
Agnieszka i Marek Fertałowie z Pokrzywnej już wielokrotnie gościli na naszych łamach relacjonując swoje niekonwencjonalne wyprawy – bliższe i dalsze. Zaledwie kilka dni temu wrócili z rodzinnych wakacji (z trójką swoich dzieci) spędzonych w Bułgarii. Jeśli komuś wakacje w tym kraju kojarzą się wyłącznie ze Złotymi Piaskami i Słonecznym Brzegiem, to po przeczytaniu relacji państwa Fertałów zmieni zdanie. Bułgaria to także miejsce na przeżycie przygody.
Państwo Fertałowie zawsze bowiem sami decydują gdzie pojadą, co zobaczą i nigdy nie są to łatwe wyprawy z noclegami w wielogwiazdkowych hotelach. Zależy im na poznaniu i pokazaniu swoim dzieciom prawdziwego oblicza danego kraju. Tak też było i tym razem.
Trochę liczb
Jak podsumowuje pani Agnieszka podczas 17 dni przejechali 5000 km, spalając 550 litrów paliwa. Wszystkie noce spędzili „na dziko” w namiocie, bez łazienki, wydając zero złotych na noclegi. Razem z dziećmi spali w górskim lesie na wysokości 1360 m n.p.m. pełnym (!) niedźwiedzi. Zdobyli dwa najwyższe szczyty Bułgarii, kąpali się w krystalicznych wysokogórskich jeziorkach powyżej 2 tys. m n.p.m. Spali kilka nocy na dzikiej plaży z wyjącymi szakalami, a w dzień przypływały do nich delfiny. Zajadali się pyszną kuchnią bułgarską pełną warzyw, owczego sera i owoców morza. Zobaczyli klimatyczne starożytne miasteczka od zachodu po wschód, kilka muzeów archeologicznych i etnograficznych. Zjechali bułgarskie wybrzeże od Warny po Sozopol, spędzając czas na piaszczystych plażach i klifach. Odwiedzili rezerwat tańczących niedźwiedzi w Górach Riła. Zwierzęta te były wcześniej wykorzystywane w cyrkach, uratowane tutaj znalazły schronienie.
Bez gór nie ma podróży
Państwo Fertałowie przedkładają góry nad morze. Podczas ich wypraw to właśnie te pierwsze są na pierwszym planie. Zdobyli najwyższy szczyt Bułgarii i całych Bałkanów - Musała 2925 m n.p.m. Można powiedzieć, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Latorośl państwa Fertałów dała radę!
- Przez całą drogę nie usłyszałam ANI RAZU, że za daleko, że bolą nogi! ANI RAZU! Szli dzielnie całą drogę, oprócz 3,5-letniej Gabrysi, ale jej można wybaczyć większość drogi w nosidle. Tutaj brawa dla Marka. Co prawda skorzystaliśmy z kolejki gondolowej i część drogi od dołu przejechaliśmy, ale ta najbardziej stroma i skalista została zaliczona przez nas! Tym bardziej, że dzień wcześniej zrobiliśmy trekking z 1360 m n.p.m. na 2300 m n.p.m. i z powrotem, czyli 900 m przewyższenia. Zdobywanie Musały rozpoczęliśmy dopiero o godzinie 11.00 z powodu ogarniania naprawy mechanicznej naszego Mitsubishi. Możecie sobie wyobrazić, jakie mieliśmy tempo, żeby zdążyć wejść i zejść! Pogoda nam dopisała, choć było upalnie w niższych partiach gór. Trasa zajęła nam ok. 6h z jednym mikroprzystankiem. Na więcej nie było czasu – relacjonuje pani Agnieszka.
Wielki Karol
Gór nigdy za wiele. Postanowiła zdobyć Wichren 2914 m n.p.m. – najwyższy szczyt Pirynu, drugi najwyższy szczyt Bułgarii i trzeci na Bałkanach, mitologiczną siedzibę boga piorunów.
- Wypad miał być solo, ale Karolek stwierdził, że bardzo chce iść i tak oto zrodziła się całodniowa wyprawa, mama plus syn – relacjonuje dalej pani Agnieszka. - Góry Piryn są uznawane za jedne z najpiękniejszych w Europie i rzeczywiście takie były. Początkowo było upalnie i bardzo stromo. Całą drogę szło się po skałach. Pojawiły się chwile zwątpienia, ale wspólnie wspierając się szliśmy do przodu. Synek zbierał brawa od bułgarskich turystów. Na szlaku było mało ludzi, a stada kozic mijały nas kilkukrotnie. Karol miał moc ich przyciągania. Tylko jego się nie bały. A kiedy skończyła się nam woda to ON, szybko wytropił górski strumień. Trzy godziny zajęło nam dojście na szczyt szybkim tempem. Zrobiliśmy 1000 metrów przewyższenia. Na szczycie spędziliśmy dobre pół godziny, mimo zimna - 9 stopni – dodaje pani Agnieszka nie kryjąc dumy ze swojego 6,5-letniego syna.
Wycie szakali, stado wilków
17-dniowa podroż po Bułgarii nie obyła się także bez delektowania się morskimi klimatami.
– Znaleźliśmy zakątek w Bułgarii dla off–roadowców. Piękna przyroda, klif, pustki, cieplutkie morze i żółty piasek. Raj. Tylko, że za dnia. Po zmierzchu wyszło szydło z worka. Stado dzików, wyjące szakale na klifie. Dla starszych dzieci szakale to nie nowość, bo wyły przy namiocie w Azerbejdżanie, Armenii, Gruzji, Albanii… Najmłodsza przeżywała, bo tamtych szakali już nie pamiętała.
Wszędzie są dobrzy ludzie
Nie obyło się też bez innych przygód. – To miał być spokojny wieczór - dojazd do jeziorka i odpoczynek. Przejechaliśmy jednak jeszcze kilkaset metrów i… zapadliśmy się w bagnie. Całą piątką zaczęliśmy szukać kamieni i gałęzi, by zbudować podjazd. Godzina walki i nic to nie dało. Robiło się już ciemno. Ruszyliśmy w poszukiwaniu pomocy. Dotarliśmy do małej działki z wojskowa przyczepą, na której urzędował ojciec i 10-letni syn. Obok było zaparkowane stare Audi 80. Zdecydowali, że chętnie pomogą. Bułgar dopił resztę 0,7 l i odpalił auto. Niestety jego audi nie zdołało wyciągnąć naszego Mitsubishi, ale gość przypomniał sobie, że ma starego UAZ-a, który na pewno da radę. Obiecał, że niedługo wróci z pomocą. Zostaliśmy sami, a ja zarządziłam kolację. Zgłodnieliśmy i chleb z masłem, owczym serem i warzywami smakował wybornie. W tym czasie dotarł Bułgar. Jego syn zdążył nawiązać dobry kontakt z naszym Karolkiem. Nie wierzyłam własnym oczom, bo gość przyjechał moim ulubionym modelem UAZ–buchanką!!! Niestety buchanka nie chciała odpalić i znów morale opadły. Po wielokrotnym wysiłku udało się – buchanka ruszyła z impetem, wyciągając Mitshubishi z błota. Pan Bułgar nie chciał od nas ani grosza i cieszył się, że mógł pomóc. Odjechał z polskim piwem… - relacjonuje Agnieszka Fertała.
Zebrała Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bułgaria jest świetna, ale omijać trzeba kurorty