Reklama

By serce 8 - letniego Tomka Grabowskiego mogło bić

Nowiny Nyskie
11/09/2022 09:09

Mama 8-letniego Tomasz Grabowskiego z Nysy potrzebuje ok. 200 tysięcy złotych, by jej syn mógł zostać poddany operacji serca w Niemczech. Ten zabieg jest niezbędny, by dziecko mogło żyć. 

„Tragiczny stan”
Tomek ma dzisiaj osiem lat. Dużą część dotychczasowego życia spędził w szpitalach i w gabinetach lekarskich. - Kiedy się urodził nic nie wskazywało na to, że jego życie – nasze życie będzie polegało na nieustannym wizytach lekarskich, szpitalach, zabiegach, konsultacjach i walce o pieniądze na leczenie, a przede wszystkim na strachu o jego życie – mówi mama chłopca Monika Grabowska. - Po porodzie w szpitalu powiedziano mi, że syn ma co prawda szmery „nad sercem”, ale żebym się tym nie przejmowała, bo to minie do dziesiątego roku życia. Tomek dostał jednak w szpitalu sepsy i musieliśmy tam spędzić miesiąc. O tym, że to była sepsa dowiedziałam się z karty wypisu ze szpitala. Cały czas mówiono mi bowiem, że… to bakterie - dodaje.
Mama chłopca mówi dalej, że przez kolejne trzy miesiące z jej dzieckiem nie działo się nic niepokojącego może za wyjątkiem tego, że synek był bardzo chudziutki, nie chciał jeść. - Lekarz rodzinny i położna podejrzewali, że coś jest nie tak, że dziecko nie powinno tak wyglądać, tak reagować. Kiedy Tomek miał trzy miesiące byłam pewna, że coś jest nie tak, bo płaczu dziecka nie było końca – dodaje.
Lekarz zalecił podawanie leków przeciwzapalnych, przeciwbólowych odpowiednich dla niemowlaków, bo one miały pomóc. – Kiedy stan Tomka nie poprawił się, zgłosiłam się na dziecięcy oddział szpitalny. Wtedy usłyszałam, że syn jest, zacytuję: „w tragicznym stanie” – wspomina mama Tomka.

Szpitale, konsultacje, zabiegi
Według dalszej relacji pani Moniki jej syn został poddany badaniu RTG i niemal natychmiast wysłany do szpitala w Opolu. - Tam powiedziano, że „sylwetka serca” jest zmieniona, ale oni mają za słaby sprzęt na leczenie i muszą nas wysłać do innego ośrodka. Miało być Zabrze albo Wrocław. Po perturbacjach przyjęli nas we Wrocławiu, gdzie wykonano synowi m.in. echo serca. Lekarze wstępnie potwierdzili tym samym dotychczasowe diagnozy i powiedzieli, że przypuszczają, że to wrodzona wada serca - atrezja zastawki tętnicy płucnej z ubytkiem w przegrodzie międzykomorowej i unaczynieniem płuc od naczyń krążenia obocznego – cytuje skomplikowaną medyczną nazwę schorzenia syna. 
Rozpoczęła się procedura przeniesienia Tomka do Łodzi, która jest dużym ośrodkiem kardiologii dziecięcej. - W międzyczasie byliśmy także u znanego kardiochirurga w Krakowie na konsultacji. On jednak nie chciał podjąć się operacji w obawie o życie Tomka. Przy tym wszystkim mieliśmy jednak szczęście. Jeden ze studentów we Wrocławiu, który był na oddziale, miał praktyki u wybitnego kardiochirurga dziecięcego z Łodzi - prof. Jacka Molla, który współpracował nawet z prof. Zbigniewem Religą. Student przekazał profesorowi dokumentację Tomka i po jakimś czasie profesor osobiście do mnie zadzwonił z deklaracją, że podejmie się operacji – wspomina pani Monika. To był luty 2015 roku. Wtedy Tomek przeszedł pierwszy zabieg w Łodzi – unifokalizację i założenie protezy naczyniowej.

Czytelnikom, których poruszyła historia Tomka podajemy adres internetowej zbiórki z przeznaczeniem na jego operację:
https://www.siepomaga.pl/tomasz-grabowski

Pani Monika dodaje, że po operacji stan jej syna znacznie się poprawił, ale nikt nie ukrywał, że wada, na którą cierpi Tomek nie ustąpi po jednym zabiegu – to był tylko pierwszy krok. – Tomek po tej operacji nie siniał, był wydolniejszy, przybierał na wadze – dodaje jego mama.
Rok później, czyli w 2016 roku Tomek przeszedł zabieg cewnikowania i balonikowania serca. - W 2017 roku znowu była Łódź, a w 2019 roku miał kolejną operację. W 2020 znowu cewnikowanie, a rok później kolejną operację. W międzyczasie była niezliczona ilość kontroli i konsultacji. Kiedy opuszczaliśmy szpital po ostatniej operacji powiedziano nam, że widzimy się za pół roku. I oczywiście zgłosiliśmy się po tym czasie na kolejną kontrolę. Kiedy byliśmy w szpitalu na przełomie czerwca i lipca Tomek przeszedł szczegółowe badania, których wynik nie zadowalał lekarzy – spodziewali się lepszych wyników. - Lekarze po prostu liczyli, że w ciągu pół roku sytuacja się zmieni, że organizm Tomka inaczej zareaguje. Powiedziano nam, że niezbędna jest operacja i chociaż Tomek jest zakwalifikowany do operacji niesie ze sobą duże ryzyko śmierci, że w Polsce takie operacje przeprowadza się raz na rok – mówi dalej Monika Grabowska.

Tylko albo aż 200 tys. zł
Pani Monika usłyszała wtedy, że takie zabiegi wykonuje się w USA w klinice w Stamford. - Rozmawiałam na ten temat z mamą dziecka, które przeszło taką operację za oceanem. Już wtedy zabieg i pobyt tam, to był wydatek rzędu 4,5 mln zł, a teraz podobno są to już wielkości 9 mln zł, a więc kwota nieosiągalna. Pojechaliśmy jeszcze do Krakowa do prof. Edwarda Malca, który pracuje w Niemczech, ale przyjmuje czasami w Polsce. On stwierdził, że Łódź zrobiła dla Tomka bardzo dużo dobrego i że to były właściwe kroki w jego ratowaniu. Zostawiłam mu wszelką dokumentację do analizy i po kilku dniach otrzymałam telefon, że on podejmie się operacji w Niemczech – dodaje mama chłopca.
Kosztorys zabiegu przyszedł dopiero w miniony poniedziałek. Operacja ma kosztować 39 200 euro czyli ok. 200 tys. zł. - Teoretycznie jesteśmy zakwalifikowani już na październik. Sekretarka stwierdziła, że kiedy osiągniemy „gotowość finansową” to wtedy mamy dać znać.
Pani Monika zaczęła błyskawicznie działać zgłaszając Tomka do fundacji „Siepomaga”, która kilka dni temu uruchomiła dla młodego nysanina internetową zbiórkę. Dla kobiety samotnie wychowującej chore dziecko 200 tys. zł to kwota wręcz niebotyczna, ale jej zgromadzenie jest bardzo realne jeśli zjednoczy się szersze grono ludzi dobrej woli. – Już mam deklarację pomocy, np. organizacji festynu przez Szkołę Podstawową nr 1 w Nysie, do której z opóźnieniem zaczął chodzić syn. Przesunięto mu termin rozpoczęcia nauki w szkole, bo po prostu tydzień chodził, dwa tygodnie chorował, miał problem z nauką. Panie nauczycielki nakłoniły mnie, że skoro jest możliwość to należy odroczyć jego pójście do szkoły. U Tomka zresztą wszystko było opóźnione. Kiedy miał 12 miesięcy dopiero zaczął siadać obłożony poduszkami. Obawiam się jego pójścia do szkoły, ale trzeba mu pozwolić w miarę normalnie żyć - dodaje.

Agnieszka Groń

 

 


 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Tadzik - niezalogowany 2022-09-11 11:13:06

    Chory kraj !!! Dlaczego państwo nie płaci za leczenie takich dzieci a dla radnych , burmistrzów , posłów na podwyżki wydano miliardy i to z naszych podatków a matki chorych dzieci muszą się prosić o datki a cwaniaki przy korycie się bawią i jeszcze jakieś śmieszne funkcje w radach nadzorczych państwowych spółek kiedy ktoś się za to zabierze i zrobi z tym porządek ?i i pomoże ludziom potrzebującym ?????

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    KIEDY TO SIĘ SKOŃCZY? - niezalogowany 2022-09-11 11:31:36

    Wakacje kredytowe paru cwaniaków którym się nie chce płacić rat kredytu będą kosztowały nas podatników miliardy ? a na chorego chłopczyka państwo polskie nie ma pieniędzy ? o co tu k...w chodzi? burmistrzowie ,posłowie ,radni kolejne miliardy na podwyżki siedzą jeszcze w radach nadzorczych spółek pierdzą w stołki i biorą kasę będzie kiedyś porządek w tym pojeb...m kraju?Ci się bawią przy korycie!!! moczą te zawistne ryje a biedota zbiera na chore dzieci matki stoją z puszkami pod sklepami i proszą o pomoc dla swoich dzieci. SZOK !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do