W bordelu kędy mamy zacne leże...

Newsweek alarmuje, że polska młodzież masowo ćpa marihuanę, extasy i amfę. Dzięki tym nowym zwyczajom – przynajmniej pewnej części młodych Polaków, nasz kraj znalazł się – wg Newsweeka – w czołówce europejskiej narkobiznesu.
I okazuje się, że to doskonale. Oto bowiem Unia Europejska nakazała wszystkim urzędom statystycznym państw członkowskich wliczać dochody z handlu narkotykami,  nielegalnego hazardu i – uwaga – z prostytucji do corocznego Produktu Krajowego Brutto. Bo – wiadomo: w całej Unii Jewropejskiej stagnacja, PKB nie rośnie więc jak się doliczy 1 czy 2% z szarej czy nawet „czarnej strefy” od razu wszędzie będzie „Zielona Wyspa”.
Tak więc polski Główny Urząd Statystyczny  już od jesieni będzie doliczał dochody sutenerów i dilerów do tego co gospodarka III RP wypracowała w ciągu roku. 
Jeśli idzie o narkobiznes, to sprawa wydaje się w miarę prosta. Kilkanaście lat temu wysłałem młodego dziennikarza do lokalu, który mieścił się wówczas w piwnicach Urzędu Miejskiego w Nysie (rządził wówczas SLD z Unią Wolności) z poleceniem by kupił działkę marihuany. Dziennikarska prowokacja skończyła się sukcesem, dziennikarz bez trudu nabył działkę marychy. 
Ponieważ od tamtego czasu nastąpił u nas znaczny postęp, sądzę że i dziś inspektorzy GUS-u nie będą mieli kłopotów żeby poprzez wyrywkowe „zakupy kontrolowane” określić rozmiar rynku narkotyków w naszym, burzliwie rozwijającym się kraju.
Gorzej będzie z oszacowaniem – jeśli tak można to określić – „produktu narodowego” jaki wytwarzają bohaterskie prostytutki na Zielonej Wyspie Donalda Tuska. Po pierwsze kłopot jest z narodowością, bo dajmy na to o ile nasze dziewczyny z Mazowsza czy Kujaw niewątpliwie oddają się dla wzrostu polskiej gospodarki, to np. pracujące u nas siostry-Ukrainki  czy wędrowne Rumunki już niekoniecznie. Być może Unia nakaże inspektorom GUS zbadanie na ile „usługi” świadczone przy naszych drogach, wpływają na wzrost gospodarczy również takiej np. Rumunii. 
Informacja o nowym sposobie liczenia PKB nakazanym przez Unię-Matuszkę, wlała nieco nadziei w skołatany umysł Polaka. Bo oto z niedzielnych Wiadomości  dowiedzieliśmy się m.in., że dorsze bałtyckie nie dość, że wyniosły się na Atlantyk, to jeszcze schudły w ostatnich latach. Tak więc rybołówstwo już nie będzie ważną dziedziną polskiej gospodarki, zwłaszcza, że III RP zlikwidowała w zasadzie flotę zbudowana dużym wysiłkiem przez tą wstrętną PRL. Ale – i tu wieje optymizmem – dzięki światłym zarządzeniom Unii – stare jak świat kurestwo zastąpi usychające  rybołówstwo. 
Podobnie zresztą  elyty III RP zlikwidowały w zasadzie gros przemysłu, który jak wiadomo był niewydajny i pylił. Przemysł zastąpiliśmy (i nadal zastępujemy) czystszą działalnością usługową, a cóż może być czystszego i w dodatku przyjemniejszego  od porządnie zorganizowanych, dostępnych dla każdego domów uciech?  
Być może nawet minister Rostowski niepotrzebnie się martwił i likwidował te „progi ostrożnościowe”, bo jak nasz Produkt Krajowy Brutto dzięki wliczeniu doń dochodów z handlu narkotykami i prostytucji wzrośnie, to może się okazać, że i długów może nasz rząd zaciągnąć więcej. 
Teraz już nie dziwi dalekosiężna polityka oświatowa ministerstwa polegająca na ośmielaniu seksualnym dziatwy szkolnej (w ramach tzw. „wychowania seksualnego”)  a to do masturbacji, a to do udawania homoseksualistów – w końcu ktoś musi wyhodować nowych konsumentów (i pracowników) najważniejszej dziedziny polskiej gospodarki jaką - po dwudziestu pięciu  latach transformacji - staje się „najstarszy zawód świata”. 
I jeszcze na koniec wiadomość z innej branży. Dworce kolejowe wyremontowane za grube, unijne miliony na mistrzostwa Euro 2012 stoją puste, bo przy adaptacji popełniono rażące błędy. Nie ma chętnych do wynajęcia tam lokali na restauracje czy sklepy. Może więc – Panie Premierze – urządzić tam agencje towarzyskie? To dopiero będzie „polityka spójności”!