
Lubią podróżować i zwiedzać, ale leżenie na basenie czy na plaży to nie dla nich. - Za każdym razem odwiedzając kolejne państwo staramy się jak najgłębiej poznać dany kraj pod względem krajobrazu, życia ludzi, kuchni – mówi nyska rodzina. Taka idea przyświecała im przy wyborze kierunku wyjazdu na tegoroczne wakacje. Małżeństwo nysan wybrało egzotyczny jak dla Polaków kierunek jakim jest Jordania.
To nie jest miejsce dla ludzi
Zacznijmy od najbardziej przyziemnych kwestii, które jednak miały wpływ na organizację wyjazdu. – Moja żona jest doskonałym organizatorem i to ona wszystko zarezerwowała, przeanalizowała, zaplanowała. W przypadku kontaktu z Arabami warto przeprowadzić takie rozmowy i negocjacje za pomocą komunikatorów. Ważne, aby z wyprzedzeniem kupić bilety lotnicze, bo to - przy samodzielnym planowaniu podróży - determinuje resztę planów.
Wspomniana przyziemna kwestia to oczywiście także, a może przede wszystkim, koszt takiej podróży. Tygodniowy pobyt w Jordanii dla trzech osób z wynajęciem samochodu, przelotem, z noclegami i wyżywieniem kosztował nyską rodzinę ok. 4,5 tys. zł. Nie jest to więc koszt zbyt wielki mając na uwadze dzisiejsze ceny wyjazdów na zagraniczne wczasy.
Nysanie przylecieli bezpośrednio do Ammanu, czyli stolicy kraju. – Byliśmy na miejscu o godz. 11.30, a więc niemal w samym środku dnia, ale po wyjściu z samolotu upał aż tak bardzo nas nie uderzył jakbyśmy się mogli tego spodziewać. Może dlatego, że my lubimy ciepło… - śmieje się nasz rozmówca. - Odebrał nas kierowca z wypożyczalni samochodów, co oczywiście już wcześniej mieliśmy umówione. Sami pojechaliśmy na pustynię Wadi Rum, która jest obszarem chronionym, wpisanym od 2011 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. To pustynia inna niż wszystkie – oczywiście piach gra tutaj rolę pierwszoplanową, ale jej krajobraz wzbogacają liczne skały z piaskowca i granitu. To tutaj nakręcono większość filmów, których akcja rozgrywa się na Marsie. Zobaczyć Wadi Rum było cudownie, ale można skomentować ten zakątek na Ziemi tak – powinien tu przyjechać każdy kto chce zobaczyć jak wygląda obszar nieprzyjazny życiu człowieka. Uwielbiamy podróżować, poznawać nowe miejsca, ale po tej konkretnej wyprawie nasuwa się konkluzja – błogosławieństwem jest to, że urodziliśmy się na tej szerokości geograficznej. I nie narzekajmy nigdy na szary, bury, deszczowy listopad. Odnosi się wrażenie, że tubylcy w tamtych okolicach żyją z tego co uda się im „wycisnąć” z turystów, a więc z organizacji noclegów, przejażdżek po pustyni, oprowadzenia…. Raczej nie powinno się pytać tubylca czy miałby to, czy tamto lub czy można coś kupić… Błyskawicznie obdzwoni bowiem wszystkich kuzynów bliższych i dalszych, żeby zorganizować dany produkt, bo to oznacza PIENIĄDZE – dodaje nasz rozmówca.
Dla nysanina głównym marzeniem związanym z Jordanią był widok gwiaździstego nieba nad pustynią. – Zobaczyłem, nie zawiodłem się i byłem zachwycony. Widać jak na dłoni wszystkie konstelacje gwiazd, Drogę Mleczną. To była nieprzespana noc, ale wspaniała, pełna wrażeń - dodaje.
Wadi Rum to pustynia, ale jednocześnie zamknięty obszar, w którym pobyt nysanie także wcześniej zabukowali. Na tym obszarze znajdują się kampingi, namioty – przeróżne formy zakwaterowania dla turystów. Tam, gdzie akurat trafiliśmy warunki noclegowe były bardzo dobre - pokój, łazienka, czysto - bardzo przyjemnie. Widać, że Jordańczycy zdają sobie sprawę, że turystom europejskim i nie tylko trzeba zapewnić określony standard pobytu. Oczywiście nie mówię tutaj o hotelach pięciogwiazdkowych, chociaż pewnie i takie są, ale o warunkach dla takich turystów jak my, którzy chcieli po prostu zobaczyć życie Jordanii. Chcę dodać, że nie odczuliśmy problemów z wodą – wszędzie można ją kupić. Piliśmy wyłącznie butelkowaną, żeby uniknąć żołądkowych niespodzianek. Śmialiśmy się, że w Polsce od kilku lat nie kupiliśmy wody w plastikowej butelce, ale tutaj sytuacja nas do tego zmusiła. Płatności odbywają się gotówką - dolary raczej należy wymienić na dinary, ale w sklepach oczywiście można płacić kartą.
Walka o przetrwanie na ulicy
Skoro byliśmy już przy sprawach prowadzenia samochodu. - Odnosi się wrażenie, że w miastach jordańskich płynie wielka rzeka pojazdów. Wszyscy jadą co prawda powoli – dużo wolniej niż w Polsce, ale też bez widocznego przestrzegania konkretnych zasad ruchu drogowego. Pieszy chcąc przejść na drugą stronę ulicy musi stoczyć walkę o przetrwanie, „przebijać się” między pojazdami. Ja – ze swoim polskim nawykiem – zatrzymywałem się, żeby przepuścić człowieka na pasach. W zamian spotkałem się z dźwiękiem klaksonów jadących za mną pojazdów. Sami piesi też się chyba dziwili, że ktoś się ot tak zatrzymał. Podobnie było na skrzyżowaniu kiedy paliło się czerwone światło. Ja oczywiście zatrzymałem się, ale wszyscy za mną już tego nie zrobili, bo jeśli nikt nie jedzie to mimo czerwonego trzeba najwidoczniej wykorzystać ten moment – śmieje się nasz rozmówca dodając, że ruch w ramach wolnej amerykanki „jakoś się zazębia”, klakson jest równie ważny jak kierownica, nawet na autostradzie są progi zwalniające, a asfalt w Jordanii ma się dobrze, nie topi się mimo ogromnych upałów.
Spokojnie to tylko wystrzały
Nyska rodzina określa trasę swojej jordańskiej przygody jako „Jordania wzdłuż”. - Pojechaliśmy do Akaby, miasta w południowo-zachodniej części Jordanii, które jest jedynym portem morskim kraju. To jest rejon industrialny, strefa gospodarcza – swoiste okno na świat. Wjeżdżając tutaj odnosi się wrażenie jakby wjeżdżało się do innego kraju, trzeba mieć przepustkę. To okno na świat Jordanii, jedyny port. W tej strefie nie ma podatków - wszystko jest mniej więcej trzy razy tańsze niż w innych obszarach. Dla przykładu podam, że trzy litry Coca-Coli kosztowały 1 dinara, a więc ok. 7 zł. Za 7 dinarów kupowaliśmy obiad z napojami, którego nie byliśmy w stanie zjeść ze względu na obfitość. Co ciekawe – niestety ku niedogodności dla Europejczyków – w Jordanii nie można wypić piwa. Nie znaleźliśmy go ani w sklepach, ani w restauracjach. Wino było, ale już na samym końcu naszej podróży w Madaba, w enklawie chrześcijańskiej. W tamtejszej restauracji można było je kupić, ale kosztowało… 12 dinarów! Po prostu Jordania to kraj muzułmański…
Obserwując jordańską rzeczywistość nysanie opowiadają, że tubylcy są bardzo przyjaznymi, uśmiechniętymi ludźmi, ale mają jedną wadę, z którą trudno pogodzić się Europejczykowi - strasznie śmiecą, a wszystko ląduje na ziemi. – Co ciekawe, cały czas widać służby, które sprzątają ale za nimi już leżą śmieci w ilości dla nas niepojętej – mówi nasz rozmówca.
Pobyt w tej części Jordanii nysanie zapamiętają nie tylko ze względu na fakt, że jest ona diametralnie odmienna od części pustynnej. – Będąc w wodzie, ok. 30 metrów od brzegu usłyszeliśmy strzały z karabinu maszynowego, wypłynęły także łodzie, nad morzem pojawił się helikopter. Strzelano ostrą amunicją tak blisko ludzkich osiedli, tak blisko ludzi! W linii prostej od nas to ok. 1 km! W tej sytuacji ludzie w popłochu zaczęli uciekać. W naszej rzeczywistości, gdy wojsko prowadzi ćwiczenia, manewry, wszyscy cywile są odizolowani i bezpieczni, a tutaj… no po prostu tego nie zapomnimy – dodaje.
Cud wykuty w skałach
Będąc w Jordanii nysanie nie mogli nie zwiedzić bodaj najsłynniejszego miejsca w tym kraju – Petry, jednego z cudów świata. To ruiny miasta Nabatejczyków, którego rozkwit miał miejsce w czasach antycznych, III wieku p.n.e. do I w. n.e. Petra była wtedy stolicą królestwa Nabatejczyków. Petra w dużym stopniu była osiedlem wykutym w skale, co już jest cechą oryginalną w stosunku do innych miast. Położona jest w skalnej dolinie, do której prowadzi jedna wąska droga wśród skał i słynie z licznych budowli wykutych w skałach. Jak głosi przekaz pierwsi Nabatejczycy, którzy przybyli do tego miejsca mieszkali zazwyczaj w namiotach, które tworzyły dość luźne obozowisko wśród skał, oraz w naturalnych jaskiniach. Stopniowo, wraz ze zmianą trybu życia nowych mieszkańców z koczowniczego na osiadły, zaczęły wyłaniać się płaskie, białe budynki, jakich i dziś można wiele zobaczyć na terenie Jordanii. Nie brakło w Petrze również dużego teatru – jednej z najbardziej spektakularnych budowli świadczącej o rozwoju kulturalnym miasta. - Jeśli ktoś chce zobaczyć Petrę, mieć ją „na wyłączność” trzeba tam być o godz. 6.00 rano, bo wtedy jest tam pusto. Można tam spacerować wiele godzin i wtedy widać wspaniałość tego miejsca. Potem z każdą godziną przybywają tłumy turystów, robi się głośno, bo każdy Arab chce zostać twoim przewodnikiem. Bez wątpienia Petra musi się znaleźć na turystycznej drodze zwiedzających Jordanię – dodaje nysanin.#
Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
A ile trzeba zarabiać, aby pozwolić sobie na taki "arabski luksus" ?
zanim zaczniesz "zarabiać" to pierwsze musisz skończyć szkole i pracować....... a nie być na czterodniowym programie pilotażowym.......
Całość kosztów: bilety lotnicze, noclegi, wynajęcie auta, koszty paliwa, jedzenia, jordan pasów, pustyni, arbuzów i co tam trzeba, zamknęło się w kwocie 6000 tys. zł. Ile trzeba zarabiać? - nie wiem. Nie zarabiamy dużo, lecz lubimy i umiemy podróżować.
Do stefek i wandzia. Szkołę ukończyłem, pracowałem, przeszedłem na emeryturę i piszę w miarę poprawnie . Kupcie sobie nowy komputer. Taki, który ma klawisz Alt !
Panie Janie pewno trzeba być radnym patrz Urząd Miasta Nysy żeby pozwolić sobie na takie wycieczki lub burmistrzem a później się chwalić zaraz jeszcze dodatek wezmą za promowanie Miasta Nysy w Jordanii .
Macie bardzo smutne życie jak nie stać was na zagraniczne wakacje. Ale Bałtyk czy jezioro też mogą być fajne jak ktoś tylko po Polsce się buja :)
Nieprawda. Są ludzie z kasą, którzy kupują wycieczkę na wypasie, "all exclusive" i żłopią drinki przy hotelu basenowym, ale to nie my. Nie jesteśmy ani radnymi, ani urzędnikami, ani nawet znajomymi królika. Naprawdę można podróżować bez grubego portfela i perspektywy urzędowej "trzynastki" po urlopie.
Ale co można wymagać od ludzi co po angielsku znają jedynie coca-cola i lm light ? Zazdrosza po prostu innym i zawsze będą dogadywać. Typowe Polaczki Janusze