
Od momentu ataku na Ukrainę nie mogę spać - mówi nysanin Michał Raczyński, którego rodzina mieszka w bombarodwanym Mariupolu.
„Nowiny Nyskie” – Jest Pan znaną osobą w Nysie i wszyscy wiedzą, że ma Pan bardzo rozległe kontakty na Ukrainie – rodzinę, przyjaciół – miłośników turystyki kolarskiej. Czy ma Pan z nimi kontakt?
- Mam dużą rodzinę w Mariupolu, o której losie aktualnie nic nie wiem, nie mam z nimi kontaktu i to mnie niezwykle martwi. Mam przyjaciół w Kijowie i we Lwowie i z nimi na szczęście mam kontakt. Od momentu ataku na Ukrainę rozmawiamy przez Skype codziennie i za każdym razem mówimy sobie „do usłyszenia jutro”. Mam też brata na Podolu, który z kolei ma dwóch zięciów i syna walczących na froncie. Z kolei od nieżyjącej już siostry żyje tam siedmiu wnuków i dwóch zięciów. Wszyscy też są w wojsku. Jeden z wnuków jest ranny. Od momentu ataku na Ukrainę nie mogę spać, trzęsą mi się ręce…
- Czy ktoś do Pana przyjedzie – może już jest w drodze?
- Bardzo nad tym ubolewam, ale nikt z mojej rodziny nie przyjedzie do mnie do Polski. Mieszkają na wsi, mają swoje gospodarstwa, domy. Oni się boją dwóch spraw jeśli chodzi o swój majątek – grabieży opuszczonych domów i zajmowania ich przez dywersantów rosyjskich.
Mam tam także przyjaciół - dziennikarzy. Oni są w drodze do Polski. Nie wykluczam, że jedna z osób trafi do mnie. Wczoraj rozmawiałem z moim przyjacielem Tarasem ze Lwowa i opowiadał mi, że dywersanci dają dzieciom farby, a dzieci z nudów malują na chodnikach nie wiedząc, że zaznaczają punkty do ataku. Według ich słów dywersantów jest tam bardzo duża liczba. Mówi się oficjalnie, że ok. 20 proc. wszystkich Ukraińców sympatyzuje z Putinem. Dochodzi do takiej sytuacji, że rozmawiasz z człowiekiem i nie wiesz kim on jest. Ludzie boją się nawzajem.
Kiedy w sobotę mój przyjaciel z Kijowa wraz z innymi wszedł do schronu to wyszedł dopiero po południu w poniedziałek. Ja bardzo obawiam się o rodzinę. Znajoma dziennikarka nie śpi w mieszkaniu nawet jeśli nie obowiązuje alarm – ona śpi na korytarzu tak jak i inni ludzie. Jeśli nastąpi wybuch w okolicy szyby wlatują bowiem do wnętrza i ranią, albo nawet zabijają ludzi, którzy są w środku. Strach, strach, strach…
- Od kilku tygodni mówiło się, że Putin chce zaatakować Ukrainę, że czeka tylko na zakończenie olimpiady. Czy Ukraińcy – Pana rodzina, przyjaciele wierzyli, że naprawdę do tego dojdzie?
- Tak naprawdę nie wierzyli, że do tego dojdzie, dlatego nie wszyscy przygotowali się chociażby gromadząc żywność i wodę.
- Wszyscy wiemy jakie humanitarne pospolite ruszenie wywołała wojna w Polsce. W polskim społeczeństwie – przy tym ogromnym sercu - nie ma jednak jedności jeśli chodzi o Ukrainę. Żyją osoby – chociaż już nieliczne – które przeżyły rzeź wołyńską, potomkowie zamordowanych w bestialski sposób. Mają żal, że na Ukrainie współcześnie były stawiane pomniki banderowcom, którzy traktowani byli jak bohaterowie narodowi?
- Jak się wszystko skończy Ukraina powinna zdecydowanie zweryfikować swoje stanowisko dotyczące tej kwestii. Przez ponad trzydzieści osiem lat wysłałem 2 tys. zaproszeń dla Ukraińców - od Władywostoku, Murmańska po Lwów. Zawsze słyszałam słowa: „Komu ty pomagasz? Banderowcom?!” Banderowcy żyli też koło mnie. Dopiero sześć lat temu umarli. Kiedy przyjeżdżałem do siostry nieraz słyszałem od nich groźne słowa „co ty tu robisz?” Pytali ile nas jeszcze jest. A ja odpowiadałam, że… 40 milionów.
Nawet moja droga z drogą życiową brata rozeszły się na długo w 1956 roku, bo on chwalił tamten system. Mieliśmy wtedy 15 i 16 lat. Potem on służył w wojsku rosyjskim, a ja polskim... Myślę, że czekają nas antagonizmy – również te ukraińsko – ukraińskie. Dzisiaj rano otrzymałem informację ze Lwowa, że Ukraińcy, którzy tutaj mieszkają dłużej, tutaj pracują są niezadowoleni z zachowania swoich rodaków, którzy przyjechali teraz, bo niektórzy źle się zachowują i psują im opinię.#
Rozmawiała Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie