
Wybory samorządowe - już to widać niczego istotnego w samorządach nie zmieniły. Kto rządził - będzie rządził nadal, kto był w opozycji - będzie w opozycji. "System" albo jak kto woli "układ" obronił się przed zakusami tych, którzy podjęli próbę jego zmiany. "System" to obecny establiszment, którego ostoją są partie centralne - zwłaszcza rządząca Platforma z jej "przystawkami", partie lokalne zorganizowane przez ludzi władzy, a oczywistym celem tej "obrony" jest zachowanie wysokopłatnych stanowisk wójtów, burmistrzów i starostów tudzież masy stanowisk urzędniczych w administracji - dla "krewnych i znajomych królika".
"System" broni się za pomocą środków budżetowych, do których każdy burmistrz czy starosta ma dostęp. Tu się wybuduje radnemu z koalicji kawałek chodniczka, żeby mógł w czymś się pochwalić przed wyborcami, tam kupi piłkę dla drużyny LZS i już przybywa głosów.
Środki budżetowe używane są także na propagandę. Wielu burmistrzów czy starostów wydaje swoje własne gazetki, których głównym zadaniem jest pisanie pochlebnych artykułów na cześć włodarza miasta. Zjawisko występuje w całej Polsce i rozwija się w warunkach gospodarki rynkowej i wolności prasy. Na zapotrzebowanie władzy - żeby o niej pisać jak najlepiej - natychmiast pojawili się bowiem "dziennikarze" gotowi dopieszczać władzę - oczywiście za konkretne pieniądze. Pieniądze publiczne - ma się rozumieć, bo przecież burmistrzowie "systemu" nie są tak głupi, żeby wydawać na ten cel swoje własne.
Jak to się robi najlepiej pokazuje przykład burmistrz Nysy, która z budżetu finansuje gazetę "Ekspres Nyski" rozdawaną potem za darmo.
Finansowanie odbywa się pod przykrywką zlecania opracowania i druku ogłoszeń urzędowych, no bo jakiś pretekst być musi. A potem to już tylko laurki i wazelina leją się z łamów "prasy". I tak oto w dwadzieścia lat po komunie, bez żadnych esbeków, rewizji i więzień, bez żadnej cenzury znów mamy obrzydliwą pseudo-prasę wysługującą się władzy. Oczywiście za nasze podatki.
Czasem jednak tych środków budżetowych nie wystarcza, wówczas zaradny burmistrz może na przykład umorzyć podatek przedsiębiorcy, a w zamian za to zażądać sfinansowania kampanii wyborczej - jak to zrobił burmistrz Nysy z SLD w 1998 roku. Albo zażąda za wprowadzenie zmian w planie, żeby przedsiębiorca zasponsorował ulubiony klub sportowy - "Wszystko to być może!" - jak mawiała panna Oleńka - i przykłady możemy czerpać pełnymi garściami z otaczającej nas rzeczywistości.
Ufundowany w ten sposób na naszych daninach (podatki) fundament władzy samorządowej jest mocno osadzony i nie boi się tzw. wyborów wstrząsających jego podstawami raz na cztery lata.
Nie boi się bo po pierwsze - jak się rzekło dysponuje publicznymi pieniędzmi na obronę, a po drugie do interesów tegoż układu zostały dopasowane rozwiązania prawne, w tym głównie ordynacja wyborcza. Nie ma bowiem bardziej skomplikowanej formuły prawnej jak tzw. ordynacja proporcjonalna, wg której wybiera się radnych powiatowych i radnych w większych gminach. Płachty papieru wydrukowane maczkiem, setki kandydatów, kilka głosowań - w tym wszystkim wyborca gubi się i traci orientację. A wtedy wybiera albo po prostu osłuchane nazwisko. A któż jest najbardziej znany w gminie czy powiecie? No przecież że piastujący stanowisko burmistrz czy starosta.
I tak oto wybory się odbywają, wciągając w swe tryby dziesiątki tysięcy kandydatów, członków komisji, pełnomocników, a po nich, po całym szumie pozostaje polityczny pejzaż taki sam jak przed wyborami.
Oto niedościgłe mistrzostwo projektantów "Systemu" - wprowadzać takie zmiany i taką demokrację, żeby w końcu i tak wszystko pozostawało bez zmian.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie