
Wywiad z komandorem Klubu Żeglarskiego Nysa - Jerzym Jałoszyńskim.
Krzysztof Centner - Kiedy zaczęła się Pana przygoda z żeglarstwem?
Jerzy Jałoszyński - Było to dawno. Jeszcze w czasach studenckich. Tam zaszczepiłem się bakcylem żeglarskim i tak jest do dnia dzisiejszego.
- Początki nie były jednak łatwe?
- To prawda. Największą bolączką był brak sprzętu. Postanowiłem więc wybudować we własnym zakresie jacht. Popływałem na nim, popływałem i sprzedałem. Jak się jednak okazało bez żeglarstwa nie mogłem żyć. Więc wybudowałem kolejny jacht i ponownie zaczęłem pływać. Takie to były moje początki jako żeglarza.
- Z tego co wiem to nie tylko Pan pokochał żeglarstwo, ale także cała Pana rodzina związana jest z żeglarstwem?
- To prawda. Mój syn był regatowcem i nawet sięgnął po tytuł mistrza okręgu. Teraz wyczynowo startują dwie moje wnuczki Karolina i Patrycja. A więc żeglarstwo jest nam bardzo bliskie.
- Wróćmy więc do teraźniejszości. Pana wnuczka Karolina została powołana do kadry narodowej. To powód do dumy nie tylko dla komandora Klubu Żeglarskiego Nysa, ale przede wszystkim dla dziadka?
- Jako komandor klubu to najważniejsze dla mnie jest to, że dzieci z zawodów wracają z zawodów niepoobijani, zdrowi i zadowoleni. Dopiero później patrzę na wyniki. Oczywiście wszyscy jesteśmy w klubie dumni z Karoliny, bowiem bardzo dawno nie było w Nysie kadrowiczów. Nie będę też ukrywał, że odrobinę próżności u dziadka też jest.
- Wróćmy jeszcze do Karoliny. Na tegorocznym Pucharze Nysy dokonała ona niesamowitego wyczynu?
- To prawda Karolina na sześć rozegranych wyścigów, wygrała sześć. To się rzadko zdarza i muszę powiedzieć, że byłem bardzo dumny ze swojej wnuczki.
- Pływa jeszcze druga Pana wnuczka. Czy ma szansę pójść śladami Karoliny?
- Taką mam nadzieję. Patrycja jest dwa lata młodsza od Karoliny. Stara się ją naśladować. Jest zaangażowana i wierzę, że będzie również bardzo dobrą zawodniczką.
- Ile zawodników trenuje w Klubie Żeglarskim w Nysie?
- W klasie Laser mamy siedmiu zawodników i są to zawodnicy, którzy niemal na każdych zawodach plasują się w okolicach medalowego podium. W klasie Optymist tych zawodników jest więcej. Na zawody zabieramy jednak 8-9 zawodników, bowiem na tyle nas stać.
- Czy rodzice zawodników angażują się w działalność klubu?
- Oczywiście. Szczególnie mocno nam pomagają przy logistyce. Klub Żeglarski Nysa to rodzinny klub. Tak było w przyszłości i tak jest teraz.
- Taką ikoną Klubu Żeglarskiego Nysa był bez wątpienia Andrzej Biesiekierski. Jak go Pan wspomina?
- Dobrze, że Pan wspomniał tego człowieka. To był nie tylko jeden z założycieli naszej sekcji, ale i dusza tego klubu. W tych najcięższych dla żeglarstwa czasach, gdy padały tak duże kluby jak Kotwica Szczedrzyk, czy też Opty Otmuchów tylko jego pracowitości i zaangażowaniu możemy zawdzięczać, że funkcjonujemy do dnia dzisiejszego.
- Z czego utrzymuje się Klub Żeglarski Nysa?
- W głównej mierze z działalności gospodarczej. Dzięki życzliwości Polskich Wód dzierżawimy grunty, organizujemy pole namiotowe i to pomaga nam funkcjonować. Wszystko zgodnie ze statutem naszego klubu. Wynajmujemy łodzie i to pozwala nam na prowadzenie klubu i szkolenie najmłodszych żeglarzy. Mamy też kilku sponsorów, którym chciałbym bardzo podziękować za wsparcie. Wspiera nas też Urząd Miejski w Nysie. To na obecną chwilę wystarcza, chociaż chciałoby się więcej. Takim największym moim marzeniem jest zatrudnienie na pełny etat jednego instruktora. W innych klubach taki instruktor jest na etacie miasta. Gdyby tak u nas było to nie ukrywam, że podnieślibyśmy swój poziom sportowy.
- Zamierzacie wybudować nowy pawilon klubowy?
- W każdym roku staramy się nasz obiekt modernizować. W tej chwili gromadzimy środki na budowę pawilonu klubowego. Nie będzie to duży obiekt - 70 metrów kwadratowych, ale to umożliwi nam prowadzenie zajęć dydaktycznych, bowiem żeglarstwo to nie tylko pływanie.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie