbiorniki są przygotowane na przyjęcie zapowiadanej ilości opadów! Te słowa padły w 2024 roku – tak samo było w 1997 roku.

Zapewniali, że nic nie grozi  
W sobotę 14 września do Nysy i Głuchołaz przyjechał premier Donald Tusk. Dopiero w nocy z soboty na niedzielę zaczęto zrzucać z jeziora 600 m3/s. W niedzielę odbyła się konferencja prasowa w Starostwie Powiatowym w Nysie z udziałem ministra spraw wewnętrznych Tomasza Siemoniaka oraz ministra infrastruktury Dariusza Klimczaka, który odpowiada za Wody Polskie. Minister podał na niej, że rozważają zwiększenie zrzutu z 200 do 400 m3/s! W tym czasie z jeziora leciało już wspomniane 600 m3/s. Kiedy redaktor naczelny „Nowin Nyskich” zwrócił na to uwagę, dziennikarzy wyproszono z posiedzenia sztabu kryzysowego. Na konferencji prasowej, która odbyła się zaraz po nim okazało się, że zrzut wynosi 600 m3/s i zapewniano, że jest to maksymalny poziom zrzutów wody. Przekonywał o tym starosta Daniel Palimąka.
Na pytanie o to czy Nysa jest bezpieczna, czy może ma się szykować na powódź burmistrz Kordian Kolbiarz kolejny raz zapewniał, że Nysie nic nie grozi. Mówił to mimo tego, że podtapiane były już domy na Zamłyniu. Jednak w samym starostwie widać było, że coś wisi w powietrzu, bo z piwnic wyniesiono dokumenty, okna zabezpieczono workami z piaskiem, a służbowe samochody zaparkowano na wzniesieniu przed urzędem. 
Niedługo po konferencji zrzut z jeziora zwiększono do ok. 1000 m3/s! Woda zaczęła wylewać się na miasto! Przyczyniła się do tego Biała Głuchołaska, która zaczęła zalewać Białą Nyskę, Zamłynie, a następnie miasto od strony Przełęku, gdzie nie wytrzymał wał rzeki. Informacje o tym były ignorowane przez władze Nysy. 
Kiedy woda w niekontrolowany sposób wdarła się do miasta, zalała szpital powiatowy, którego nie ewakuowano. Ewakuowano natomiast policję, straż pożarną, urząd miejski i starostwo powiatowe...

„Niech Bóg ma nas w swojej opiece”
W sobotę w Głuchołazach woda siała spustoszenie, rzeki zalewały Kotlinę Kłodzką, a sztab kryzysowy w Nysie nadal przekonywał, że nic nam nie będzie. Nie przygotowywano się do ewakuacji ludności. Kiedy redaktor naczelny „Nowin” Piotr Wojtasik powiedział o tym w ogólnopolskich mediach, Kolbiarz oskarżył go o sianie paniki! Zamiast tego, słuchaliśmy kolejnych kłamliwych zapewnień, że Nysie nic nie grozi.
Kiedy woda wdarła się do miasta, jego władze stać było tylko na komunikaty: ratuj się kto może i „Niech Bóg ma nas w swojej opiece”. 

Woda zalała domy i zakłady pracy, zniszczone zostały szkoły i przedszkola. Przede wszystkim narażono ludzi na utratę życia i zdrowia. Ewakuację ogłoszono dopiero wtedy, kiedy okazało się, że pod naporem wody zaczęły pękać wały rzeki Nysy Kłodzkiej poniżej zbiornika, jednak zrzutu nie można było zmniejszyć, bo mogło to grozić zniszczeniem zapory… Znów okazało się, że nie wyciągnięto wniosków z 1997 roku. Wtedy nikt nie odpowiedział za to co się stało. Teraz też raczej się na to nie zapowiada…

„Toniemy” – tragedia Głuchołaz 

To była największa powódź w historii Głuchołaz. Straty były ogromne i będą widoczne w mieście jeszcze przez długi czas, bo wielu mieszkańców straciło dorobek swojego życia. Nawalne deszcze w Czechach sprawiły, że Biała Głuchołaska ze spokojnej rzeki, zamieniła się w rwącą górską rzekę. Jej poziom rósł z minuty na minutę zagrażając wszystkiemu, co stanęło na jej drodze. Takimi obiektami były dwa mosty – tymczasowy i nowo budowany w ciągu drogi krajowej. Przez kilkanaście godzin podwyższano wały, budując umocnienia z worków z piasku. Rzeka nie dawała za wygraną, coraz bardziej się podnosząc. Do Głuchołaz ściągnięto specjalne kompanie Państwowej Straży Pożarnej z całego województwa opolskiego, a także oddziały Wojsk Obrony Terytorialnej. Most tymczasowy próbowano ratować dociążając go m.in. kostką brukową. Niestety, w piątek wieczorem (czyli 13 września) służby zrezygnowały z dalszej walki o most. Wtedy próbowali walczyć o niego sami mieszkańcy, którzy workami z piaskiem podnieśli umocnienia. Niestety, to nie pomogło i w sobotę wysoka woda zniszczyła pierwszą i drugą przeprawę. Obawiano się, że elementy mostu tymczasowego zawieszą się na konstrukcji budowanego mostu i w ten sposób powstanie tama, która skieruje całość wody na miasto. Zaraz po tym, jak woda zabrała mosty fala powodziowa wdarła się do miasta. - Toniemy – napisał w mediach społecznościowych burmistrz Paweł Szymkowicz. 
Po tym, jak woda wdarła się do miasta konieczna była ewakuacja ludności, którą rozpoczęto już w trakcie walki o most. Ze swoimi domami pożegnać musieli się mieszkańcy ulic prowadzących do mostu, ale nie tylko. 
W wyniku powodzi Głuchołazy zostały pozbawione prądu, gazu, wody i internetu. Wielu mieszkańców straciło dorobek życia. Miasto zostało zdemolowane.
W powodzi ucierpiało wiele sołectw w naszym powiecie – nie było gminy, która w mniejszym lub większym stopniu nie wymagała pracy. Nie sposób wymienić wszystkie wsie, ale trzeba wspomnieć o tragedii Bodzanowa i Rudawy koło Głuchołaz, w której powrót do normalności trwa do dzisiaj – wielu mieszkańców tej miejscowości nadal nie może w pełni korzystać ze swoich domów, a nawet gorzej – mieszkają nadal w kontenerach.

Fala wody i fala pomocy 
Tragedia powodzian spowodowała przypływ pomocy – nie tylko tej rzeczowej. Do naszego powiatu skierowano nie tylko służby, przyjeżdżały tutaj prywatne osoby, z różnych stron kraju reagując na apel, że na początku najbardziej brakuje rąk do pracy, do usuwania tego co zalane, do czyszczenia co jeszcze można odzyskać. To cisi bohaterowie tamtych dni.
Ciszy nie było jednak ze strony polityków. Głuchołazy i Nysa przez kilka miesięcy stały się miejscem konferencji prasowych ekipy rządzącej różnego szczebla, która przywoziła „dobre wieści” i zapowiedzi przyznawania kolejnych pieniędzy na odbudowę. Z kolei Kordian Kolbiarz zaraz po powodzi zarzucał Wodom Polskim brak współpracy, a wkrótce publicznie mówił o… świetnej współpracy z tą instytucją.
Można szukać analogii w powodzi z 1997 roku i 2024 roku. Jedno je jednak różni – błyskawiczny przepływ informacji i fakt, że w sieci nic nie ginie – od sprzecznych komunikatów burmistrza Kolbiarza o bezpieczeństwie nysan, po filmik, na którym starosta Daniel Palimąka macha rękami przed karetkami ewakuującymi pacjentów nyskiego szpitala, udając, że jest potrzebny.
 

Aktualizacja: 15/09/2025 00:28
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    O! - niezalogowany 2025-09-15 03:18:56

    Ocenia pana starosty, jakoby śmiesznie machał rękami i udawał że jest potrzebny jest niesprawiedliwa i krzywdząca! On to bowiem własnym przykładem porwał tłumy, gdy z włosem rozwianym, z obłędem w oczach i sztandarem w ręku, ciałem zablokował wyłom w wale przeciwpowodziowym walcząc heroicznie z potężnym naporem wód. Panu staroście należy się Nobel! Nobel, a nie złośliwa krytyka!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do