
Ekaterina Shalaeva to utytułowana rosyjska tancerka, która obecnie prowadzi m.in. zajęcia taneczne w Miejskim Domu Kultury w Korfantowie. Oprócz tego pracuje w przedszkolu i zajmuje się choreografią. Jak to się stało, że rodowita mieszkanka Moskwy dotarła w nasze okolice?
„Nowiny Nyskie” - Jak to się stało, że mieszkając w Rosji zmieniła Pani swoje życie, a w zasadzie miejsce tego życia?
- Mieszkając w Moskwie szukałam przez internet partnera tanecznego. Nie jest łatwo znaleźć partnera tanecznego na podobnym poziomie tanecznym. Musi zgadzać się wiek, wzrost, klasa taneczna i oczywiście charaktery. Akurat dostałam maila zwrotnego z informacją, że tancerz z Polski poszukuje tancerki. Któregoś wieczoru zadzwoniliśmy do siebie przez skype'a, długo rozmawialiśmy i postanowiliśmy, że spróbujemy wspólnie kontynuować swoje kariery.
- Kiedy rozpoczęła Pani przygodę z tańcem?
- Tańczę od momentu gdy skończyłam 4,5 roku życia, a towarzyski taniec zaczęłam ćwiczyć w wieku 6 lat. Taniec to nie była moja rodzinna tradycja, ale jako dziecko byłam bardzo energiczna. Jak to się mówi – nie wiedziałam co ze sobą robić, ciągle mnie nosiło. Rodzice szukali dla mnie zajęć, żeby tę moją energię można było spożytkować.
- Rodzice zapisali Panią na zajęcia do domu kultury, czy do szkoły tańca?
- To był dom kultury. Tak naprawdę do końca nie byłam przekonana do tańca, bo po prostu nie lubiłam kiedy ktoś mi mówił jak mam tańczyć i w ogóle nie lubiłam jeśli ktoś mi coś kazał. Z czasem jednak mój trener mnie przekonał i do dzisiaj kocham taniec.
- Wyobrażam sobie, że dojście do takiego poziomu wymagało morderczej pracy i wyrzeczeń…
- Tak. Oczywiście treningi były codziennie, również w weekendy i święta. Turnieje odbywały się w każdy weekend. Praktycznie wzięliśmy udział we wszystkich większych turniejach, które odbywały się w Rosji i zdobywaliśmy różne tytuły – największym sukcesem było chyba zdobycie Pucharu Rosji.
- Czy można interpretować, że to były mistrzostwa Rosji?
- Tak, to mniej więcej turniej tego poziomu.
- W jakich tańcach się Pani specjalizuje?
- W 10 tańcach: walc angielski, tango, walc wiedeński, quickstep, foxtrot i latynoamerykańskie: pasadoble, jive, rumba, cha-cha, samba.
- Taniec był najważniejszym elementem Pani życia, ale czy jedynym?
- Nie. Dostałam się na studia na państwową uczelnię. To był sukces, bo w Rosji są państwowe i prywatne uczelnie, a dostanie się na te pierwsze już jest dużym osiągnięciem. Zostałam inżynierem nanotechnologii. Specjalizowałam się w fizyce.
- Czy pracowała Pani w wyuczonym zawodzie?
- Nie, bo nie lubiłam nigdy siedzieć w jednym miejscu. Zaczęłam pracować z dziećmi. Tak się stało już w Rosji. Ale jak już mówiłam szukałam nowego partnera tanecznego. Musiałam podjąć decyzję, czy w ogóle kończyć z tańcem, czy jednak uda się kogoś znaleźć. Udało się! Przyjechałam do Polski, w której jeszcze nigdy nie byłam. Dużym krokiem było nauczyć się języka polskiego. Najpierw z moim nowym partnerem porozumiewaliśmy się pomagając sobie rękami. Nasze porozumienie było jednak doskonałe, bo osiągnęliśmy w tańcu duże sukcesy, wygraliśmy sporo turniejów.
- Ale to były duże życiowe zmiany… Czy długo jest Pani w Polsce?
- Cztery lata. Nie miałam obaw dotyczących zmian życiowych. Byłam wtedy bardzo młoda i chciałam zrobić i poznać coś nowego. Przyjechałam do Warszawy, a stamtąd zabrano mnie do Dobrzenia Wielkiego. Obecnie jestem instruktorem w Korfantowie, a także w Głogówku. A teraz pracuję w przedszkolu. Jestem choreografem, ale także poniekąd już wychowawcą. Od samego dzieciństwa myślałam, że będę pracować z dziećmi, ale nigdy, że z przedszkolakami. Rok temu zakończyłam przygodę z tańcem turniejowym. Postawiłam kropkę nad tym rozdziałem mojego życia, ale tę kropkę zawsze można usunąć i wznowić treningi. Zobaczymy co przyniesie przyszłość. Największym sukcesem osiągniętym z moim polskim partnerem tanecznym było zdobycie Grand Prix Polski, udział w finale mistrzostw Polski, wiele finałów turniejowych.
- A jak Pani postrzega życie w Polsce?
- Ma ono swoje plusy i minusy. Im dłużej tutaj mieszkam tym bardziej się do tego przyzwyczajam. Kiedy jestem w Rosji chcę wrócić do Polski, bo to tutaj jest teraz moje życie, tutaj je sobie poukładałam.
- Często jeździ pani do Moskwy, do rodziny?
- Niestety nie. Ostatni raz – ze względu na pandemię - byłam rok temu. Wcześniej ciągle na przeszkodzie stały treningi i starty.
- Jak w Rosji podchodzi się do epidemii?
- Na pewno nie tak restrykcyjnie jak w Polsce. Maseczki trzeba nosić, ale restauracje są otwarte do 21.00, dzieci chodzą do szkół, turnieje taneczne nie są odwoływane.
- Rozmawiamy 5 stycznia, dzień przed rozpoczęciem świąt prawosławnych. Czy święta obchodzi Pani w grudniu czy w styczniu?
- Kiedy mieszkałam w Rosji 7 stycznia zawsze przychodziliśmy do babci i tam wspólnie spędzaliśmy czas. Świętuję Wigilię prawosławną, ale symbolicznie – dla siebie. Bardziej obchodzę święta w grudniu, bo mieszkam z chłopakiem i myślimy o wspólnej przyszłości tutaj, o założeniu rodziny, o dziecku… Chciałabym, żeby miało ono tutejsze zwyczaje. Od dawna myślimy o tym, ale teraz granice są zamknięta, a chciałabym, żeby moja rodzina też mogła wziąć udział w moim ślubie.
- Kariera tancerza jest podobna do kariery sportowca – intensywne życie, ale szybka emerytura…
- Tak. Nasza kariera jest krótka, też pracujemy nad formą. Również trzeba zainwestować sporo pieniędzy. Rodzice bardzo dużo mi pomagali i jestem im za to bardzo wdzięczna. A kiedy już sama zarabiałam, to ze względu na taniec odmawiałam sobie wyjazdu na wakacje, czy zakupów, żeby pieniądze przeznaczać na buty taneczne, stroje. Ale nie żałuję tego, bo sprawiło mi to dużo szczęścia.#
Rozmawiała Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie