Reklama

Nasze obroty spadły o 70 proc.!

Nowiny Nyskie
17/04/2019 12:48

Właściciele sklepów i punktów usługowych przy ul. Piastowskiej i w bezpośrednim sąsiedztwie tego rejonu Nysy mają nadzieję, że wraz z zakończeniem remontu zaczną wracać do nich klienci. – To był dla nas bardzo ciężki czas – nie było utargu i nie było też ulg. W dodatku remont przedłużył się o pół roku! – mówią zgodnie handlowcy.

Przypomnijmy, że ul. Piastowska została zamknięta dla ruchu w grudniu 2017 roku. Starostwo zapowiadało początkowo, że prace będą prowadzone przez rok. Dziś wiadomo, że trwały zdecydowanie dłużej – pół roku dłużej. Dla właścicieli tutejszych sklepów i punktów usługowych to był prawdziwy horror. Nikt bowiem nie zwolnił ich chociażby z opłacania ZUS-u, nikt nie zrekompensował strat wynikających ze zmniejszonej ilości klientów. A było ich przez ten czas naprawdę niewielu – nawet o 70 proc. mniej niż przed rozpoczęciem przebudowy. - Jestem tutaj od lipca 2017 roku. Byłam świadoma tego, że będą prace, że pewnie moje obroty spadną i przygotowałam się na to, ale nie spodziewałam się, że potrwa to tak długo! Przecież tutaj każdy właściciel sklepu dokładał co miesiąc do interesu, więc półroczny poślizg w oddaniu ulicy to dla nas była katastrofa. Było ciężko, nie udawało się uzbierać na ZUS – mówi właścicielka działającej na ul. Piastowskiej kwiaciarni pokazując ustawioną na ladzie skarbonkę na napiwki z napisem… „na ZUS”. - Wyrzucałam bardzo dużo kwiatów, a obroty spadły o ok. 60-70 proc., jeśli nie więcej, bo ciężko to dokładnie oszacować. - Tym bardziej, że kwiaciarnia to specyficzna działalność – świeże kwiaty muszę mieć cały czas, bo przecież muszę zaoferować dobry towar klientowi i muszę sprzedać go w krótkim czasie. Droga była zamknięta i nie było nie tylko klientów, ale nawet dostawcy tutaj nie dojeżdżali. Musiałam sobie sama poradzić ze wszystkim. Teraz trzeba mieć nadzieję, że będzie lepiej - stwierdza.
Właścicielka kwiaciarni dodaje, że jedyny gest dobrej woli handlowcy odczuli ze strony Spółdzielni KEN. – Wszystkie lokale w tym ciągu należą pod spółdzielni, która naliczyła nam ulgę w podatku, ok. 100 zł miesięcznie. Wiadomo, że była to inwestycja starostwa, więc wysłaliśmy do nich 14 września ubiegłego roku – za pośrednictwem kancelarii – pismo. Żadnej odpowiedzi jednak nie otrzymaliśmy i dopiero po naszym ponagleniu, po drugim piśmie przed świętami Bożego Narodzenia otrzymaliśmy odpowiedź - opowiada.
Z chronologii wynika, że pierwsze pismo trafiło do poprzedniego zarządu powiatu, a drugie do nowych władz. Właścicieli sklepów to jednak nie obchodziło z kim korespondują, tylko to, co jest tematem ich korespondencji. - Wnosiliśmy o zadośćuczynienie za nasze straty nie konkretyzując jednak szczegółów – opowiada dalej właścicielka sklepu. – Liczyliśmy, że zostanie zorganizowane spotkanie, na którym to omówimy. Pisemna odpowiedź starostwa była długa, ale mało konkretna. Wyłożono nam, że dostęp do naszych sklepów jest, że to co będzie kiedyś - a więc po otwarciu ulicy - zrekompensuje nam ewentualne obecne straty, bo wtedy klientów będzie więcej. I tyle – kwituje nasza rozmówczyni.
Podobne słowa o stracie klientów, a co za tym idzie spadku obrotów mówi także właścicielka sklepu z ozdobami okien. – To był znaczący spadek, z pewnością więcej niż połowa – mówi Anna Batko. - Były momenty, że nikt tędy przez cały dzień nie przechodził, pomijając fakt, że było strasznie gorąco, tumany kurzu… Cieszymy się, że to się kończy. Zapewniano nas na początku, że otrzymamy jakieś ulgi, ale oprócz tych ze spółdzielni nie było nic. Moja sytuacja była o tyle lepsza od sąsiadów, że część mojej działalności załatwiam w domu klienta, ale bywały dni, że nie przychodził nikt. Mam nadzieję, że zamykamy temat i będziemy mogli o tym złym czasie zapomnieć – dodaje.
Jowita Chudy prowadząca sklep z butami dla dzieci "Buciorek", wykonująca wcześniejsze pomiary małych stóp otworzyła działalność przy ul. Piastowskiej w lipcu ubiegłego roku, a więc już w czasie trwania remontu. - Liczyłam, że do października klienci „oswoją się” z naszą działalnością w tym miejscu, a od października ruszymy pełną parą. Stało się jednak inaczej. Termin jest terminem i dla nas nieistotne były przyczyny opóźnienia oddania ulicy, ale sam fakt, że to nastąpiło. Koszty działalności handlowej w tym miejscu są przecież stałe. My dopiero teraz włączymy nasz licznik, bo nawet trudno było dojść tutaj matkom z wózkami. Mam nadzieję, że teraz ta ulica ożyje – dodaje właścicielka.
Nasza kolejna rozmówczyni – właścicielka sklepu z odzieżą męską z ponad dwudziestoletnim „stażem” na ul. Piastowskiej zauważa jeszcze jedną istotną kwestię. - Teraz trzeba będzie poczekać rok, żeby klienci ponownie do nas wrócili, znowu się do nas przyzwyczaili. Kiedy tutaj już dotarli opowiadają, że nie chciało się im tu iść, bo kurz, hałas, nie mogli zaparkować w pobliżu samochodu i robili zakupy gdzie indziej. Na mojej branży bardzo się to odbiło. To był spadek rzędu 70 proc. obrotów. Do stycznia miałam pracownika, a od stycznia już go nie mam, bo po prostu nie było mnie stać – dodaje licząc, że dla handlowców z ul. Piastowskiej otwarcie ulicy będzie oznaczało otwarcie nowej, lepszej rzeczywistości.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do