Agnieszka Babicz i Marek Gełgut, dwoje śmiałków z Nysy kończy budowę dwóch jednoosobowych łodzi, którymi w listopadzie rozpoczną przygodę życia – przepłynięcie oceanu w ramach projektu „Setką przez Atlantyk”. W regatach ma wziąć udział zaledwie 14 żeglarzy.
Pomysł na udział w regatach zrodził się bardzo nietypowo. - Dostałem od mojej dziewczyny książkę z relacją człowieka, który zrobił to jako pierwszy – mówi Marek Gełgut. – Czyli zbudował łódź według projektu Janusza Maderskiego, uznanego człowieka w środowisku żeglarskim i przepłynął nią Atlantyk. Do tamtego momentu myślałem, że zbudowanie łodzi typu „Setka” to finansowa przepaść nie do przejścia. Okazało się, że po przeanalizowaniu projektu byłoby to ok. 20 tys. zł. Co prawda nie są to „groszowe sprawy”, ale też nie jest to nie do przeskoczenia – dodaje żeglarz wspominając reakcję koleżanki Agnieszki Babicz, z którą podzielił się informacją. - Chwilę popatrzyłam na zdjęcie, parę sekund zastanowienia i padło hasło: „Budujemy!” – uśmiecha się pani Agnieszka wspominając tamten moment.
Dzisiaj – patrząc – na końcowy efekt pracy nyskich żeglarzy wiadomo, że potrafią zbudować łódź. Na początku nie było to jednak wcale takie pewne. - Nie potrafiliśmy tego zrobić. To jest jednak czwarta edycja tych regat. Przed nami wzięło w nich udział już kilkanaście osób, a my mogliśmy czerpać wiedzę z ich doświadczenia, a także z ich błędów, które przecież – co naturalne – muszą się zdarzyć – dodają śmiałkowie.
Warunkiem uczestnictwa w tych regatach jest bowiem prowadzenie bloga i relacjonowanie postępu prac przy budowie. - Mieliśmy zakupiony projekt łodzi, wykładnię, z jakich materiałów ma ona zostać wykonana oraz stały kontakt z Januszem Maderskim, który jest skarbnicą wiedzy, żeglarzem i konstruktorem, który stworzył m.in. projekt jachtów „Setka” – mówi Marek Gełgut.

- Zaczęliśmy w maju 2023 roku, a więc trwa to już dwa lata. Pierwszą naszą bazą było pomieszczenie przy ul. Grodkowskiej, ale tam były trudne warunki i teraz cieszymy się, ze jesteśmy na terenie PKS. W pomieszczeniu były dwa fotele, stolik, włączony wentylator. Usiedliśmy kładąc nogi na stół i po prostu stwierdziliśmy, że zaczynamy – dodaje pani Agnieszka.
Każdy z nyskich żeglarzy pracuje przy swoim „dziele”, ale dużo daje możliwość podpatrzenia i konsultacji „sąsiada”. – Szacujemy, że wykonaliśmy ok. 80 proc. prac. Marek jest krok przede mną – śmieje się Agnieszka Babicz. – Łodzie musimy wybudować sami, wiadomo, że żagli sami nie uszyjemy, a także nie stworzymy mechanicznych elementów. Łodzie powstają ze sklejki i tarcicy sosnowej. Ma być przede wszystkim bezpiecznie. – Nie liczyliśmy godzin spędzonych tutaj. Ostatnie pół roku było pod tym względem bardzo intensywne. Praktycznie każdy wolny moment spędzamy tutaj – wszystkie wolne dni od pracy zawodowej i każdy dzień roboczy od godz. 17.00 do nocy. Regaty są co cztery lata, więc jeśli teraz tego nie zrobimy to po prostu w ogóle tego nie zrealizujemy – taka myśl dodawała nam siły. Kryzys przeżywaliśmy przy kadłubie – mozolne malowanie, szlifowanie, gładzenie, szlifowanie, szlifowanie i jeszcze raz szlifowanie… - to było najbardziej czasochłonne i denerwujące. Pod koniec mieliśmy już dość – przyznają zgodnie.
Te najtrudniejsze momenty już za nimi, a przed nimi… lipcowy test łodzi na Bałtyku – muszą przepłynąć 400 mil morskich nie zawijając do portu. Właściwe regaty rozpoczną się w listopadzie. Start żeglarzy nastąpi z portugalskiego portu Sagres w południowej części tego kraju. - Musimy jeszcze przetransportować łodzie na miejsce startu, a tylko to będzie kosztować nas ok. 5 tys. zł. Można określić, że to międzynarodowe regaty, bo trzy osoby ze startujących są spoza Polski, a łącznie wystartuje 14 osób. Dla nas to sporo, bo w pierwszych edycjach startowało po 4 osoby, a nawet 2. Pierwszy etap zakończy się na Wyspach Kanaryjskich. Potem przerwa i etap najtrudniejszy - z Wysp Kanaryjskich na Martynikę, czyli ok. 2,5 tys. mil morskich - 5 tys. kilometrów.

Agnieszka i Marek przyznają, że mimo, iż jeszcze nie wypłynęli na wielką wodę oceanu to już uznają to co się dzieje jako przygodę życia. - Cała ta otoczka pochłonęła nas bez reszty… Zdajemy sobie sprawę, że rejs będzie męczący zarówno fizycznie jak i psychicznie, bo sen nocny będzie przerywany co 15 minut. Na wodzie trzeba czuwać. Poza tym samotność… - dodaje Agnieszka Babicz.
Nyscy uczestnicy „Setki” to jednak zaprawieni żeglarze. Agnieszka Babicz jest kapitanem morskim. Ma za sobą m.in. wyprawy po zimnych wodach Nordkapp, zdobyła Przylądek Horn odbywając miesięczną wyprawę na Antarktydę. Z kolei Marek Gełgut jest jachtowym sternikiem morskim i motorowodnym sternikiem morskim. Pierwszy kontakt z żaglami miał już jako kilkulatek.#
Agnieszka Groń
Informacja dla czytelników, którzy chcieliby wesprzeć wyprawę nyskich żeglarzy:
ZRZUTKA „Setka przez Atlantyk – Budowa dwóch jachtów” oraz numer konta bankowego do zrzutki PL40175013126882991881941162
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.