Reklama

Ks. Tadeusz Magierowski. Nyski misjonarz w najbiedniejszym kraju Europy

Nowiny Nyskie
12/02/2023 09:35

Pochodzący z parafii Kałków ks. Tadeusz Magierowski SCJ od trzydziestu lat jest duszpasterzem w Rybnicy w Naddniestrzu, które jednostronnie oderwało się w 1991 roku od Mołdawii, ale na arenie międzynarodowej traktowane jest jako integralna część tego kraju. Przez tak długi okres pracy w niełatwych warunkach ks. Tadeuszowi udało się nie tylko wybudować kościół i wspólnotę parafialną, ale zorganizować ciągłą pomoc niesioną dla potrzebujących mieszkańców tego najbiedniejszego kraju Europy.  

Miały być Filipiny
Zanim przyszły kapłan wstąpił do Zgromadzenia Księży Sercanów - Zgromadzenia Misyjnego, ukończył w Nysie Technikum Rolnicze. –Kończąc naukę w Wyższym Seminarium Misyjnym w Stadnikach pod Krakowem napisałem prośbę o wyjazd na misję na Filipiny. Wiedziałem, że w tamtym czasie była potrzeba wyjazdu do tak odległego miejsca dwóch księży. W międzyczasie podjąłem jako wikary pierwszą pracę w Ostrowcu Świętokrzyskim czekając na drugie zgłoszenie chętnego na wyjazd. Wkrótce jednak taką chęć zgłosiło dwóch współbraci z tego samego rocznika i to oni wyjechali na Filipiny – opowiada ks. Tadeusz.
Zbiegło się to w czasie, gdy do księdza prowincjała wpłynęła prośba od nuncjusza apostolskiego w Moskwie o duszpasterza do Mołdawii. W 1991 roku zaczęła się w tej części Europy wojna domowa, która trwała do 1992 roku. Była to wojna między Mołdawią a Naddniestrzem. Po rozpadzie ZSRR i wprowadzeniu mołdawskiego jako jedynego języka urzędowego, zaczęły się w tym miejscu odzywać głosy wołające o autonomię. W grudniu 1991 roku mołdawski prezydent rozpoczął akcję zbrojną mającą na celu odzyskanie kontroli nad zbuntowaną prowincją. W Naddniestrzu wybuchł konflikt zbrojny. Stacjonująca tu rosyjska armia najpierw nie reagowała, jednakże po pół roku działań wojennych jej nowy dowódca zdecydował się na zbrojne rozwiązanie konfliktu, wkraczając pod pozorem sił rozjemczych i zwyciężając wojska mołdawskie. Wojna oficjalnie zakończyła się w 1992 roku. Referendum z 1993 roku, w którym ponad 90 proc. obywateli Mołdawii wypowiedziało się za utrzymaniem niepodległości, nie przekonało władz Naddniestrza do powrotu pod zwierzchność stolicy Kiszyniowa. Sytuacji nie zmieniły również co raz składane obietnice wprowadzenia autonomii w regionie. Od 1991 roku Naddniestrzańska Republika Mołdawska jest zatem w rzeczywistości niezależnym państwem, nieuznawanym jednak na arenie międzynarodowej.
 
Historia i teraźniejszość
To co działo się w tamtym czasie w Naddniestrzu splotło się z życiem ks. Tadeusza. - Ksiądz prowincjał zadzwonił do mnie z pytaniem czy nie zgodziłbym się pojechać na Mołdawię. Zgodziłem się. W tamtym czasie nie myślałem, że to będzie na chwilę czy na dłużej. Tym bardziej że zaraz po święceniach odwiedziłem już tutaj współbrata, a jako diakon jeździłem na Białoruś z pomocą duszpasterską, dlatego orientowałem się w sytuacji i potrzebach Kościoła na Wschodzie. Poza tym moja rodzina pochodzi spod Lwowa – dodaje ks. Tadeusz. Wspomina, że w tej podróży towarzyszyła mu siostra Maria Magierowska–Truty, emerytowana katechetka z nyskiego Carolinum prowadząca aktualnie katechezę w Zespole Szkół Plastycznych w Nysie. – Wzięliśmy torby, plecaki, gitarę i w drogę! – wspomina kapłan. - Wsiedliśmy w Przemyślu z pakunkami do pociągu. A był to czas, gdy Ukraińcy masowo jeździli na bazary w Polsce. Wracali już z pustymi torbami, ewentualnie z niewielkimi zakupami, bo w naszej ojczyźnie sprzedali to co mieli. My – tak bardzo obładowani - rzucaliśmy się w oczy. Ukrainki w przedziale pytały nas: „Co, wy i gitary nie sprzedaliście?” – wspomina ze śmiechem duszpasterz. Kiedy dotarli na miejsce w Mołdawii było już po wojnie, ale panował tam nadal stan wojenny – czołgi i barykady nadal były widoczne na ulicach. Ksiądz Tadeusz zamieszkał u starszych ludzi w maleńkim domku. Natomiast w budynku mieszkalnym była już zorganizowana kaplica, w której wierni gromadzili się na mszę św. W tym też czasie wraz z parafianami przystąpił do kontynuacji budowy domu parafialnego (rozpoczętej jeszcze przed wojną), a w 1994 r. do budowy nowej świątyni. 
 
W „imię wdzięczności”
 - Otwartość ludzi i radość z tego, że przyjechał do nich ksiądz była bardzo budująca. Byłem pierwszym proboszczem w Rybnicy od 1937 roku. Wtedy to bowiem umarł prześladowany kapłan ks. Antoni Vedegis. 
Ks. Tadeusz przytacza tragiczną historię swojego poprzednika – tragiczną nie tylko za życia, ale i po śmierci. W pierwszej połowie XIX wieku właściciel rybnickich dóbr Jan Nepomucyn Kożuchowski wybudował w tym miejscu kościół pw. św. Józefa. W tym czasie Rybnica była w większości ukraińsko - polsko – żydowskim miasteczkiem. W czasie rewolucji wielu Żydów zakładało partię bolszewicką. Wśród nich wyróżniał się Woronowicz Jestafij Pawłowicz z pobliskiej wioski Balszoj Mołokisz. To jego wraz z towarzyszami partii bolszewickiej szukał carski wywiad wojskowy po zajęciu Rybnicy w 1918 r. Bojąc się o swoje życie poprosili księdza Vedegisa o ukrycie, a on zrobił to – nie zważając na grożące mu konsekwencje - chowając ich i karmiąc w piwnicy plebanii. Po zwycięstwie rewolucji Woronowicz został wysokim urzędnikiem bolszewickim na całe województwo. Po umocnieniu się komuniści zamknęli polską szkolę w Rybnicy a kościół zmienili w stolarnię. Z kolei dom parafialny stał się za ich sprawą odpowiednikiem polskiej Wojskowej Komisji Uzupełnień. Ksiądz w „imię wdzięczności” został zesłany na trzy lata na Syberię. Kilka dzielnych kobiet pojechało do siedziby partii w Tiraspolu i uprosiło u tegoż Woronowicza, przypominając mu o uratowaniu ich przez księdza, aby ocalić sędziwego i schorowanego księdza od zsyłki i tak też się stało. Syberię zamieniono na areszt domowy. Większość Polaków – katolików załadowano zaś na wagony i zesłano na Syberię, o ile wcześniej nie zostali rozstrzelani.
W 1937 roku ksiądz zmarł. Pochowano go pod osłoną nocy przy kaplicy cmentarnej na polskim cmentarzu. Kiedy w 1960 roku niszczono grobowce szlachty polskiej i kaplice cmentarne, parafianki wykopały trumnę kapłana i przesunęły w bezpieczniejsze miejsce. Po latach ks. Tadeusz zainteresował się grobem ostatniego proboszcza ks. Antoniego Vedegisa i dotarł do jego trumny. Oprócz doczesnych szczątków znalazł w niej resztki brewiarza. Zdając sobie sprawę, że jego poprzednik nie miał prawdziwego pogrzebu ks. Tadeusz zorganizował taką uroczystość, a obrzędom przewodniczył ówczesny administrator apostolski Mołdawii ks. bp Antoni Kosza. Po pogrzebie szczątki ks. Vedegisa spoczęły w nowym grobie obok kościoła. Dla ironii losów w 1937 r. w Tiraspolu stalinowcy rozstrzelali Woronowicza.
 
Budowniczy
Wybudowanie kościoła to również dzieło ks. Tadeusza. Katolicy, którzy ocaleli z prześladowań wyprosili od władz teren pod budowę świątyni i zaczęli sami go budować rozpoczynając od domu parafialnego. Było to na terenie katolickiego cmentarza, który przez lata zarósł i stał się wysypiskiem śmieci. - To działanie przerwała wojna, ale kiedy przyjechałem to były już wylane fundamenty domu parafialnego i zgromadzona duża ilość kamieni, który jest głównym budulcem, gdyż na miejscu znajdują się kamieniołomy. Miałem więc zadanie, które musiałem wykonać – wybudować kościół - dodaje.
Ks. Tadeusz wraz z parafianami najpierw zbudował plebanię, w której urządził kaplicę i salki katechetyczne, później – 11.11.1994 r. - zaczął kopać fundamenty pod kościół. Znaczną część prac fizycznych przy realizacji tych planów wykonał razem z parafianami. Jednocześnie z budową, organizacją wspólnoty parafialnej, ks. Tadeusz zaczął organizować pomoc charytatywną dla biednych i potrzebujących. – We wszystkich parafiach prowadzimy także dzieła socjalne – mówi dalej ks. Tadeusz. - Prowadzimy stołówki i kuchnie dla biednych, zajęcia pozalekcyjne dla dzieci, dom dziecka, opiekę paliatywną. Obecnie u mnie jest dom dziennego pobytu dla osób chorych i starych. Jest także pielęgniarka, która wykonuje podstawowe badania, robi zastrzyki, ale ci ludzie tutaj także się żywią. Po domach także jest noszone jedzenie dla starszych i chorych, którzy leżą i nie mogą do nas przyjść. Kościół jest tu utożsamiany z pomocą.
 
Najbiedniejszy kraj Europy

Jak dzisiaj żyje się w Mołdawii? - Jeśli ktoś tęskni za „minioną epoką” to tutaj właśnie tak to w wielu wymiarach wygląda i niech do nas przyjedzie – mówi ks. Tadeusz Magierowski. - Kto może – zwłaszcza młodzież - ucieka stąd. Nawet na terenie powiatu nyskiego są rodziny z Mołdawii. Ludzie jadą za chlebem i lepszym życiem. Mołdawia to bowiem najbiedniejszy kraj w Europie, a nasze Naddniestrze jeszcze bardziej. Wolność religijna istnieje i z tym nie miałem jakichkolwiek problemów. Istnieją także wspólnoty polskie. To co było tak wspaniale kultywowane niestety w wielu wymiarach zamiera wraz z wyjazdem stąd młodzieży i depopulacją. Kiedy tutaj przyjechałem miasto Rybnica liczyło ok. 65 tys. mieszkańców, a teraz myślę, że trudno byłoby się doliczyć 30 tys. Po wojnie kołchozy padły, wioski są wyludnione, młodzieży nie ma. Ziemia uprawiana jest przez dużych farmerów. To nie jest tak jak w Polsce, że co dwa trzy hektary jest kolejna miedza – tu takie obszary mają 500 – 1000 hektarów. Sprowadzono sprzęt i kilku ludzi jest w stanie to uprawić. Na polach rośnie m.in. kukurydza, rzepak, pszenica, słonecznik, które do tej pory były eksportowane, bo na miejscu nie ma większego przemysłu przetwórczego. Towar przewożono do Odessy, a potem dalej. Teraz, w wyniku wojny ten kierunek jest zamknięty. Oprócz problemu ze zbytem jest jeszcze problem z suszami, które nawiedzają ten kraj. Ziemie są bardzo żyzne. Za komuny istniały tutaj kołchozy, a Mołdawia była nazywana ogrodem warzywnym dla całego Związku Sowieckiego. Był to również kraj wina. W czasie pierestrojki, gdy wprowadzono program walki z alkoholizmem w Rosji - w ramach tej walki - przyszedł rozkaz, żeby wykarczować mołdawskie winnice. Teraz jednak one się odradzają – opowiada ks. Tadeusz. Naddniestrze było kiedyś również obszarem przemysłowym, ale teraz została tylko huta i cementownia, które ledwo dyszą. Dodaje też, że fakt, iż Mołdawia jest najbiedniejszym, krajem Europy, powoduje to problemy społeczne. – Ludzie są zmęczeni życiem, wielu, zwłaszcza emerytów, nie stać nawet na lekarstwa. Jest też dużo rodzin rozbitych, bo rodzice jadą do pracy za granicą, a dzieci wychowują się same. Teraz doszło jeszcze to, że słyszymy odgłosy bomb, które wybuchają na Ukrainie – dodaje ks. Tadeusz.

Agnieszka Groń

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Dariusz Kolasa - niezalogowany 2023-02-13 09:40:35

    Piękna historia misjonarza ks. Tadeusza Magierowskiego i Jego misja ewangelizacyjna po upadku ZSRR. Ksiądz Tadeusz był wiele razy w Parafii św. Mikołaja w Gościcach i sprawował Eucharystię. Tak się złożyło, że proboszem w parafii w Gościcach w latach 1992- 2014 był ks. Eugeniuszu Magierowski, brat ks. Tadeusza. Stąd miałem możliwość słuchania chomili i nauki słowa Bożego, głoszonego podczas sprawowania Eucharystii. Wiele razy też opowiadał z jakimi problemami materialnymi i jakim spustoszeniem duchowym po komunizmie spotkał się w Mołdawii. Z uwagą, zainteresowaniem słuchałem tego co mówił ks. Tadeusz Magierowski. Bogu nich będą dzięki, że ma takiego pracownika w swojej winnicy. Księdzu Tadeuszowi życzę owoców i spełnienia w służbie Panu Bogu i bliźnim. Szczęść Boże!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Młody - niezalogowany 2023-02-13 10:58:58

    Tam pozostał prawdziwy świat, który jednak jest już przekształcany w bagno. Warto byłoby takim ludziom pomóc. Myślę, że każdy dobry człowiek wpłaciłby parę groszy na konto parafii.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do