- Prąd odcięli mi w listopadzie tamtego roku. Od tamtego momentu wieczorem na chwilę zapalę świeczkę i idę spać. A wody w tym domu nigdy nie było. Jeśli nie mam pieniędzy to muszę przegotować deszczówkę, którą zbieram do misek – mówi Wiesław Janczak z Brzezin, wsi w gminie Skoroszyce.
Trudno uwierzyć w warunki, w którym żyje 56-letni mężczyzna. Sam właściciel mówi, że jego dom to rudera, ale prawdziwego szoku można doznać dopiero wchodząc do środka. – Mały korytarz bez podłogi, a dalej izba, która służy mężczyźnie za sypialnię i kuchnię. W kącie stoi piec, na którym przygotowuje on posiłki. Sufit i ściany są po prostu czarne, po bokach stoją meble. Nad łóżkiem mężczyzny wisi sznurek, na którym wiszą ręczniki. Przed wejściem do budynku stoi kilka misek, do których mężczyzna – jak mówi – zbiera deszczówkę. Taka woda nie tylko służy mu do prania ręcznego i mycia, ale czasami – gdy nie ma pieniędzy – również do picia.
- Tutaj mieszkam od 2018 roku – mówi Wiesław Janczak. - Byłem zmuszony się wyprowadzić z poprzedniego domu. Zawołałem wtedy fachowca, żeby ocenił ile by kosztował podstawowy remont, ale on powiedział mi, że tego się nie opłaca remontować – mówi dodając, że do budynku nigdy nie była doprowadzona woda, a prąd został odcięty w listopadzie minionego roku, bo nie płacił rachunków. Jak twierdzi wynosiły one 160 zł, a to nie na jego kieszeń. – Kiedyś mi się nawet tutaj zapaliło, bo doszło do zwarcia instalacji. Ale to było wtedy, kiedy jeszcze miałem prąd - dodaje.
Wiesław Janczak twierdzi, że jego problemy zaczęły się dwa lata temu, kiedy jego samochód nie przeszedł przeglądu technicznego. – Wcześniej przez osiem lat pracowałem w FSD, jako monter samochodowy, bo z zawodu jestem ślusarzem – mówi. – Większość czasu pracowałem jednak na czarno. Kiedy mieszkałem w Prusinowicach byłem zatrudniony w ramach prac interwencyjnych do koszenia rowów, melioracji. Kilka razy byłem też za granicą przy montażu maszyn rolniczych, ale przyszedł kryzys i zakład padł. Potem jeszcze kilka razy byłem na pracy przy ogórkach – wymienia. Na pytanie czy zdaje sobie sprawę, że musi pracować odpowiada twierdząco dodając, jednak, że na przeszkodzie stoi mu brak komunikacji. - W Nysie i w Grodkowie była kiedyś praca, byłem na rozmowie, ale co z tego skoro powiedzieli mi, że nie mogą sobie pozwolić, żeby pracownik przyjeżdżał na godz. 8.00, bo pierwszy autobus ze Skoroszyc jest o godz. 7.00 – stwierdza, deklarując jednak, że chętnie podjąłby zatrudnienie.
Na pytanie jak zamierza przetrwać zimę odpowiada. – Chyba trzeba będzie to sprzedać… Gaz mi się skończył w butli i palę w piecu. Z gminy dostaję 488 zł zapomogi. Jeżdżę rowerem do tańszych sklepów. Ostatnio byłem w Nysie rowerem. Jak w Nysie pracowałem na czarno to przywoziłem wodę z ujęcia przy Akwie. Jak nie mam pieniędzy na wodę to muszę przegotować deszczówkę. W czerwcu przez 12 dni głodowałem, bo nie miałem już pieniędzy. Z tego wszystkiego upadłem, potłukłem się… Dobrze, że teraz są maliny i jeżyny to zawsze człowiek coś urwie...
Nie tylko warunki, w których żyje pan Wiesław mogą budzić zdumienie. Osobnym tematem jest to jak upływają mu kolejne dni. - Wstaję skoro świt, rozpalę w piecu, zagotuję wodę, coś zjem, a potem człowiek się kręci – tu i tam… przejdzie się po podwórku. Na wieczór jeszcze chwilę zaświecę świeczkę i idę spać - mówi.
Kilka razy podczas naszej rozmowy Wiesław Janczak wraca do sprawy pomocy społecznej. Delikatnie ujmując uważa, że nie utrzymuje należytego wsparcia od tej instytucji. – Kiedyś pracownica opieki przyjechała z policjantem, bo zadzwoniłem do nich i może dwa razy przekląłem. Bo jak się jest głodnym to człowiek jest agresywny. Uzbierałem trochę złomu i muszę kupić panel fotowoltaiczny. Mam już przetwornicę napięcia. Taki panel z regulatorem chyba kosztuje ok. 400 zł – dodaje.
Kierownictwo Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Skoroszycach oczywiście zna sytuację Wiesława Janczaka, ale nie może mówić o szczegółach pomocy, którą uzyskuje mężczyzna. – Nigdy nie odwracamy się od osoby, która potrzebuje pomocy – mówi kierownik OPS Urszula Chudobowicz. – Jeśli ktoś długotrwale korzysta z pomocy społecznej zawierany jest kontrakt socjalny, w którym ustalany jest plan pomocy, by doprowadzić do rozwiązania problemu. Jeżeli dana osoba potrzebuje pomocy medycznej wskazujemy jej gdzie się ma udać. Tak samo, jeśli chodzi o współpracę z urzędem pracy. Do każdego podchodzimy indywidualnie. Bardzo często osoby w takiej sytuacji są zbuntowane, nastawione roszczeniowo i często praca nad zmianą podejścia do życia wymaga wiele czasu. Czasami nawet nasi pracownicy muszą docierać do podopiecznych w asyście policji. Bez względu na przeciwności nikogo nie zostawiamy jednak samemu sobie. Bierne rozdawnictwo nie może jednak mieć miejsca, a każdy człowiek, – jeśli nie jest ubezwłasnowolniony – decyduje sam o sobie, a my do niczego nie możemy go zmusić – dodaje kierownik Chudobowicz.
Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Pomoc wymagana przynamniej na poziomie minimum przetrwania biologicznego a najlepiej minimum socjalnego. Jeżeli nie jest uzależniony to Państwo ma obowiązek zapewnić mu opiekę i dać możliwość wyrwania się z tej biedy
Tak obywatele! Podajcie nierobowi pomocną dłoń! Zaproście go do siebie na obiad, dajcie mu pięć złotych i dołóżcie jeszcze paczkę fajek i ćwiarteczkę.
Bo on taki bidny chudzina i bez śniadanka...
Kiedy ja się dorobię takich fajnych dżinsów i koszulki ....????
Ale po wódeczkę do Prusinowic do sklepu to ma czas zajechać na rowerze i na to nie szkoda mu pieniędzy... Szach mat
Jasne lepiej dać kieszonkowe inżynierom plus darmowe mieszkanko Polak jest od tyrania..
No sami katolicy tu się wypowiadają. Facet ewidentnie potrzebuje pomocy, jak nie ma z czego naprawić swego gruchota to jak ma dojeżdżać do pracy. Ludziska, pracujecie przecież gdzieś, zaproponujcie mu podwozke, podzielcie się chlebem, dajcie talerz zupy. Przejeżdżam przez wieś codziennie, kościół w centrum stoi, ludzi też nie mało, a człowiek za płotem z głodu umiera.
Biedny żul, tyrał całe życie i się dorobił!