
Dwa razy jednego dnia szukał pomocy w nyskim szpitalu i dwa razy został z niego odesłany do domu. Dzień później w ciężkim stanie zabrała go karetka pogotowia. Kilka godzin później 14 latek zmarł. Po badaniach okazało się, że przyczyną śmierci był krwotok wewnętrzny, spowodowany rozerwaniem tętniaka. Zdaniem specjalistów medycyny sądowej lekarz, który go badał popełnił błąd w sztuce.
Przed nyskim sądem od 2011 r. toczy się proces nyskiego lekarza, którego prokuratura oskarżyła o nieumyślne narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W sprawie zamówiono trzy ekspertyzy lekarskie. Pierwsza z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, niekorzystna dla lekarza, była podstawą aktu oskarżenia. Druga podważyła pierwszą, dlatego sąd zlecił trzecią. Ta znów wskazała błędy lekarskie.
Proces trwa lata
Kamil Juraszek miał 14 lat, kiedy w październiku 2008 roku zmarł w nyskim szpitalu. Prokuratura zajęła się sprawą rok później, a dopiero w 2011 r. wniosła do sądu akt oskarżenia przeciwko nyskiemu lekarzowi, który przyjmował chłopaka na oddziale ratunkowym. Zdaniem śledczych nie udzielił on chłopcu należytej pomocy, nie przeprowadził badań, a zamiast zostawić na obserwacji, odesłał dwukrotnie ze szpitala do domu.
- Od śmierci syna minie w tym roku 7 lat, a proces nadal się nie zakończył. W tym czasie odbyło się zaledwie 7 rozpraw, a sąd zamówił 3 ekspertyzy lekarskie. Dwie wskazują na winę lekarza – zdradza nam Krzysztof Juraszek, ojciec zmarłego Kamila. W tym czasie zmienił się też prokurator. - Nawet nie zostaliśmy o tym poinformowani, dopiero na rozprawie się dowiedzieliśmy. Żona jest oskarżycielem posiłkowym, a nowa prokurator ani razu się z nami nie kontaktowała – zwraca uwagę. Kolejną rozprawę zaplanowano na lipiec br. - Żona chodzi na każdą rozprawę, ja nie mogę, byłem na jednej. Tyle wycierpieliśmy i dalej cierpimy. Cały czas mamy przed oczami obraz syna, jak zwijał się z bólu, jak był reanimowany w domu, jak zabierało go pogotowie, aż w końcu telefon, że nie żyje – mówi Krzysztof Juraszek.
Cierpienia rodziców
- Ile to się może jeszcze toczyć? Za każdym razem przypominają mi się te czarne chwile, kiedy mój syn konał. Cały czas to przeżywam, jakby to było wczoraj – Małgorzata Juraszek nie kryje, że cały czas czuje rozpacz i rozgoryczenie, że lekarz nie pomógł jej dziecku. - Przecież mógł zrobić mu więcej badań, dlaczego nie zostawił go w szpitalu, skoro dwa razy przyjechaliśmy z bolącym brzuchem. To było jeszcze dziecko, którym trzeba się szczególnie zająć, a nie dać lekarstwo i kazać iść do domu – mówią rodzice. Po latach procesu nadal mają oni mnóstwo pytań, które pozostają bez odpowiedzi. Lekarz ani razu się z nami nie kontaktował, ani razu nie podszedł, nie powiedział jak było.
- My chcemy tylko sprawiedliwości, ale coraz mniej w to wierzymy. To się ciągnie tak długo! - zaznaczają.
Profesorowie wskazują błędy
W najnowszej opinii, która trafiła do sądu w Nysie, specjaliści medycyny sądowej z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego jednomyślnie stwierdzają że, „zachowanie lekarza Wojciecha R. w stosunku do chorego dziecka, zarówno w czasie pierwszej wizyty w szpitalu, jak również w czasie drugiej wizyty było niezgodne z zasadami wiedzy medycznej. Lekarz w stosunku do 14 letniego Kamila nie zachował należytej ostrożności lekarskiej. U dziecka „z ostrym bólem brzucha” nie przeprowadził dokładnego badania lekarskiego, nie zlecił wykonania niezbędnych w takich przypadkach badań dodatkowych, nie wykonał obowiązującego w takich przypadkach badania USG jamy brzusznej. Wypisał bezzasadnie dziecko do domu bez rozpoznania przyczyny ostrego bólu brzucha, nie przyjął dziecka do szpitala celem dokładnej obserwacji lekarskiej”, czytamy w ekspertyzie. Zdaniem jej autorów źle zinterpretowano wyniki badań, czego dowodem było to, że lekarz diagnozował problemy przewodu pokarmowego, podczas gdy przyczyna bólu tkwiła, gdzie indziej.
„Dziecko należało bezwzględnie hospitalizować. Odesłanie dziecka do domu naraziło je na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub wystąpienie u niego ciężkiego uszczerbku na zdrowiu” stwierdzają specjaliści medycyny sądowej – dwóch z tytułami profesorskimi, trzeci doktor nauk medycznych.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie