Reklama

Młodzi Ukraińcy nie chcą Zełenskiego

Nowiny Nyskie
27/09/2025 09:18

Michał Raczyński, nyski propagator turystyki rowerowej regularnie co pół roku jeździ na Ukrainę, by odwiedzić mieszkającą tam swoją rodzinę i mnóstwo przyjaciół oraz groby pochowanych swoich najbliższych. Regularnie też zdaje naszym czytelnikom relacje ze zmian i nastrojów panujących w kraju będącym w stanie wojny.

„Nowiny Nyskie” - Czy na granicy polsko ukraińskiej panuje cały czas duży ruch?
- O tak. Ja podróżuję do Lwowa pociągiem, który jedzie z Opola do Przemyśla, a następnie z Przemyśla do Lwowa, a biletów albo jeszcze nie ma albo już nie ma. Ruch w obie strony jest bardzo duży – głównie matek z dziećmi i mężczyzn po sześćdziesiątce, którzy nie podlegają werbowaniu na front.
- Ale Zełenski pozwolił młodym Ukraińcom w wieku 18 – 22 lat opuścić kraj…
- Zgadza się. Pozwolił z tego powodu, że młodzież jest przeciwko niemu i nie chce takiego prezydenta, a on chcąc pozbyć się balastu postanowił wypuścić swoich przeciwników i pokojowo się ich pozbył. Ukraińcy już nie chcą prezydenta Zełenskiego. On bowiem pozbył się najwartościowszych ludzi. Po pierwsze głównodowodzącego sił zbrojnych gen. Wałerija Załużnego, który cieszył się największym poważaniem. Ale w tej chwili jest stan wojenny i będzie tak jeszcze długo i nowych wyborów nie będzie.

- Panie Michale, jeździ Pan na Ukrainę regularnie co pół roku, praktycznie od początku wojny. Posiada Pan więc doskonałą skalę porównawczą do jakich zmian dochodzi w przeciągu tych kolejnych miesięcy…
- Zmieniło się bardzo dużo na niekorzyść. Na ulicach Lwowa widać coraz więcej inwalidów wojennych – ludzi bez rąk, bez nóg. To bardzo przygnębiający widok. W sklepach towary poważnie zdrożały. Drożeją nieustannie. Jednocześnie na półkach sklepowych jest bardzo dużo towarów z polskimi etykietami – zarówno w małych sklepach, które my nazwalibyśmy osiedlowymi jak i dużych marketach. Faktem jest, że oni sprowadzają towar samochodami dostawczymi z Polski na granicę. Nie ma problemu z przewozem. Wystarczy dać na granicy łapówkę. Na Ukrainie wszyscy biorą i wszystkim trzeba dać. Wszędzie. Naprawdę. Nikt oczywiście tego nie widzi, ale to jest bardziej niż powszechne. Oni po prostu dają do zrozumienia…
Prosty przykład. Dojechałem do Lwowa o godz. 2.00 po północy kiedy obowiązuje godzina policyjna, a co za tym idzie z dworca głównego we Lwowie nie można się nigdzie poruszać. Dopiero po godz. 5.00 następuje ruch w różnych kierunkach. Godzina policyjna nie przeszkadza stacjonować pod dworcem i jeździć taksówkarzom. Widocznie taksówkarzy godzina policyjna nie obowiązuje pod przykryciem np. konieczności dojazdu do szpitala.
Łapówki biorą lekarze, którzy wystawiają zaświadczenia starszym paniom, które rzekomo muszą jechać do Polski na leczenie, ale nie mogą podróżować same, lecz pod opieką. I tymi opiekunami są członkowie rodziny - mężczyźni w sile wieku, którzy w Polsce zostają lub jadą dalej na Zachód.
Trudno też dotrzeć ze Lwowa do granicy. Ja już kolejny raz skorzystałem z taksówki, za którą zapłaciłem równowartość 200 zł. Jakieś 10 km przed granicą jest przeprowadzana kontrola wszelkich pojazdów. Natomiast na granicy jest osobne przejście dla Ukraińców i osobne dla Polaków. Z tego dla naszych rodaków korzystają też Ukraińcy studiujący w Polsce. 

- Mówił Pan o powszechnym łapówkarstwie. Pewnie dotyczy to także zatrudnienia, pracy…
- Tak. Bardzo. Tym bardziej że zwykli ludzie nie mają z czego żyć. Ukrainiec cieszy się jeśli może pracować. Mój brat, który zmarł rok temu otrzymywał emeryturę o równowartości 220 zł. Teraz ludzie dostają emerytury w granicach 350 zł. Wnuk mojej siostry, który ma 17 lat wyjechał do Czech. Został wciągnięty przez wujka… i tak jeden drugiego wciąga, załatwia, pomaga.

- Z czego więc żyją, skoro podstawowe produkty drożeją, a ich świadczenia są wręcz głodowe?
- Wyprzedają swój majątek stojąc na chodniku. Powszechne jest, że kobiety ze wsi przyjeżdżają do Lwowa z płodami rolnymi, z mlekiem, z serami, z kwiatami. Stoją całymi dniami. Jak nie sprzedadzą towaru to zabierają ze sobą z powrotem, albo rozdają. 

- Podczas swoich pobytów na Ukrainie rozmawia Pan z wieloma ludźmi – także z kręgów Uniwersytetu Lwowskiego. Co oni mówią o wojnie, bo można odnieść wrażenie, że coraz mniej rozumiemy ten konflikt…  
- Rzeczywiście, żeby zrozumieć co się tam dzieje trzeba tam żyć i znać ich mentalność. Wojna się szybko nie skończy. Dopóki będzie żył Putin ona się nie skończy, a on już ma następców. Ci, którzy dorwą się do władzy już jej nie opuszczą. 
Jeśli chodzi o Ukraińców w Polsce to jestem za odstawianiem ich na granicę – jak to miało miejsce z tymi, którzy rozrabiają, niewłaściwie się zachowują. A tam od razu do wojska. Bo teraz biorą do wojska wszystkich. W armii jest też olbrzymia rzesza kobiet, które zachęca się do wstąpienia w szeregi wojska. Natomiast te, które mają wykształcenie medyczne są wcielane automatycznie. Tak było z wnuczką mojej znajomej – prawdziwa wojowniczka, czterokrotnie odznaczona, była ranna.
Ludzie, którzy wstąpili do armii świadomie są odważni. Drugą stroną medalu jest to, że im naprawdę dobrze płacą. Gdyby zaś doszło do kalectwa i śmierci to świadczenie dalej jest wypłacane rodzinie. Oczywiście cały czas wyłapywani są na ulicach ludzie, których wciela się przymusowo do armii. Np. jedzie samochód, który jest zatrzymywany, sprawdzane są dokumenty jadących, zaświadczenie o zatrudnieniu i wykonywany jest telefon do pracodawcy – sprawdzane jest czy rzeczywiście dany człowiek tam pracuje, czy jest niezbędny. To samo dotyczy autobusów, czy innych środków transportu. Sprawdzani są także mężczyźni na ulicy. Oczywiście dotyczy to tych w wieku poborowym - do 60 roku życia. Ale również ci, którzy przekroczyli ten wiek są zachęcani do powrotu do armii. Taki powrót wiąże się z awansem i oczywiście z pieniędzmi. Mężczyźni mieszkający na wsi boją się przyjechać do miasta, bo obawiają się wcielenia do wojska.
Byłem niedawno na Podlasiu i widziałem jak tamtejsi mieszkańcy biorą Ukraińców do siebie do domu, a potem przyjeżdża po nich transport i za dostarczenie na granicę z Niemcami muszą zapłacić 500, czy nawet 1000 dolarów.
Na Ukrainie nastąpiło bardzo duże rozwarstwienie. Członkowie mojej rodziny cieszą się, że mają samochody, ale te samochody mają 30 lat, a po Lwowie jeżdżą takie auta, że można nabawić się zawrotu głowy. Zresztą jest potwierdzone, że na Ukrainie przybywa nowych aut. 

- Za każdym razem kiedy jest Pan we Lwowie robi Pan kolejne zdjęcia dokumentujące aktualną sytuację, kupuje Pan aktualną prasę… Tym razem też tak było?
- We Lwowie staram się robić zdjęcia, żeby dokumentować zmiany. 6 września w archikatedrze lwowskiej odbyła się wielka uroczystość z okazji 650 rocznicy tej świątyni. Był delegat z Watykanu, ogromna uroczystość, w której również wziąłem udział. 
A to jest ostatnie zdjęcie z cmentarza wojskowego – las grobów młodych ludzi. Na każdym grobie flaga i zdjęcie. Kiedy byłem na przełomie marca i kwietnia to było ich 986. Wszystkie nazwiska poległych znajdowały się na tablicy. Teraz tablicy już nie ma, bo ilość nazwisk na pewno źle wpływałaby na ludzi. Tablica znajduje się wewnątrz budynku, który znajduje się przy cmentarzu. Wchodzą tam tylko członkowie rodzin spoczywających tam żołnierzy. 
Z kolei w telewizji często pokazywane są reportaże o młodych ludziach, którzy zostali poważnie ranni w czasie walk, którzy stracili kończyny, ale mimo tego są uśmiechnięci.

Rozmawiała Agnieszka Groń
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do