
Michał Raczyński, znany chyba wszystkim nysanom niezłomny propagator turystyki rowerowej wrócił właśnie z trzytygodniowego pobytu na Ukrainie. – Nie chcę się zarzekać, że nigdy już tam nie pojadę, ale z pewnością będzie musiało minąć dużo czasu zanim znowu tam wrócę – mówi nysanin.
Pan Michał za każdym razem niezwykle obiektywnie podchodził i podchodzi do tego co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Nie ma tutaj lukrowania, ani też skrajnej krytyki. Na Ukrainie mieszka jego rodzina, on przez lata pomagał Ukraińcom i ma tam wielu przyjaciół. Jednocześnie widzi wady tego narodu, których nie zmieni wojna. – Myślę, że wiem więcej niż dyplomaci polscy i ukraińscy, którzy mogą być oderwani od życia zwykłych ludzi – mówi.
Pan Michał nie miał problemu z dotarciem do Lwowa, który przy każdej kolejnej wizycie na Ukrainie był celem jego podróży. Żeby uniknąć komplikacji w podróży i być niezależnym i wiernym swojemu zamiłowaniu pan Michał ma na miejscu rower, którym się przemieszcza. – Nie mogło być inaczej - codziennie jeździłem rowerem i przejechałem łącznie ponad 500 km. Nie jeżdżę jednak w swojej odblaskowej kamizelce, żeby nie rzucać się w oczy – opowiada. - Oczywiście, że widać wojnę. Zrobiłem zdjęcia nowego cmentarza znajdującego się tuż obok Cmentarza Łyczakowskiego stworzonego dla ich bohaterów. Na tamten moment było tam pochowanych 498 osób, o czym świadczy tablica z wypisanymi nazwiskami, ale codziennie przybywają nowe. Ceremonia odbywa się przed ratuszem. Przyjeżdża konwój pogrzebowy, jest kompania honorowa, sygnalista. W uroczystości bierze udział najbliższa rodzina. Ja pojechałem tradycyjnie na Cmentarz Łyczakowski, bo to przecież miejsce szczególne dla nas Polaków. Żeby wejść na jego teren trzeba kupić bilet. Człowiek, który je sprzedaje bardzo ucieszył się na mój widok, bo wojna oznacza, że nie przyjeżdżają tutaj turyści, głównie z Polski i nie kupują biletów, a więc nie ma pieniędzy - dodaje.
Lwów jest teraz wielką metropolią. - Miasto jest zapełnione samochodami – kontynuuje pan Michał. – Przyjechała tutaj ogromna rzesza ludzi ze wschodu. Miasto się potwornie zagęściło, napłynęli także ludzie rosyjskojęzyczni. Sam miałem takie zdarzenie - jestem na Placu Halickim, podchodzi do mnie kobieta i pyta po rosyjsku o autobus nr 5. Mówi, że jest z Charkowa. A ja na to: „To kim pani jest? – a ona się zdenerwowała i mówi do mnie… żebyśmy sobie zabrali ten Lwów…
Jak już wspomnieliśmy pan Michał nie miał żadnego problemu, żeby dojechać do Lwowa, natomiast wielkim problemem było to, żeby on - obywatel Polski - mógł wrócić do kraju. – Zacznę od tego, że na dworcu kolejowym w ogóle nie można kupić biletu na pociąg, bo na kilka miesięcy do przodu wszystko jest zarezerwowane. Podszedłem do taksówkarza i poprosiłem, żeby mnie zawiózł na przejście graniczne, a on mi na to, że zrobi to za 2 tys. hrywien, a 100 zł to ok. 860 hrywien. Ja powiedziałem, że absolutnie takiej kwoty nie zapłacę. On zaraz zmiękł i powiedział, że może się dogadamy, a ja odpowiedziałem, że na pewno się już nie dogadamy, bo to było zdzierstwo. Znalazłem inną taksówkę – taką, która za przednią szybą miała białą kartkę oznaczającą inwalidę. Okazało się, że kierowca kiedyś pracował w Opolu i znał Nysę.
Pan Michał dodaje, że wojsko sprawdza nieustannie pojazdy. - Nas też sprawdzali. Pytali dokąd jedziemy. Ja powiedziałem, że jadę na granicę, że jestem Polakiem i chcę wrócić do kraju. A na granicy są kilometrowe kolejki! Na granicy jest osobne przejście dla Polaków i osobne dla Ukraińców i oczywiście tam i z powrotem krążą handlarze. Już po polskiej stronie wsiadłem do busa i pojechałem na dworzec do Przemyśla. Przy kasie dowiedziałem się, że nie ma miejscówek do Opola. I tak miałem szczęście, że znalazłem ją Warsie i tak pokonałem całą trasę. 99 proc. pasażerów tego pociągu stanowili Ukraińcy! Ja byłem jedynym Polakiem. Po 24 lutego nasze władze nie powinny były wpuszczać wszystkich uchodźców, bo oni wykorzystują tę sytuację…
Według dalszych słów pana Michała mieszkańcom Lwowa żyje się bardzo skromnie, a okoliczne wsie wyludniają się, ludzie nie mają pracy. – Tam żyje 14 wnuków mojej siostry i inni członkowie mojej rodziny. W ich wsi jeden człowiek ma ziemię i w tej chwili prawie cała moja rodzina pracuje u niego przy zbiorze kapusty. W mieście z kolei kobiety wynoszą na chodnik różne towary chcąc je sprzedać. W sklepach nie ma braków w zaopatrzeniu, ale ceny są wysokie. Widziałem też mężczyzn bez rąk, bez nóg klęczących i żebrzących – to inwalidzi wojenni. Jeden z wnuków mojej siostry, który od trzech lat służy w wojsku miał w tym czasie dwa tygodnie urlopu i opowiadał jak jest trudno, że nikim jest tam pojedynczy człowiek. Syna i wnuka mojego brata zgarnęli z ulicy do wojska. Mężczyźni muszą się z tym liczyć gdziekolwiek się pojawią. Muszą mieć przy sobie zaświadczenie, gdzie pracują. Funkcjonariusze, którzy zgarniają ludzi do wojska dzwonią do ich zakładów pracy i potwierdzają ich zatrudnienie. Na tym polu istnieje ogromne przekupstwo – w związku z tym komendanci w rejonach wojskowych zostali zmienieni. Lekarze wydają fałszywe zaświadczenia dla tych, którzy chcą uniknąć służby. Ludzie nie chcą umierać. Jedni się wymigują, ale inni chcą służyć. Z mojej rodziny jako ochotniczka poszła dziewczyna, która jest pielęgniarką i już dostała trzy odznaczenia. To autentyczna wojowniczka.
Generalnie ludzie mało ze sobą rozmawiają, chociażby w autobusach panuje cisza. W obrazie ulicy brakuje mężczyzn w średnim wieku – jest dużo młodzieży, kobiety i starsi ludzie – dodaje nasz rozmówca.
Jak zwykle swój pobyt we Lwowie pan Michał wykorzystał na spotkania ze swoimi przyjaciółmi – kadrą wykładowców z Politechniki Lwowskiej. Był czas na rozmowy, ale i wspólne plany – być może już powojenne. Jeden z moich znajomych z politechniki dwukrotnie jechał z misją wojskową do Niemiec.
Kobiety w różnych instytucjach – także na politechnice - w wolnej chwili plotą siatki maskujące, które potem są wywożone na front. W takich miejscach od rana do wieczora są ludzie, którzy to robią. Moje zdanie jest takie, że gdyby nie Polska to już Ukrainy by nie było.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
U nas też widać biedę, tyle, że po stokroć gorszą - biedę umysłową. Dopóki Polska będzie krajem zaludnianym przez indywidua ubrane w bluzy z napisem BOSS, albo PITBUL, dopóki w ofertach sklepów z prezentami pojawiać się będzie coś takiego jak kondonierka dla szwagra, dopóki muzycznym idolem ludu będzie jakaś kreatura w rodzaju słynnego Zenona, a świry pokroju Antoniego Trotyla Trzy Wybuchy będą znajdować tu swoich wyznawców, Polska nadal będzie biednym krajem, zamieszkałym przez biednych ludzi.
I jeszcze można można dodać dopóki premierem będzie Donald Tusk.
Tak masz rację nowa zmiana w stylu the muppets show dokona takich zmian że HO HO na efekty nie będziesz musiał czekać zobaczysz wkrótce w swoim portfelu i w rachunkach .
Na razie Tusk jeszcze nie jest premierem i daj Boże żeby tak pozostało, chyba że chcemy wrócić do czasów migracji Polaków na Zachód i pracy na szparagach po 12 godzin.
Jacy ludzie, taki kraj
2000 hrywien (250) złoty za transport taxi na granice.Ze Lwowa jest 70 kilometrów do granicy plus powrót ...razem jakueś 140 kilometrów.Myśle ze to autor chcial naciagac Ukraińskich taksówkarzy bo to dobra cena tym bardziej ze ceny paliwa są wieksze na Ukrainie.Pora zrozumiec ze czasy taniej Ukrainy się skonczyły.5 lat temu za 1000 zł można bylo sie bawić na Ukrainie....teraz ceny podobne do naszych albo droższe
Też na to zwróciłem uwagę. Chyba, że pomylono kwoty.
Autor lekko oderwany od rzeczywistosci, mieszkam we Lwowie i wiem jakie są realia pozdrawiam
Za te czerwono czarne szmaty wszystkiego najgorszego
Masz rację a durny polak lezie w dupe banderowskim oprawcom
Rozbawił mnie w internecie pewien polski waleczny półgłówek, który użył przeciwko komuś argumentu, że on tak jak Ukraińcy chce, żeby Ukraina była od Sanu po Kaukaz. Chciałoby się rzec - Rzuć to ujadanie głupku i pojedź w Bieszczady. Zobaczysz, że Ukraina zaczyna się po drugiej stronie Sanu i jest tak co najmniej od 1947 roku. Ewentualnie sprawdź se to na mapie.