"Banderoza" w Głuchołazach to miejsce, w którym przebywa obecnie 500 uchodźców, z czego ok. 270 to dzieci. Dziennie w ośrodku zużywane jest 100 litrów mleka. W ciągu miesiąca tylko na ten produkt potrzebne jest (!) 7,5 tys. zł. A to tylko mleko…
- Jesteśmy ośrodkiem wypoczynkowym dla dzieci i młodzieży, a nie ośrodkiem dla uchodźców. To, co się wydarzyło – wybuch wojny i nasza decyzja o przyjęciu uchodźców - nastąpiła w odruchu serca. Zdecydowaliśmy się, że będziemy przyjmować ludzi uciekających przed wojną nie znając stawek za ich pobyt, ba nie wiedząc, czy takie stawki w ogóle będą. Wszyscy wiemy, że to dofinansowanie wynosi teraz 40 zł dziennie, a wiadomo, że w dzisiejszych czasach to nie wystarcza - mówi pani Katarzyna, koordynator pomocy dla uchodźców w Banderozie.
Oczywiście złośliwi mnożą tę stawkę razy 500 uchodźców i razy ilość dni w miesiącu i wychodzi im gigantyczna kwota. - Jak już powiedziałam - przy dzisiejszych stawkach za media - w kontekście tego, że 270 mieszkańców naszego ośrodka to dzieci, które potrzebowały ciepłych pomieszczeń i przez cały marzec mocno ogrzewaliśmy pawilony z niepokojem czekamy na rachunki za ten miesiąc. Ogrzewanie i ciepłą wodę mamy na gaz. To będą kwoty między 50 a 70 tys. zł za samo ogrzewanie, a za prąd następne 30-40 tys. zł, a przecież potrzeb jest dużo więcej. Mamy przecież także pracowników – dodaje pani Katarzyna.
Aby uzmysłowić czytelnikom o jakich potrzebach mówimy przytoczymy tylko jedną liczbę – dziennie w ośrodku zużywane jest 100 litrów mleka. W ciągu miesiąca tylko na ten produkt potrzebne jest (!) 7,5 tys. zł.
"Banderoza" będzie domem dla uchodźców jeszcze co najmniej przez cały kwiecień. Nikt nie jest w stanie przewidzieć co będzie dalej. - Rotacja trwa nieustannie - na weekend wyjechało 19 osób, ale przyjechało 26. Dzisiaj rano też wyjechała rodzina i punkt recepcyjny w Opolu wysyła na ich miejsce nowe osoby.
Pani Katarzyna podkreśla znaczenie pomocy, która docierała do "Banderozy" z zewnątrz. – Raz w tygodniu umieszczam na naszym Facebooku informację o potrzebach, które się pojawiają. Nie baliśmy się prosić o pomoc, chociaż oczywiście spotkaliśmy się z hejtem, że chcemy zarobić. Znalazł się m.in. duży darczyńca z Niemiec, zainteresowała się nami fundacja. Teraz potrzebna jest nam głównie żywność, bo banki żywności są puste - są w nich jeszcze głównie mleko modyfikowane dla dzieci i słoiczki. Radzimy sobie dzięki darczyńcom. Wspierają nas duże lokalne firmy, instytucje – dodaje pani Katarzyna.
Każda kobieta, która przebywa w "Banderozie", najczęściej z dziećmi to osobna historia. Jedna zanim dotarła do Głuchołaz jechała cztery doby. Inna wie, że po zakończeniu wojny nawet przez rok nie będzie mogła wrócić do tego co zostało z jej miasta, bo wszystko jest zaminowane. Są osoby, które w bunkrach przesiedziały 6 dni i ledwo udało się im wydostać z bombardowanych terenów.
– Panie od razu bardzo chciały się czuć potrzebne i pomagać – mówi dalej pani Kasia. - Za radą psychologów, z którymi byliśmy w kontakcie daliśmy im tydzień na odpoczynek, bo niektóre panie były w bardzo fatalnym stanie.
Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie