Reklama

SzOK! Zachorujesz, to cię wyrzucą z pracy

Nowiny Nyskie
04/09/2022 12:28

Stanisław Piekarski przepracował blisko 40 lat na kolei. Przez 17 lat jako funkcjonariusz Straży Ochrony Kolei. Najpierw w Komendzie Regionalnej Straży Ochrony Kolei w Opolu, następnie na posterunku SOK w Nysie. Tam we wrześniu 2020 roku doszło do wypadku. W trakcie pracy doznał udaru mózgu. Mężczyzna cudem przeżył, bo nikt z jego kolegów nie zawiadomił pogotowia ratunkowego. Zrobiła to dopiero jego żona, która przyjechała go odebrać po zakończonej służbie. Pan Stanisław dziś jest osobą niepełnosprawną, a komendant SOK wyrzucił go ze służby z powodu niezdolności do pracy.

Sprawa trafiła do nyskiej prokuratury, która sprawdza czy doszło do popełnienia przestępstwa narażania pracownika na utratę życia i zdrowia, ale też składania fałszywych zeznań. - SOK chce zatuszować sprawę. Byli koledzy z pracy mojego męża kłamią, żeby nikt nie poniósł odpowiedzialności -nie kryje oburzenia Violetta Piekarska. Kobieta jest przekonana, że gdyby wcześniej powiadomiono pogotowie ratunkowe, to zdrowie męża udałoby się ocalić.

Bałam się, że umrze
Wydarzenie z września 2020 roku zmieniło całe życie szczęśliwego nyskiego małżeństwa. – Mąż, jak co dzień poszedł do pracy i jak co dzień przyjechałam go odebrać po zakończonej służbie. Tym razem jednak nie wyszedł z posterunku na nyskim dworcu kolejowym. Najpierw jeden z jego kolegów zadzwonił do mnie z telefonu męża, a drugi wybiegł i powiedział, żebym przyszła, bo ze Staszkiem dzieje się coś dziwnego – relacjonuje pani Violetta. Przerażona pobiegła na posterunek, gdzie zobaczyła męża, którego twarz była zniekształcona. - Nie było z nim kontaktu, poza tym, że mówił, że go boli głowa. Nie mógł wstać z krzesła. Bałam się, że zaraz umrze -relacjonuje kobieta. Mówi, że kiedy zaczęła krzyczeć, dlaczego nikt nie wezwał pogotowia, to usłyszała, żeby sama to zrobiła. - Kiedy zadzwoniłam i powiedziałam, jakie mąż ma objawy, to dyspozytor pogotowia nie miał wątpliwości, że to udar. Na miejscu szybko pojawiła się karetka, która zabrała go do szpitala 
- podkreśla pani Violetta.  Stan zdrowia pana Stanisława potwierdza dokumentacja medyczna, którą pokazuje nam jego żona. Ma problemy ze wzrokiem, trudności z koncentracją i orientacją w miejscu i czasie, a także kłopoty z poruszaniem się. Jego prawa ręka nie wróciła do pełnej sprawności.

Stanowisko SOK
W związku ze zdarzeniem zaistniałym w dniu 19 września 2020 roku, Komenda Główna Straży Ochrony Kolei przeprowadziła wewnętrzną kontrolę, która nie wykazała uchybień ze strony funkcjonariuszy SOK uczestniczących w zdarzeniu lub będących jego świadkami.
Ponadto postępowanie przeprowadzone przez Okręgowy Inspektorat Pracy w Opolu nie wykazało okoliczności wystąpienia wypadku przy pracy w odniesieniu do przedmiotowego zdarzenia.
W odniesieniu do skierowanych pytań przez Pana Redaktora wskazujemy, iż pozostają one przedmiotem postępowania prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Nysie, którego Komenda Główna Straży Ochrony Kolei nie jest stroną, w związku z powyższym nie jest uprawniona do przekazywania dalszych informacji.
Inspektor Adam Radek, Komenda Regionalna SOK w Opolu

 

Tracił kontakt
- Ok. godz. 12.00 podczas patrolu zacząłem się źle czuć, chciało mi się wymiotować. Mój stan pogorszył się po zakończonej mandatem interwencji. Ok. godz. 15.00 zgłosiłem dyżurnemu, że dzieje się ze mną coś dziwnego i nie jestem w stanie kontynuować służby. Ten jednak stwierdził, żebym wytrzymał do końca zmiany czyli do 18.00. Zgodziłem się, ale ok. godz. 17.00 zacząłem się przewracać. Nie piję alkoholu, a czułem się jakbym był pod wpływem, bardzo kręciło się mi w głowie. Pamiętam, że kolega zaczął mnie przebierać w cywilne ubranie. Ja już nie mogłem stać, zaczęła mi drętwieć prawa noga, to posadzili mnie na wersalce - zaznacza. - Nikt nie wpadł na pomysł, żeby wezwać pomoc, dopiero kiedy przyszła żona od razu zaczęła krzyczeć, że trzeba wezwać pogotowie -podkreśla. Pan Stanisław trafił do szpitala z rozległym krwotocznym udarem mózgu. Przez trzy dni walczył o życie, miał cztery krwiaki w głowie. Po udarze uczył się wszystkiego od nowa. Nie umiał mówić, czytać i pisać. - Nie potrafił jeść, nie wiedział do czego służą sztućce. Popadł w głęboką depresję - zdradza żona.

Wyrzucili z pracy
Kiedy był na świadczeniu rehabilitacyjnym z Komendy Głównej SOK w Warszawie przyszedł list. - W środku było rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia. Nie dostał ani grosza odprawy. Powodem była niezdolność do pracy! Jak można tak traktować pracownika z 40- letnim stażem pracy na kolei, który zachorował będąc na służbie? Pozbyli się go, choć to był wzorowy pracownik - złości się pani Violetta. - Nie spodziewałem się, że tak można postąpić z człowiekiem – dodaje pan Stanisław.

Kontrola wewnętrzna
Z raportu komisji powołanej przez SOK, odtwarzającego przebieg zdarzenia wynika m.in., że pan Stanisław sam wypełnił notatnik służbowy, zdał broń, poświadczając to podpisem, a także sam przebrał się w cywilne ubranie. Pracodawca twierdzi też, że nie wezwał pomocy, bo nie zdążył i ubiegła go żona poszkodowanego, właśnie kiedy dyżurny miał po nią zadzwonić. Do tego SOK zapewnia, że funkcjonariusze udzielili pomocy na miejscu. Podano nawet przyczynę złego samopoczucia mężczyzny, którą wg raportu miało być… zjedzenie owoców.  

- Mąż nie był w stanie ani się ubrać, ani się podpisać. Lekarz, który go przyjmował w szpitalu powiedział, że wylew był tak rozległy, że to było wykluczone. On nie mógł chodzić, nie widział na oboje oczu! – denerwuje się pani Violetta. Kobieta zdradza, że po fakcie jeden z kolegów z pracy męża poinformował ją, jak wszystko wyglądało. - Nie tylko został przebrany, ale też jeden z funkcjonariuszy wypełnił za niego dziennik służby, czego nie miał prawa zrobić. Drugi podpisał się za męża, że zdał broń służbową. Teraz wszystkiemu zaprzeczają, twierdzą że mąż był zdrowy! Co zrobiliby gdybym nie przyjechała? Wystawili na ławkę na peronie i porzucili na pastwę losu? - bulwersuje się kobieta. Jest oburzona tym, że w trwającym śledztwie byli koledzy męża z pracy kłamią. - Wiem, że boją się zwolnienia ze służby, ale przecież ich może spotkać to samo! Doszło nawet do tego, że osoba, która wybiegała po mnie w dniu zdarzenia zaprzecza temu i mówi, że mnie nie zna
- nie kryje żalu.

Pani Violetta zgłosiła nagłe zachorowanie męża, jako wypadek w pracy. Powiadomiła PIP i Komendę Główną SOK, która do Nysy przysłała specjalną komisję. To ona sporządziła wspomniany wcześniej raport, który mówił o zatruciu owocami jako przyczynie choroby męża. - To były same kłamstwa, dlatego zgłosiliśmy sprawę do prokuratury. Nam chodzi tylko o prawdę i pokazanie tego, jak traktowany jest pracownik przez pracodawcę, który chowa głowę w piasek i udaje, że nic się nie stało.#
Piotr Wojtasik

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    już starzec - niezalogowany 2022-09-04 13:06:17

    Ale POLSKIE przepisy są takie ,że po 6 miesiącach zwolnienia lekarskiego wyrzucają cię z pracy a ZUS nie przyznaje renty bo jesteś 'za mało' chory.Też tak miałem.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Zwykły gość - niezalogowany 2022-09-05 05:40:26

    To są służby. Mundur to często stan umysłu. Liczą się ich raporty, notatki itd. A papier wszystko przyjmie. Potem obwieszą się medalami, orderami a na emeryturze będą się chwalić uczciwą pracą. Po trupach do celu.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Stereo - niezalogowany 2022-09-05 09:37:46

    Sok nie jest służbą.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Anonim - niezalogowany 2022-09-05 12:25:58

    No a czego się spodziewać mógł nie nadaje się do pracy to zwolnienie z firmy i sprawa załatwiona , a on jak chce jakieś zadośćuczynienia to lata latania po sądach bez gwarancji sukcesu ,to okrutne ale taka jest rzeczywistość .

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do