Reklama

Dr Anna Andrzejewska: W Carolinum nauczono mnie pasji

Nowiny Nyskie
25/02/2024 08:41

Rozmowa z dr Anną Andrzejewską, absolwentką Carolinum, a następnie Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych na Uniwersytecie Wrocławskim, w ramach których ukończyła filologię hiszpańską oraz nauczanie języka polskiego jako obcego. Posiada doświadczenie jako nauczycielka i lektorka w prowadzeniu kursów językowych na różnych etapach edukacji oraz jako egzaminatorka podczas egzaminów certyfikatowych z języka polskiego jako obcego.

„Nowiny Nyskie” – Skąd u Pani tak ogromna pasja do języków?
Anna Andrzejewska – Po ukończeniu w Nysie Szkoły Podstawowej nr 10 poszłam do Gimnazjum nr 3. To była szkoła mocno nastawiona na naukę języków obcych. To dzięki językowi francuskiemu, którego zaczęłam się tam uczyć, poczułam mocny związek z językami obcymi. Oczywiście był to też język angielski. Wybór Carolinum był bardzo oczywisty, bo z jednej strony moja mama jest absolwentką tej szkoły, jak również moja ciocia, tak więc poszło to rodzinnie. Pamiętam, że w gimnazjum braliśmy udział w dniach otwartych różnych nyskich szkół i nie ukrywam, że kiedy weszłam do biblioteki Carolinum pokochałam to miejsce od pierwszego wejrzenia i wiedziałam, że tam muszę chodzić. Spędzałam tam sporo czasu, nie tylko z racji piękna tego miejsca, ale warunków, które stworzono nam tam do nauki.
Wybór profilu klasy był dość prosty. Z racji tych moich skłonności językowych wybrałam klasę humanistyczną. Kontynuowałam naukę języka francuskiego i chyba jako jedyna z klasy zdawałam ten język na maturze – jak również język angielski. Mieliśmy także ogromnie dużo lekcji języka polskiego i WOS - z aktualną panią wicedyrektor szkoły Joanną Kaperą-Basoń, która była naszą wychowawczynią. Pamiętam, że kiedy mieliśmy pierwsze spotkanie klasowe każdy miał powiedzieć o sobie kilka słów. Większość powiedziała, że chce iść na prawo. Nie ukrywam, że wtedy ja też o tym myślałam, ale w trakcie okazało się, że ja i wiedza o społeczeństwie to dwa różne światy i jako jedyna z klasy nie zdawałam na maturze WOS-u. Z tego co wiem jak potoczyły się losy naszej klasy mamy ok. 10 prawników, więc całkiem sporo.
Drugim mocnym elementem naszego nauczania był język polski i ogromna liczba godzin spędzonych z prof. Teresą Aranowicz, którą uwielbiam i która była moim ogromnym autorytetem również w drodze nauczycielskiej. Zanim bowiem zaczęłam pracować na uniwersytecie przez siedem lat uczyłam języka hiszpańskiego w Liceum Ogólnokształcącym nr 2 w Opolu, które w rankingu szkół znajduje się na drugim miejscu w województwie. Myśląc o tym jakim chcę być nauczycielem, jakie relacje chcę zbudować z moimi uczniami to nie ukrywam, że w mojej głowie pojawiały się właśnie dwie postaci – prof. Aranowicz i prof. Kapera–Basoń. Potem dowiedziałam się, że tak działają neurony lustrzane – że jeśli widzimy człowieka z pasją to się tym „zarażamy”.

Czas liceum był dla nas wspaniały! Trafiłam na cudownych kolegów – każdego z inną pasją. Cieszymy się na to wspólne spotkanie w maju - podczas zjazdu absolwentów, bo do tej pory nie było takiej okazji. To już 15 lat minęło…

Nie ukrywam, że nasze liceum otworzyło przed nami ogromne możliwości zbierania kamyczków doświadczeń do naszego bagażu życiowego. Chociażby był taki program Aisec, w którym obcokrajowcy przyjeżdżali do naszej szkoły i mieszkali u naszych rodzin. Ja w drugiej klasie gościłam chłopaka z Iranu i to jest doświadczenie, do którego bardzo często wracam w swoim życiu - otwartość na kulturę pozaeuropejską. To bardzo wpłynęło na moją ciekawość świata. Warto młodym ludziom stwarzać okazję do wyjścia poza to, co znają. Dlatego kiedy pracowałam w „Dwójce” co roku zabierałam moich uczniów na tydzień do Hiszpanii, by mieszkali w rodzinach hiszpańskich. Zależało mi na tym, żeby zobaczyli jak Hiszpan mieszka, jak żyje - że grzeje wodę w mikrofalówce, chodzi po domu w butach i kroi pizzę nożyczkami. Oczywiście chodziło także o otwarcie językowe moich uczniów.
Pamiętam też wyjazd do Francji. To była nagroda za konkurs filmowy. Musieliśmy stworzyć recenzję filmu, który obejrzeliśmy. Ale były też niezwykle ciekawe „lokalne” rzeczy, które robiliśmy, chociażby wieczorki poetyckie, które organizowaliśmy. W ten sposób dawałam upust mojej naturze społecznika. Miałam bardzo aktywną klasę, wiele nieprzeciętnych osób i potrafiliśmy tworzyć piękne rzeczy wykorzystując nasze zdolności i umiejętności. Było w tym też dużo humoru. To widać po tym, co po nas zostało, m.in. nasze fantastyczne tablo. Miało ono formę osi czasu, gdzie po stronie prehistorycznej znajdowali się nauczyciele z tłem wypełnionym… dinozaurami. A potem zaczęła się nowa era, w której byliśmy my - uczniowie. Pomysł i wykonanie tego tabla był wspaniały i do dzisiaj jest cudowną pamiątką. Podobnie jest z filmem, który nakręciliśmy i który znajduje się na naszej płycie ze studniówki. Odegraliśmy w nim scenkę kradzieży, a punktem kulminacyjnym była rozprawa sądowa. Moje koleżanki i koledzy, którzy dzisiaj są już po studiach prawniczych i zakładają togi, wtedy zrobili to po raz pierwszy. Takie wspomnienia są bezcenne.

- Z pewnością brała Pani udział również w olimpiadach przedmiotowych…
- Byłam trzykrotną olimpijką z literatury i języka polskiego – w każdej klasie. Gdyby nie pani profesor to pewnie by mnie tam nie było i nie byłoby mnie na studiach. Pewnie też nie obroniłabym doktoratu i nie była tu gdzie jestem. Mogę śmiało powiedzieć, że moja praca naukowa rozpoczęła się w Carolinum. Moją pierwszą pracę naukową napisałam samodzielnie właśnie w liceum. Wtedy nabrałam też przekonania, że mogę to robić i lubię to robić. Nie poszłam jednak w kierunku literatury. Czas liceum był dla mnie bardzo intensywny, bo nauka na wysokim poziomie, zbiórki harcerskie, aikido i jeszcze języki obce – codziennie inne zajęcia. Natomiast taki rytm mi odpowiadał.
- Została Pani językoznawcą… 
- Po sześciu latach związanych z językiem francuskim czułam, że ciągnie mnie w kierunku języków romańskich natomiast niekoniecznie chciałam iść na romanistykę, bo czułam, że znam ten obszar już bardzo dobrze. Po maturze złożyłam więc dokumenty na filologię hiszpańską. Z drugiej strony w trakcie liceum chodziłam na aikido i byłam zafascynowana kulturą japońską, więc złożyłam też dokumenty na japonistykę. Nie chciałam się jednak ograniczać do jednego pola filologicznego, więc znalazłam dwa ciekawe kierunki, które dały mi szerokie pole rozwoju - etnolingwistyka w Poznaniu. Drugi, na który finalnie się zdecydowałam – to międzywydziałowe indywidualne studia humanistyczne, w ramach których mogłam łączyć trzy dowolne kierunki z dziedzin nauk humanistycznych i społecznych. Rekrutacja na ten kierunek była dość skomplikowana, bo z jednej strony był to egzamin ustny, na który musiałam podać dwa tematy, bibliografię i stanąć przed gronem ekspertów. Było mi o tyle prościej, że wybrałam tematy, które realizowałam w ramach olimpiady licealnej. Dostałam się zarówno do Poznania jak i do Wrocławia, ale z racji bliskości Nysy wybrałam właśnie Wrocław. Bardzo to były ciekawe studia i rozwijające, bo każdy student mógł sobie układać program studiów. Ja „pomieszałam” filologię hiszpańską, z polonistyką, psychologią, socjologią, dziennikarstwem, komunikacją społeczną.

- Jest Pani osobą wielu pasji. Jedną z nich jest harcerstwo…
- To jest bardzo ważny element mojego życia. Jestem harcerką od 8. roku życia. Moi rodzice poznali się w harcerstwie, byli instruktorami. Kiedy więc szłam na pierwszą zbiórkę znałam wszystkie piosenki, bo to były piosenki, które rodzice śpiewali mi jako kołysanki.
Harcerstwo bardzo mocno nadal przeplata moje życie. Wciąż jestem aktywną instruktorką. W Nysie mamy jeden z lepszych hufców jeśli chodzi o naszą Chorągiew Opolską. Harcerstwo ma się bardzo dobrze. To jest miejsce, w którym wspieramy wychowanie młodego człowieka w sposób niezwykle holistyczny – z jednej strony wyjazdy, rozwój fizyczny, ale za tym idzie rozwój społeczny, bo przecież działamy w grupie ludzi, uczymy się kompetencji, które są nie do przecenienia przez całe życie. Poza tym jest to rozwój intelektualny, bo przekazujemy wiedzę, ale w praktyce. I też w ten sposób staram się kształcić moich studentów.


- Jak wyglądała dalsza droga Pani naukowej kariery?
- Skończyłam studia we Wrocławiu i zaraz wyszłam za mąż. Przeprowadziliśmy się na Opolszczyznę, dlatego wiedziałam, że dojeżdżanie do Wrocławia mijałoby się z celem. Złożyłam dokumenty na studia doktoranckie w Opolu i zaczynałam od zera – bez znajomości uczelni i wykładowców. Natomiast Wrocław nie zostawił mnie z niczym, bo moja promotorka skontaktowała mnie z promotorką mojego doktoratu.
To były studia dzienne. Wtedy stypendium doktoranckie można było otrzymać dopiero kiedy miało się osiągnięcia, czyli od drugiego roku. Znalazłam więc pracę, a że byłam wtedy magistrem filologii hiszpańskiej była to praca nauczyciela tego języka we wspominanej wcześniej opolskiej „Dwójce”. W ten sposób pracowałam na pełny etat w liceum i byłam na studiach doktoranckich. Mój ówczesny dyrektor pan Aleksander Iszczuk jest na szczęście niezwykle wyrozumiałą i wspierającą rozwój swojej kadry nauczycielskiej osobą, więc bardzo mocno mi kibicował w mojej drodze naukowej. Dlatego przeprowadzałam również badania wśród moich uczniów. Pan dyrektor umożliwiał mi też wyjazdy na konferencje naukowe. Przyszedł też na moją obronę i zadał mi pytanie na ile harcerstwo wpłynęło na moją ścieżkę naukową. Myślę, że wiedział, że w mojej pracy z dziećmi jest to widoczne. W dniu obrony doktoratu podeszła do mnie dyrektor Instytutu Językoznawstwa sugerując, że to byłby dobry pomysł, żebym stanęła do konkursu i właściwie pół roku od tamtego momentu byłam pracowniczką naukowo–dydaktyczną Uniwersytetu Opolskiego. Tak jest do dzisiaj i nie mogę sobie wyobrazić lepszego miejsca do pracy i rozwoju. 

- Przeczytałam w Pani biografii naukowej, że pasjonuje się Pani nauczaniem alternatywnym. Czym jest „nauczanie alternatywne”?
- Uczyłam w szkole, a więc w systemie. Teraz pracując ze studentami również jestem w nauczaniu systemowym i wiem, jakie ma ono wady. Nie ukrywam, że pasjonuje mnie to, co się dzieje w harcerstwie, a więc uczenie przez działanie, uczenie przez indywidualność, dostrzeganie potencjału, nie zabijanie stresem pewnych kompetencji człowieka. Rozkochałam się w edukacji Montessori. Tą ścieżką podąża teraz nasza córka. Metoda ta opiera się na założeniu, że każde dziecko jest indywidualnością i posiada swój własny sposób uczenia się. Dlatego stosuje się różnorodne materiały i narzędzia dydaktyczne, które pozwalają na rozwijanie zdolności u dziecka, podążaniu za nim, patrzeniu na jego potencjał, na jego zainteresowania. Metodę Montessori można stosować na każdym etapie nauczania.
Rozmawiała Agnieszka Groń 
 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    trochę starszy - niezalogowany 2024-02-25 11:07:55

    Dlaczego Pani Dr użyła zwrotu : " nauczanie języka polskiego, jako obcego" ? Nieładnie. Można było określić : "jako innego" .

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Anonim - niezalogowany 2024-02-25 22:33:33

    Jednym słowem.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    City Boy - niezalogowany 2024-02-26 11:25:30

    Kandydatka na burmistrę?

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    aumwf - niezalogowany 2024-02-27 02:58:02

    A u mnie w fabryce do pracy przygłupów przyjmują. Chwalą się że produkują bóg wi co, a jakbyście zobaczyli co niektórych na produkcji, to Neandertale są. Doszło nawet do tego, że jak pojawiła się potrzeba wykonania zdjęć, to poustawiano do nich wynajętych ludzi. Tyle dobrze że rakiet kosmicznych nie produkujemy, bo spadałyby jedna po drugiej.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do