Reklama

Zrobili mi „gruzowisko” w nerce. W szpitalu mnie skrzywdzono!

Nowiny Nyskie
21/02/2025 12:47

- Kompletuję dokumentację, którą wyślę do Rzecznika Praw Pacjenta – mówi z rozgoryczeniem Leszek Janos z Nysy. – Nikt nie odwróci tego co się stało, ale może pomogę innym pacjentom, bo uważam, że po prostu w nyskim szpitalu mnie skrzywdzono – zrobiono mi „gruzowisko w nerce” i nie zauważono, że druga nerka jest niemal martwa.

Leszek Janos przez całe życie ciężko pracował jako kierowca zawodowy. Teraz skazany jest na niskie świadczenie, bo po usunięciu nerki nie jest w stanie pracować. Lekarstwa, które musi zażywać pochłaniają dużą część tego co otrzymuje. Zdecydował się przyjść do gazety, by opowiedzieć swoją historię po to, „żeby inni widzieli”. Nie zamierza chodzić „po sądach”, bo po prostu nie ma na to siły – zwłaszcza fizycznej. Podkreśla, że mimo tego, że publiczne opowiadanie o swojej chorobie nie jest łatwe, zdecydował się na to… tak po prostu. 
 

– To się zaczęło zaraz po covidzie. Dostawałem ataku kolki nerkowej, a wcześniej nigdy nie miałem żadnych problemów z nerkami. To był potworny – wręcz nie do opisania - ból! Karetka czasami była wzywana do mnie dwa razy dziennie. W takich momentach nie byłbym w stanie nawet dotrzeć do lekarza na własną rękę! – opowiada pan Leszek.

Po wielokrotnym wezwaniu zespołu ratownictwa pacjent w końcu trafił do nyskiego szpitala. - Miałem zatrzymanie moczu i stwierdzono, że mam kamień wielkości 2,4 cm, który – jak mi powiedziano - trzeba rozbić – mówi dalej pan Leszek. Zaraz dodaje, że zabieg wykonano i po kilkudniowym pobycie na oddziale został wypisany z sondą, którą założono mu do lewej nerki. - Sonda miała zapobiegać temu, żeby nie dochodziło do zatykania kamieniami - tłumaczy. - Wiadomo, że brałem też leki, ale w międzyczasie niewiele się zmieniło, bo miałem kolejne zatrzymania moczu. Założono mi cewnik, ale nie było lepiej. W przeciągu roku byłem w szpitalu 16 razy! Na oddziale mówili mi, że przy moim schorzeniu tak wygląda leczenie! – stwierdza.

Leszek Janos dodaje, że przy kolejnym wypisie ze szpitala (sam nie jest w stanie konkretnie podać przy którym) został zaproszony do gabinetu lekarskiego, gdzie otrzymał skierowanie do szpitala w Kędzierzynie–Koźlu. – Dowiedziałem się też, że w Nysie nie są w stanie niczego więcej zrobić w moim przypadku - stwierdza. 
Leszek Janos opowiadając dalszy ciąg swojej walki o zdrowie dodaje, że kiedy dotarł do szpitala w Kędzierzynie dowiedział się czegoś, co go zdziwiło i zarazem przeraziło. - Powiedziano mi, że mam… gruzowisko w lewej nerce – tak to określili tamtejsi lekarze. Dodali też, że kamienia nerkowego powyżej 1 cm nie można rozbijać, że w ten sposób postępowano w 80-latach, a teraz się już tego nie robi. A ja przecież miałem kamień 2,5 centymetrowy! 

„Gruzowisko w nerce” to jednak nie było najgroźniejsze, co usłyszał w tym szpitalu. - W Kędzierzynie dowiedziałem się też, że prawdopodobnie będę musiał mieć usuniętą prawą nerkę, bo ona praktycznie już nie pracuje. Dla mnie to był szok! Lekarze z Kędzierzyna byli zdziwieni, że nikt w Nysie tego nie zauważył podczas badań. A przecież przeszedłem m.in. USG! Tymczasem nerka pracowała w ok. 12–14 proc. Lewa pracowała lepiej, ale tam z kolei były kamienie. Kędzierzyn był w szoku, że Nysa „zapomniała” im powiedzieć o martwym organie. Napisałem w tej sprawie skargę, ale dostałem lakoniczną odpowiedź, że wszystko wykonano zgodne z procedurami medycznymi - dodaje.

Pan Leszek leżał w szpitalu w Kędzierzynie pięciokrotnie. - Zrobiono mi bezpośrednio wkucie w prawą nerkę. Chodziłem pół roku z woreczkiem czekając na jej usunięcie. Musiałem czekać na swoją kolejkę, ale też na zniknięcie z mojego organizmu bakterii, która nie chciała zniknąć mimo podawania antybiotyków. W Kędzierzynie mówili, że trzeba wyciągnąć sondę z nerki, bo to ona powoduje, ze mam bakterie. Tymczasem poszedłem do szpitala w Nysie, bo znowu miałem atak i znowu zaczęli mi rozbijać kamienie w lewej nerce. Znieczulenie w kręgosłup, które nie jest przecież bez znaczenia dla zdrowia dostałem chyba ósmy raz. W grudniu 2022 roku zrobiłem kolejne badania i wyszło, że bakteria zniknęła. Wysłałem wyniki do Kędzierzyna, a oni kazali mi niemal natychmiast przyjechać na usunięcie nerki. Oficjalnie termin miałem wyznaczony dopiero na marzec 2023r., ale w związku z tym, że bakteria zniknęła przyspieszyli zabieg. Lekarz powiedział mi, że do marca różnie mogłoby ze mną być, albo w ogóle mogłoby już mnie nie być, bo nerka pracowała już tylko w 2-3 proc. – dodaje.

Operację usunięcia nerki pan Leszek przeszedł w styczniu 2023 roku. – Oczywiście ja po takiej operacji źle się czułem. Muszę być na diecie do końca życia, tak samo jak muszę zażywać leki już do końca swoich dni. W Kędzierzynie przy wypisie powiedziano mi, że oni zrobili, co mieli zrobić, a Nysa niech kończy, co zaczęła. Ja się konsultowałem z trzema urologami prywatnie i oni mówili, że tę bakterię, którą mam wywołuje sonda, którą już osiem razy mi wymieniano. Co stoi na przeszkodzie, żeby ją usunąć. W szpitalu twierdzą, że gdyby ją usunęli doszłoby do zatrzymania moczu. Ja pytam więc: „To dlaczego nie założycie mi cewnika?! Będę chodził z workiem, bo robiłem to wiele razy, ale moje zdanie się nie liczy.
Kłopoty urologiczne Leszka Janosa nie zakończyły się, a doszły kolejne - bardzo poważne problemy zdrowotne. – Dostawałem ataków duszności. Po prostu traciłem oddech, myślałem, że się uduszę. I znowu wzywanie karetki… Okazało się, że to dławica tchawiczna. Skończyło się tym, że zrobiono mi badania wysiłkowe, a po jakimś czasie kazano mi przyjść na „założenie holtera”. Szedłem, szedłem, i… nie doszedłem. Pamiętam tylko, że złapałem za klamkę drzwi wejściowych i upadłam. Okazało się, że to zawał. Po dwóch dniach obudziłem po zabiegu i teraz żyję z założonymi pięcioma stentami. Kiedy pojechałem na rehabilitację kardiologiczną to usłyszałem od pani doktor, że do mojego zawału w 45 proc. przyczyniły się nerki.

Pan Leszek musiał przejść na rentę chorobową. – Dostaję 1,5 tys. zł. Co ja mam z tym zrobić przy tylu schorzeniach?! W dodatku żona jest po ciężkich operacjach i amputacji nogi… Muszę wszystko przerabiać w mieszkaniu, żeby mogła się poruszać. I jeszcze woda powodziowa nas zalała… Ale co robić… Trzeba walczyć! – dodaje.
Leszek Janos przesłał do nyskiego szpitala upoważnienie do informowania dziennikarza o leczeniu jakie przeszedł w Nysie. Czekamy przede wszystkim na odpowiedź na pytanie, czy było ono przeprowadzone zgodnie ze sztuką lekarską.
 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Justyna - niezalogowany 2025-02-22 08:45:26

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Nysanka - niezalogowany 2025-02-22 18:29:48

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    xyz - niezalogowany 2025-03-04 13:32:54

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do