
Anna Mizia z Nysy wkrótce będzie obchodziła 106 urodziny! Chociaż trudno w to uwierzyć przyszła na świat 27 maja 1914 roku. Nasza redakcja odwiedziła panią Annę rok temu – z okazji jej 105 urodzin. Byliśmy u dostojnej nysanki również teraz, gdy czeka na swój kolejny jubileusz.
Niestety kilka tygodni temu pani Ania upadła w mieszkaniu i dotkliwie się potłukła. Na szczęście jednak nie doznała żadnego złamania. Po czterech tygodniach – dzięki troskliwej opiece córki Władysławy Zielińskiej - dochodzi do siebie i odbywa już krótkie spacerki opierając się na balkoniku. – To był dla mamy dobry rok. Oczywiście ma swoje leki, ale ten jej ostatni upadek to chyba bardziej ja przeżyłam. Martwiłam się, bo nie chciałam, aby mama – w czasie epidemii – musiała iść do szpitala. Na szczęście obyło się bez tego. Wiem, że muszę być zdrowa dla niej. Strasznie jednak przeżywam tę sytuację – to, że rodzina ogranicza wizyty. Nie oglądam też tych stresujących wiadomości, mimo że wcześniej byłam ze wszystkim na bieżąco. Siadamy sobie po prostu z mamą i wypijamy kawę, przy czym mama zazwyczaj zbożową, ale od czasu do czasu rozpuszczalną – mówi patrząc z miłością na panią Anię.
Wspaniałe geny
Z pewnością to tylko kwestia czasu, aby pani Ania – przy tak troskliwej opiece córki - wróciła do doskonałej formy sprzed roku. Wtedy patrząc na twarz dostojnej jubilatki i na jej energiczny sposób w jaki porusza się po mieszkaniu przychodziła do głowy tylko jedna myśl - co za wspaniałe geny! Pani Anna miała bowiem więcej energii niż niejeden pięćdziesięciolatek. Jej dzień miał określony rytm, w którym nie mogło zabraknąć długiego snu, modlitwy, zjedzenia czegoś słodkiego, czy obejrzenia ulubionego codziennego serialu telewizyjnego... - O tutaj są zdjęcia z 101, 103, 104 urodzin mamy – pokazywała zdjęcia jubilatki pani Władysława. - Organizowaliśmy je w pobliskim lokalu, ale od jakiegoś czasu mama nie chciała już wychodzić, więc 105 urodziny organizowaliśmy już w domu. W tym roku pojadę z córką na zamówioną w intencji mamy mszę św. w naszej parafii – w kościele pw. św. Jana. To będzie 30 maja. Przyjęcia jednak ze względu na epidemię nie planujemy. Może jak to się wszystko skończy… Po raz pierwszy też same byłyśmy w czasie minionych świąt wielkanocnych – dodaje podkreślając, że mama bardzo cieszy się z wizyty wnuków, prawnuków i praprawnuków.
Niełatwe życie
Pani Anna urodziła się 27 maja 1914 roku w Jeleśni koło Żywca. Swojego ojca nigdy nie poznała. Była bowiem panieńskim dzieckiem. Jej ojciec poszedł na front I wojny światowej, gdzie zginął nigdy nie dowiedziawszy się o jej istnieniu. Tak naprawdę nie zna nawet jego imienia i nazwiska. Pani Ania miała jednak rodzeństwo, a konkretnie pięcioro rodzeństwa - trzy siostry i dwóch braci. Ona była druga w kolejności co do starszeństwa. Nikt jednak z Jej rodzeństwa nawet nie zbliżył się do pięknego wieku, który udało się osiągnąć nyskiej jubilatce. Starsza siostra pani Anny zginęła w wypadku pociągu na Śląsku, młodsza umarła cztery lata temu w Bielsku Białej mając 88 lat, zaś najmłodsza mieszkała w Nadziejowie, zmarła wiele lat temu.
W momencie wybuchu II wojny światowej pani Anna była już zamężną kobietą posiadającą dzieci. Wyszła za mąż za sąsiada ze wsi. - Mąż był bardzo dobry dla mnie, nigdy się nie kłóciliśmy – opowiadała naszej redakcji jubilatka, a Jej córka pokazywała zdjęcie ojca - bardzo szczupłego mężczyzny dodając, że zmarł 26 lat temu.
Wróćmy jednak do czasów wojny. Pani Anna wraz z mężem, najstarszym synem i panią Władysławą, która wtedy była kilkumiesięcznym niemowlęciem została zabrana na roboty do Niemiec, do Bawarii. Małżeństwo przez pięć lat (od 1940 do 1945 roku) było zmuszane tam do ciężki pracy fizycznej w gospodarstwie. Po zakończeniu wojny i powrocie do kraju młode małżeństwo nie mogło jednak wrócić do Jeleśni. Ich nowym miejscem na ziemi stał się Jodłów w gm. Otmuchów, gdzie przez lata prowadzili siedmiohektarowe gospodarstwo rolne. Doczekali się łącznie czwórki dzieci - oprócz wspomnianego najstarszego syna i córki Władysławy na świat przyszedł jeszcze kolejny syn i córka. Najmłodsze z dzieci pani Anny, córka Krysia urodziła się tuż po powrocie z Niemiec. Trudny powojenny czas, brak pożywienia, dostępu do lekarzy spowodował, że dziecko zmarło mając zaledwie dziewięć miesięcy. To jednak nie była ostatnia tragedia w życiu pani Anny - musiała pochować także innych swoich bliskich. To było zaraz po tym jak urodziła dziecko. Mama odwiedziła ją wówczas z 18-letnim bratem. Kiedy wracali do domu na zakręcie w Bukowie doszło do tragicznego wypadku. Brat pani Anny zginął na miejscu, a mama leżała w szpitalu. Z kolei najstarszy brat, który założył rodzinę we Wrocławiu zmarł dziewięć lat temu - dodaje pani Władysława.
Pani Aniu! W imieniu całej redakcji i oczywiście czytelników życzymy Pani jeszcze raz zdrowia i tego nieznikającego ciepłego uśmiechu oraz kolejnych praprawnuków. I już dziś wpraszamy się na kolejne urodziny.
W rodzinie siła
Jak już było wspomniane - 26 lat temu - po chorobie i amputacji nogi, zmarł także mąż pani Anny. Jeszcze przez dwa lata, z pomocą dzieci udawało się seniorce rodu samodzielnie żyć na wsi. Wcześniej gospodarka została zdana na Skarb Państwa w zamian za wyjątkowo niską emeryturę rolniczą. - Po tym czasie mama zgodziła się na sprzedaż domu i przeprowadzkę do Nysy, do mojego mieszkania. Strasznie trudno było się jej jednak przyzwyczaić do nowego, miejskiego życia. Przez całe życie musiała bowiem być w ruchu, coś robić... - dodaje pani Władysława, która z wielką troską i miłością opiekuje się rodzicielką. Tę miłość widać w każdym geście córki. - I zostałyśmy same... ale dobrze, że jest... - uśmiecha się do mamy.
Oczywiście stwierdzenie "zostałyśmy same" nie dotyczy świąt, weekendów i - obowiązkowo - urodzin nestorki rodu, na które przyjeżdża cała rodzina, nawet z zagranicy.
Po 105 urodzinach nestorki rodu całe mieszkanie wypełnione było kwiatami. Najbliżsi nie zapomnieli też o babci, prababci i praprababci - sprawiając jej największą radość - SŁODYCZE!
Jeszcze rok temu pani Ania potrafiła przygotować sobie sama posiłek, a jeżeli to robiła, to z pewnością było to coś słodziutkiego. Ale co ciekawe nie miała żadnego problemu z poziomem cukru we krwi. Oprócz tego na nic nie choruje, była w doskonałej kondycji. Samodzielnie korzystała z wanny i nawet w czasie kąpieli nie chciała niczyjej pomocy. Jedynie ma problem ze słuchem, ale korzysta z aparatu słuchowego - dodaje pani Władysława.
Pani Anna lubiła także porządnie się wyspać, ale jeszcze bardziej dobrze wyglądać. - Mama to niewyobrażalna strojnisia! - śmieje się córka jubilatki. – Oczywiście teraz przez upadek sytuacja się nieco zmieniła, ale z jej szyi do tej pory nie znikały naszyjniki, najbardziej lubi ten z perełek. Kocha także ubiory. Kiedy kupowałam jej jakiś ciuszek to zawsze umawiam się na możliwość oddania go do sklepu, bo mamie może się nie spodobać, może grymasić. Po prostu ma swój gust i tyle – śmieje się córka dostojnej jubilatki.
A jak wiadomo nie tylko strój zdobi kobietę, ale także... fryzura. Dlatego do mieszkania co jakiś czas zapraszana jest pani fryzjerka, której umiejętnościom ufa seniorka. Obie panie czekają na możliwość skorzystania z domowej usługi zaufanej fryzjerki.
- Jeszcze do niedawna musiała jechać do kościoła na mszę św. Mama po prostu inaczej sobie nie wyobrażała. Korzystałyśmy więc z uprzejmości sąsiadki, która zawoziła nas albo w sobotę, albo w niedzielę – dodaje pani Władysława.
Teraz, gdy pani Anna ze względu na kontuzję większość czasu spędza w łóżku, godzinami modli się. W jej pokoju znajdują się wizerunki świętych, papieża Jana Pawła II i Franciszka, figura Matki Boskiej a pod ręką seniorki zawsze znajdują się modlitewniki i różaniec. – Wszystkie modlitwy zna na pamięć, bo już nie widzi dobrze. Jeden z różańców dostała od sąsiadki, a drugi od wnuczek – Anetki i Ewy - z okazji 104 rocznicy urodzin – dodaje pani Władysława.
Oprócz tego pani Anna ogląda codziennie w telewizji swój ulubiony serial. Z zegarkiem w ręku (a raczej na ręku, bo z tej ozdoby, którą dostała od wnuka jest równie dumna jak z naszyjników) kontroluje godzinę modlitwy różańcowej emitowanej w telewizji. Nie może jej bowiem przeoczyć.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie