Pierwszy raz pana Darka poznałem, kiedy wspólnie organizowaliśmy koncert charytatywny „Paczków dla …”. Później okazało się, że uczył mojego tatę. Rozmawiając z nim, odsłuchując i pisząc wywiad, czułem, że jakbym spotkał go w szkole, to na pewno byłby super przyjacielem. Zawszę chętny do pomocy i działania. Kiedy wspólnie planujemy zorganizować jakieś wydarzenie, wiemy, że pan Darek na pewno nam pomoże. To jest dla nas wręcz takie oczywiste, że zawsze można na nim polegać. Jak to zrobić, żeby inni mieli takie przekonanie o Tobie, w rubryce ZWYKLI NIEZWYKLI PACZKOWIANIE opowie Dariusz Puk.
Dawid Zarzecki - Od urodzenia jest Pan paczkowianinem?
Dariusz Puk - Tak, dokładnie od 1961 roku, kiedy się urodziłem. Mama przyjechała do Paczkowa z Suchej Beskidzkiej i pracowała w prewentorium, później w Opolance. Tato pochodził spod Stalowej Woli i pracował w Famadzie. Mieszkaliśmy przy ulicy Kościelnej. Rodzice stworzyli nam ciepły i rodzinny dom. Zacząłem od Przedszkola nr 2, później Szkoła Podstawowa nr 3. Paczków dla mnie był miejscem gdzie spędziłem dzieciństwo, nie było zakamarku, którego nie znałem. Zawsze miałem bardzo silną wyobraźnię, jednakże zaczął się okres poważniejszych decyzji i rozpocząłem naukę w paczkowskim liceum.
- Jak wspomina Pan ten czas?
- Wtedy to była szkoła, gdzie klas jednego rocznika potrafiło być nawet do G. Młodzieży było tyle, że zorganizowano nam spacerniaki. To była dobra szkoła, która dała mi wiedzę i pasję. Pokolenie drugiej dekady po wojnie miało główny cel – wykształcić się. Miałem ogromną chęć uczenia i poznawania. Wiedzę traktowano jako „rarytas”. Do dzisiaj pamiętam profesora Zwolińskiego, który był moim wychowawcą, bardzo fajny i dobry pedagog. Przepięknie uczył fizyki profesor Hoszek. Profesor Dor, Mazurkiewicz na te lekcje chciało się chodzić. Czasy liceum mogę porównać do książki: „Sposób na Alcybiadesa”. Bardzo podobnie jako młodzież spędzaliśmy czas.
- Jak zaczęła się Pana przygoda z harcerstwem?
- W drugiej klasie liceum, przechodziłem przez korytarz z gitarą na plecach. Profesor Zwoliński zobaczył mnie i powiedział: „Darek, w klasie jest konferencja ZHP, wejdziesz zaraz i zagrasz jakąś piosenkę” i tak zostałem komendantem szczepu. Wysłali mnie na kurs do Chorzowa, tam poznałem plejadę fantastycznych ludzi. W trzeciej klasie byłem już w kadrze, jako instruktor KO. W międzyczasie były wyjazdy, festiwale, koncerty i wtedy się zakochałem w Bieszczadach.
- Zostaje Pan jednak nauczycielem muzyki?
- Nie dostałem się na studia wychowania fizycznego, więc kończę dwuletnią szkołę telekomunikacji. Cały czas działam w harcerstwie, wyjeżdżam, organizuję spotkania, biwaki i rajdy. Idę na pół roku do wojska. W Kamienicy zaczynam pracę jako nauczyciel w 1984 roku. Dostałem propozycję, żeby zostać komendantem Chorągwianej Szkoły Instruktorów. Pięknie wspominam Kamienicę, bardzo dużo poświeciłem się dla tych dzieci. Organizowaliśmy akademie, obozy, wyjeżdżaliśmy w góry. Uczyłem śpiewać, wędrować, chodziliśmy do lasu, organizowaliśmy biegi patrolowe. Byłem młodym nauczycielem i często jeździłem na kursy, które pozwoliły mi wprowadzać innowacyjne metody dydaktyczne. Jak prowadziłem muzykę robiłem przemeblowanie w całej klasie, nie wyobrażałem sobie uczyć dzieci rytmiki w ławce. Nikt nie mógł tego zrozumieć, wtedy szkoła to była ławka, kreda i tablica, a ja chciałem inaczej.
- Jest Pan inicjatorem ogólnopolskiego festiwalu i przeglądu piosenki harcerskiej „TerePaczków” skąd pomysł na to wydarzenie?
- W Wołosatem, w stanicy kieleckiej, był festiwal i zawsze był problem kto ma pojechać i reprezentować Opolszczyznę. W 1988 roku kiedy po turnusie wróciłem do domu, wymyśliłem, że w ciągu roku zrobimy przegląd i wybierzemy, kto z naszego województwa najlepiej zaśpiewa. Pierwsze spotkanie nazywało się „Zimowe Spotkanie z Piosenką Bieszczadzką”. Następnego roku redaktor Leszek Kopeć z Wrocławia stawia mi poprzeczkę wyżej i zaprasza harcerskie gwiazdy. Po trzech latach, z zimowego spotkania, robi się ogólnopolska impreza. Łączymy dwa słowa: Terebowiec i Paczków i tak powstaje TEREPACZKÓW. Jest to profesjonalna impreza dla amatorów, otoczona występami profesjonalistów, która od trzech dekad odbywa się w naszym mieście.
- W latach dziewięćdziesiątych został Pan odznaczony za swoje działania Brązowym Krzyżem Zasługi przez prezydenta Kwaśniewskiego.
- W 1997 roku organizowałem obóz harcerski w Bielicach. Działamy z dziećmi metodyką, śpiewamy, wędrujemy, jest wspinaczka, są gry dla 150 osób. Tam zastaje nas powódź, woda zabiera pół obozu, po którym zostaje wielkie pobojowisko. Lokujemy się w pobliskiej leśniczówce, która na szczęście ma trzy piętra. Przez góry dowożą nam jedzenie, ponieważ wszystko jest odcięte i tak żyjemy tydzień. Piętnaścioro osób samochodem terenowym wysyłam z misją: „Będziecie na miejscu, organizujcie pomoc”. Rozkładamy mapę, umawiamy się, że od strony Javornika przebijemy się pieszo. W piętnastu plecakach razem z leśniczym, w deszczu przynosimy jedzenie dla pozostałych. Organizujemy całą pomoc dla okolicznych ludzi. Po powrocie szkoła w Kamienicy wygląda jak ogromna suszarnia. Gdzie tylko było miejsce, suszyły się namioty, koce, śpiwory. Zbieramy ekipę trzydziestu pięciu osób i instruktorów, jedziemy do Opola walczyć z powodzią. Za te działania zostałem zgłoszony do odznaczenia, natomiast dla mnie liczyło się działanie i chęć niesienia pomocy.
- Często podróżuje Pan do Stanów Zjednoczonych.
- Epizod amerykański zaczyna się w 1979 roku, kiedy byłem w klasie maturalnej. Wróciłem z kolegą z jakiegoś festiwalu do domu, a mój tato wypełniał dokumenty. Zapytałem: „Co robisz tato?” odpowiedział „Wyjeżdżam do Ameryki”. Za chwilę był stan wojenny, ojciec zdecydował, że zostaje na stałe i spróbuje nas ściągnąć. Nie było to łatwe dla naszej rodziny, przez dziesięć lat nie widziałem taty. Trochę lepiej nam się żyło, dostałem samochód, ale starałem się być normalny. Mama w 1991 roku dostała wizę i dojechała do taty, do Nowego Jorku. Dzisiaj mam tam praktycznie całą rodzinę i ogromny dylemat przed sobą.
- Był Pan paczkowskim radnym, czynnie pracował, a zarazem prowadził harcerstwo. Skąd u Pana taka chęć do działania?
- Szesnaście lat temu umarł mój dziadek. Mój ojciec jest w Stanach, więc na pogrzeb jadę z moim szwagrem. Przyjeżdżamy na uroczystość i patrzę, a tam wszystkie jednostki straży pożarnej z województwa, sztandary – jestem w szoku. Na miejscu dowiaduję się, że dziadek był znanym działaczem społecznym, dzięki któremu powstał kościół oraz szereg innych inicjatyw. Mówię o tym, ponieważ sam zadaję sobie nie raz to samo pytanie: „Dlaczego ja to w życiu robiłem?”. Wydaje mi się, że być może ma się to w genach? Ja po prostu czułem potrzebę działania, prawdy. Działania, nie gadania – miałem dość spotkań pseudo politycznych, gdzie wiele się mówiło, bez większej konsekwencji. Ja lubię tworzyć, rozmawiać, dawać szczęście.
- Prowadzi Pan paczkowskie Stowarzyszenie „Generacja”, lubi Pan kontakt z młodzieżą?
- Większość swojego działania scedowałem w życiu na młodzież, często miałem też kontakt z trudną młodzieżą. Zawsze było tak, że coś ich do mnie przyciągało. Potrafiłem z nimi normalnie porozmawiać, jak był problem dać wskazówkę, zachęcić. Lubię kontakt z drugim człowiekiem. Działanie z młodzieżą na pewno jest moją pasją, może też i powołaniem.
- Otrzymał Pan tytuł Honorowego Obywatela naszego miasta, uważa Pan to za wyróżnienie, czy zobowiązanie?
- Czuję się spełnionym gościem. Zawsze chciałem, żeby Paczków był miastem rozwijającym się. Wydaje mi się, że byłem ponad stan kapci i telewizora, czego nie neguję, ponieważ jest to każdego indywidualna sprawa. Cały czas działam i mam pomysły, spotykam się ze znajomymi i mamy różne marzenia dla miasta. Czuję się dumnie, jest to dla mnie wyróżnienie. Trochę mi przywołało wspomnienia, zmobilizowało do pewnych rzeczy. Już dzisiaj zastanawiam się jak zrobić koncert i planuję TerePaczków. Oprócz wyróżnienia jest to dla mnie także wyzwanie.
- Jaką dałby Pan radę dla młodszych pokoleń?
- Nie chcę być w roli dziadka, który będzie wyciągał prehistoryczne historie, ale mam krótką radę. Nie przesypiajcie czasu młodości. Ćwiczcie, wędrujcie, biegajcie, śpiewajcie. Spotykajcie się z innymi, czytajcie, rozmawiajcie. Spróbujcie żyć w tym życiu. Nie sprzedawajcie swych marzeń.
Dziękuję Panu za wywiad. Gratuluję serdecznie wyróżnienia i dziękuję za pana poświęcenie. Życzę dużo zdrowia i pogody ducha. Rozmawiał Dawid Zarzecki
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bogaty życiorys . O mnie raczej nie będzie nawet najmniejszej wzmianki w Nowinach.