
Anna Mizia z Nysy za niespełna dwa tygodnie będzie obchodziła 108 urodziny! W Polsce jest tylko 28 osób starszych od nysanki. Chociaż trudno w to uwierzyć przyszła na świat 27 maja 1914 roku. Panią Anię odwiedzamy w jej nyskim mieszkaniu od momentu, gdy skończyła 103 lata. Byliśmy u dostojnej nysanki również teraz, gdy czeka na swój kolejny jubileusz i oczywiście wpraszamy się na kolejne.
Co za zbieg okoliczności!
W momencie gdy odwiedziliśmy dostojną jubilatkę do drzwi zadzwonił kurier przynosząc przesyłkę z… Kancelarii Prezydenta RP. Oprócz pamiątkowej grafiki przedstawiającej Pałac Prezydencki w Warszawie w środku znajdował się list gratulacyjny osobiście podpisany przez prezydenta Andrzeja Dudę. Było to ogromne zaskoczenie dla córki pani Anny – Władysławy Zielińskiej, która mieszka z mamą i troskliwie się nią opiekuje, mimo że sama ma 80 lat.
Niełatwe życie
Pani Anna urodziła się 27 maja 1914 roku w Jeleśni koło Żywca. Swojego ojca nigdy nie poznała. Była bowiem panieńskim dzieckiem. Jej ojciec poszedł na front I wojny światowej, gdzie zginął nigdy nie dowiedziawszy się o jej istnieniu. Tak naprawdę nie zna nawet jego imienia i nazwiska. Pani Ania miała jednak rodzeństwo, a konkretnie pięcioro rodzeństwa - trzy siostry i dwóch braci. Ona była druga w kolejności co do starszeństwa. Nikt jednak z Jej rodzeństwa nawet nie zbliżył się do pięknego wieku, który udało się osiągnąć nyskiej jubilatce. Starsza siostra pani Anny zginęła w wypadku pociągu na Śląsku, młodsza umarła w Bielsku Białej mając 88 lat, zaś najmłodsza mieszkała w Nadziejowie, zmarła wiele lat temu.
W momencie wybuchu II wojny światowej pani Anna była już zamężną kobietą posiadającą dzieci. Wyszła za mąż za sąsiada ze wsi. Kiedy była sprawniejsza wspominała, że mąż był dla niej bardzo dobry, nigdy się nie kłócili. On jednak zmarł blisko 30 lat temu.
Wróćmy jednak do czasów wojny. Pani Anna wraz z mężem, najstarszym synem i panią Władysławą, która wtedy była kilkumiesięcznym niemowlęciem została zabrana na roboty do Niemiec, do Bawarii. Małżeństwo przez pięć lat (od 1940 do 1945 roku) było zmuszane tam do ciężki pracy fizycznej w gospodarstwie. Po zakończeniu wojny i powrocie do kraju młode małżeństwo nie mogło jednak wrócić do Jeleśni. Ich nowym miejscem na stał się Jodłów w gm. Otmuchów, gdzie przez lata prowadzili siedmiohektarowe gospodarstwo rolne. Doczekali się łącznie czwórki dzieci - oprócz wspomnianego najstarszego syna i córki Władysławy na świat przyszedł jeszcze kolejny syn i córka. Najmłodsze z dzieci pani Anny, córka Krysia urodziła się tuż po powrocie z Niemiec. Trudny powojenny czas, brak pożywienia, dostępu do lekarzy spowodował, że dziecko zmarło mając zaledwie dziewięć miesięcy. To jednak nie była ostatnia tragedia w życiu pani Anny - musiała pochować także innych swoich bliskich. To było zaraz po tym jak urodziła dziecko. Mama odwiedziła ją wówczas z 18-letnim bratem. Kiedy wracali do domu na zakręcie w Bukowie doszło do tragicznego wypadku. Brat pani Anny zginął na miejscu, a mama leżała w szpitalu. Z kolei najstarszy brat, który założył rodzinę we Wrocławiu zmarł dziewięć lat temu - dodaje pani Władysława.
W rodzinie siła
Jak już było wspomniane - trzydzieści lat temu po chorobie i amputacji nogi, zmarł także mąż pani Anny. Jeszcze przez dwa lata, z pomocą dzieci udawało się seniorce rodu samodzielnie żyć na wsi. Wcześniej gospodarka została zdana na Skarb Państwa w zamian za wyjątkowo niską emeryturę rolniczą. Po tym czasie pani Anna zgodziła się na sprzedaż domu i przeprowadzkę do Nysy, do mieszkania córki Władysławy. Strasznie trudno było się jej jednak przyzwyczaić do nowego, miejskiego życia. Przez całe życie musiała bowiem być w ruchu, coś robić.
Patrząc na mamę i córkę – panie Annę i Władysławę nie sposób się nie wzruszyć. Na każdym kroku widać miłość matki do córki i córki do matki. - I zostałyśmy same... ale dobrze, że jest... - uśmiecha się do mamy pani Władysława, a jej oczy mówią wszystko. MIŁOŚĆ.
Co za geny!
Oczywiście stwierdzenie "zostałyśmy same" nie dotyczy świąt, weekendów i - obowiązkowo - urodzin nestorki rodu, na które przyjeżdża cała rodzina, nawet z zagranicy. Oczywiście czas pandemii był bardzo trudny i nieco to zmienił. Pani Władysława starała się nie wychodzić z mieszkania, w trosce o zdrowie mamy. O zrobienie zakupów prosiła sąsiadkę. Izolacja odbiła się jednak negatywnie również na niej. Na szczęście teraz wszystko wróciło do normalności.
Mama i córka codziennie wspólnie odmawiają różaniec, co miesiąc goszczą też księdza, który udziela pani Annie błogosławieństwa. Również lekarze przychodzą na wizyty domowe. Zresztą pani Anna bardzo lubi te spotkania. – Ostatnio nie chciała pić i było trochę kłopotów z nerkami, ale teraz wszystko jest w porządku. Pani doktor mówi, że mama ma bardzo silne serce – cieszy się pani Władysława.
Jeszcze na 105 urodzinach nestorki rodu całe mieszkanie wypełnione było kwiatami. Najbliżsi nie zapomnieli też o babci, prababci i praprababci - sprawiając jej największą radość - SŁODYCZE!
Mając 106 lat pani Ania potrafiła przygotować sobie sama posiłek, a jeżeli to robiła, to z pewnością było to coś słodziutkiego. Ale co ciekawe nie miała żadnego problemu z poziomem cukru we krwi. Oprócz tego na nic nie chorowała, była w doskonałej kondycji. Samodzielnie korzystała z wanny i nawet w czasie kąpieli nie chciała niczyjej pomocy. Pani Anna lubiła także porządnie się wyspać, ale jeszcze bardziej dobrze wyglądać. - Mama zawsze była strojnisią - śmieje się córka jubilatki.
A jak wiadomo nie tylko strój zdobi kobietę, ale także... fryzura. Dlatego do mieszkania co jakiś czas zapraszana była pani fryzjerka, której umiejętnościom ufała seniorka.
Jeszcze kiedy miała 103 lata musiała jechać do kościoła na mszę św. Pani Anna po prostu inaczej sobie nie wyobrażała. Mama z córką korzystały więc z uprzejmości sąsiadki, która zawoziła je do świątyni. Teraz sytuacja nieco się zmieniła, ale nadal pani Anna tylko z lekką pomocą córki dba o swoją higienę, chodzi na krótkie spacerki po mieszkaniu.
Pani Aniu! W imieniu całej redakcji i oczywiście czytelników życzymy Pani zdrowia i tego nieznikającego ciepłego uśmiechu. I już dziś wpraszamy się na kolejne urodziny.
Wspaniałe geny
Z pewnością to tylko kwestia czasu, aby pani Ania – przy tak troskliwej opiece córki - wróciła do doskonałej formy sprzed roku. Wtedy patrząc na twarz dostojnej jubilatki i na jej energiczny sposób w jaki porusza się po mieszkaniu przychodziła do głowy tylko jedna myśl - co za wspaniałe geny! Pani Anna miała bowiem więcej energii niż niejeden pięćdziesięciolatek. Jej dzień miał określony rytm, w którym nie mogło zabraknąć długiego snu, modlitwy, zjedzenia czegoś słodkiego, czy obejrzenia ulubionego codziennego serialu telewizyjnego... - O tutaj są zdjęcia z 101, 103, 104 urodzin mamy – pokazywała zdjęcia jubilatki pani Władysława. - Organizowaliśmy je w pobliskim lokalu, ale od jakiegoś czasu mama nie chciała już wychodzić, więc 105 urodziny organizowaliśmy już w domu. W tym roku pojadę z córką na zamówioną w intencji mamy mszę św. w naszej parafii – w kościele pw. św. Jana. To będzie 30 maja. Przyjęcia jednak ze względu na epidemię nie planujemy. Może jak to się wszystko skończy… Po raz pierwszy też same byłyśmy w czasie minionych świąt wielkanocnych – dodaje podkreślając, że mama bardzo cieszy się z wizyty wnuków, prawnuków i praprawnuków.
Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie