
- Kiedy wybuchła wojna to zapanowało ogromne pospolite ruszenie – Ukraińcy sami zgłaszali się do wojska. Teraz już nie ma ochotników Michał Raczyński, znany nyski propagator turystyki kolarskiej już sześciokrotnie od momentu wybuchu wojny na Ukrainie odwiedził ten kraj. Tutaj mieszka bowiem większość jego najbliższej rodziny, znajdują się groby tych, którzy odeszli. Wreszcie tutaj odwiedza on swoich przyjaciół z Uniwersytetu Lwowskiego. Kolejne wizyty dają obraz zmian, jakie niesie wojna. W swoich ocenach Ukrainy i Ukraińców pan Michał jest niezwykle obiektywny.
- Ukraińcy stali się bardzo roszczeniowi. Każdy z nich kombinuje i w dodatku ta straszna korupcja – totalna i na każdym kroku – stwierdza pan Michał.
Za każdym razem, kiedy Michał Raczyński chciał jechać na Ukrainę miał poważne problemy z zakupem biletów na pociąg do Lwowa. - Kiedy jadę do Opola i w kasie międzynarodowej chcę kupić taki bilet nie zawsze jest taka możliwość. Najlepiej jest jechać do Przemyśla. Na tamtejszym dworcu są dwie kasy, które pracują non stop - ktoś wypada, ktoś rezygnuje… jest większa szansa. Jeśli chodzi o przejścia, które pokonuje się pieszo to ustawiają się do nich Ukraińcy w długich kolejkach. Masa Ukrainek jeździ tam i z powrotem między Ukrainą a Polską, często z dziećmi. Nielicznymi podróżnymi są ludzie starsi – po 60 roku życia. Zazwyczaj są to byli mundurowi.
Michał Raczyński dodaje, że kraju nie mogą opuścić mężczyźni w wieku 18 – 60 lat, bo oni podlegają wojskowej rekrutacji - chyba że mają trójkę lub większą ilość dzieci. - Mimo tego potrafią obejść ten zakaz – mówi dalej nasz rozmówca. - Podam przykład. Zdobywają od skorumpowanego lekarza zaświadczenie, że ich matka jest chora, potrzebuje rehabilitacji, a bez opieki nie może sama podróżować. W ten sposób syn jedzie z matką do Polski. Matka po tygodniu wraca sama na Ukrainę, bo syn zostaje w Polsce, albo jedzie dalej na Zachód. Znam takie przypadki z autopsji. Konkluzja jest taka, że ludzie kombinują na różne sposoby, żeby wyjechać z Ukrainy – jeśli nie do Polski lub przez Polskę, to przez Mołdawię, Rumunię, czy Chorwację.
Michał Raczyński dodaje, że żandarmeria wojskowa zatrzymuje każdy autobus sprawdzając wszystkich mężczyzn nim podróżujących. - Kto nie ma przy sobie dokumentów z potwierdzeniem, że jest zatrudniony w gałęzi gospodarki, która potrzebna jest w cywilnym funkcjonowaniu kraju od razu go wyciągają. Jeśli stawia opór – to siłą. Sam byłem świadkiem, że kobiety z tego samego autobusu broniły takiego człowieka krzycząc: „Zostawcie go!” W takiej sytuacji nie ma jednak odstępstw – człowiek po przeszkoleniu trafia na front. Do podobnych „nalotów” dochodzi w klubach, restauracjach, czy dyskotekach. Synowie mojej siostry mają ok. 58 lat i żeby uniknąć wcielenia do wojska mieszkając na wsi nie wychodzą w ogóle na zewnątrz. – W obawie przed rekrutacją wojskową nie chodzą do sklepu, nie jadą do miasta… Wszystko za nich robią żony i córki.
Pan Michał przytacza jednocześnie historię wnuka swojej siostry, który odsłużył w wojsku 3 lata, a kiedy zakończył się ten obowiązkowy okres zaczęto na nim wymuszać, żeby w wojsku pozostał. Kiedy się nie zgodził wywierano na nim presję psychiczną. Na czym to polegało? Co drugi dzień szedł na wartę. Jeśli żołnierz zginął to jego przydzielano do pocztu, który oddawał honory zmarłemu, stawiając go przy trumnie. Pogrzeb każdego żołnierza, który ginie na froncie to wielka uroczystość – jedna uroczystość ma charakter pożegnania rodziny ze zmarłym, a druga ma charakter wojskowy. Mimo że z podpisaniem kontraktu wojskowego wiążą się duże pieniądze – on na to nie poszedł. Wrócił do domu niczym wrak człowieka i powiedział do ojca: „Tato, ratuj mnie”. Rodzina się nim zajęła, ale w każdej chwili może być powołany znowu do wojska jeśli prezydent ogłosi mobilizację.
Czy coś się zmieniło między ostatnią wizytą Michała Raczyńskiego na Ukrainie, a tą, z której wrócił kilka dni temu. - Może to, że we wsiach nie ma kto pracować. W tych miejscach pozostały starsze kobiety, bo mężczyźni są na wojnie, a zaradne młodsze kobiety pracują m.in. w Polsce. Do nas przyjechało 2 mln osób, ale to nie oznacza, że to są ludzie najbiedniejsi – to są ludzie operatywni, którzy dają sobie radę. W tym narodzie odczuwa się stagnację.
Czy to oznacza, że Ukraińcy chcą końca tej wojny? - O tak. Najbardziej tego chcą – kategorycznie stwierdza pan Michał. - Duża część Ukraińców mówi: „niech nawet przyjdzie ten ruski, ale niech to się skończy”. Mimo tego ludzie gotują w swoich domach posiłki dla żołnierzy, po które przyjeżdżają samochody, które zabierają jedzenie na front, a w internatach, czy w akademikach studenci robią siatkę maskującą – każdy pomaga jak może. Mam we Lwowie i nie tylko mnóstwo znajomych – także wśród tamtejszej inteligenci, pracowników naukowych. Oni też chcieliby, żeby to się skończyło. Kiedy wybuchła wojna to było ogromne pospolite ruszenie. – Ukraińcy sami zgłaszali się do wojska, teraz już nie ma ochotników. Na jednym z cmentarzy we Lwowie jest pochowanych ponad tysiąc młodych ludzi…
W rozmowach i zachowaniu Ukraińców można wyłuskać jeszcze kilka trendów – są bardzo zawiedzeni postawą Trumpa, nie lubią swojego prezydenta Zełenskiego, uważają, że nas również bronią, żądając nie tylko naszej broni, ale także naszych wojsk – stwierdza pan Michał.
Nysanin, jako wielki miłośnik – nie tylko turystyki rowerowej – ale także przyrody wykorzystał czas pobytu na Ukrainie, by kolejny – konkretnie jedenasty raz - zdobyć najwyższy szczyt Ukrainy – Howerlę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie