Reklama

Rodzinne firmy to dobro narodowe. Saga rodziny Cichewiczów, znanych nyskich piekarzy

Nowiny Nyskie
28/07/2024 09:45

- Budowane przez lata uczą szacunku do pracy i do tego co się osiągnęło, ale również sprawiają, że rodziny są ze sobą bardziej zżyte. Nie chodzi o kwestie finansowe, ale fakt, że jej członkowie przebywają ze sobą częściej niż inni – mówi o dziele swojego ojca, rodzeństwa i własnym Beata Cichewicz.

Rzemiosło od podstaw
Niedawno pisaliśmy o jubileuszu 35–lecia restauracji „Tiffany” w Nysie zorganizowanym przez jej właścicielkę panią Beatę. Zanim powstał jednak ten lokal cała rodzina bardzo ciężko pracowała budując jedno z pierwszych prywatnych przedsiębiorstw na naszym terenie.
Wydarzenia II wojny światowej wymusiły na rodzinie Cichewiczów opuszczenie rodzinnych stron i udanie się w nieznane. W 1945 wyjechali transportem towarowym, którym dotarli do Tarnowa, gdzie mieszkali rok. Później nestor rodu – Grzegorz Cichewicz postanowił dołączyć do mieszkańców Łopatyna, którzy wcześniej osiedlili się w Wójcicach. Jeszcze przez długi czas przesiedleńcy liczyli na możliwość powrotu na Wschód. Jak wiadomo, to się jednak nie stało…
Pan Jan Cichewicz, syn Grzegorza, w 1958 roku rozpoczął naukę zawodu piekarza ucząc się rzemiosła od Romana Jeznacha z Otmuchowa, mistrza piekarstwa. - Mój tato był prawdziwym prekursorem prywatnej działalności gospodarczej – mówi o swoim ojcu Janie Beata Cichewicz. - Urodziłam się w 1968 roku a mój tato rozpoczął prowadzenie piekarni już w 1965 roku.
Praktyczna nauka zawodu nie należała wtedy do łatwych – wymagała cierpliwości i siły fizycznej. Zanim uczeń został dopuszczony po poznawania tajników piekarnictwa musiał pomagać we wszystkim co było potrzebne, aby powstał chleb – nosić mąkę z odległego magazynu, węgiel do pieca, sprzątać piekarnię. – W naszej rodzinie wcześniej nie było tradycji piekarniczych – mówi dalej Beata Cichowicz. – Jednym z powodów, że tato zaczął uczyć się tego zawodu, było to, że moi dziadkowie i tato, który jeszcze wtedy był kawalerem zamieszkali w dawnej niemieckiej piekarni w Wójcicach. 
Oczywiście piekarnia wymagała modernizacji, ale miała – jak to dzisiaj popularnie określa się – potencjał. Tytuł mistrza piekarnictwa Jan Cichewicz uzyskał właśnie w 1964 roku, a rok później otworzył własną piekarnię.

Chleb sprzedawany z furmanki
Pani Beata mówi o tym jak dziadkowie pomagali tacie sprzedawać upieczony chleb wożąc furmanką towar na targ do Nysy. Wóz wyłożony był folią i prześcieradłami, i służył jako obwoźny sklep. - Najpierw sprzedaż odbywała się na targu, a potem pod FSD. To oczywiście było już po latach. Sama jeździłam z tatą pod zakład. Sprzedawaliśmy pyszne cieple pieczywo ludziom, którzy wychodzili z pracy. To była cała nyska załadowana pod sufit! – wspomina pani Beata.
Praca piekarza kojarzy się od zawsze z pracą nocną i tak było. – Tato pracował z mamą w nocy, a potem jechał sprzedać pieczywo. Nie wiem w ogóle kiedy rodzice spali! Prowadzenie własnej działalności gospodarczej, a tym bardziej piekarni, to nie jest biznes, który można zamknąć po ośmiu godzinach. Pamiętam, że kiedy rodzice jechali z pieczywem, a ja jako najstarsza z rodzeństwa dostawałam klucze do sklepu, miałam za zadanie sprzedać towar jeśli ktoś przyjedzie do naszego sklepu.
Jan Cichewicz był niezwykle przedsiębiorczym człowiekiem jak na ciężkie czasy, w których przyszło mu rozwijać działalność. - Tato każdy moment w ciągu roku potrafił wykorzysta, żeby znaleźć źródło dochodu. W okresie letnim produkował i sprzedawał lody – kontynuuje pani Beata. - W niedzielę, kiedy inne dzieci odpoczywały na wakacjach, ja z radością jechałam z tatą w objazd po okolicznych wsiach zaczynając od Śliwic. Ludzie oczywiście już wiedzieli, że my przyjedziemy. Lody były transportowane w jedynych, jak na owe czasy, dostępnych termosach - metalowych, w których w dolnej części znajdował się lód utrzymujący temperaturę towaru. A lody były pyszne! Wytwarzane były z jajek ucieranych z cukrem, które łączyło się z gotowanym mlekiem – dodaje pani Beata.

Rzemiosło dało temu początek…
W 1968 roku oprócz wypieku chleba i bułek wprowadzono do asortymentu słodkie pieczywo cukiernicze cieszące się ogromnym powodzeniem i słynne bułki wrocławskie. Jednocześnie piekarnia pana Cichewicza nękana była cały czas kontrolami m.in. Państwowej Inspekcji Handlowej. 
Z biegiem czasu firma się modernizowała, zwiększała swoje możliwości, a tym samym zwiększając ilość pieczywa wywożonego i sprzedawanego w Nysie. Transport pochłaniał jednak tak istotny w biznesie czas. Po wielu trudach rodzinie udało się uzyskać działkę przy ul. 11 listopada w Nysie z przeznaczeniem na działalność usługową. To było w 1977 roku, a po 18 miesiącach od rozpoczęcia budowy ruszyła produkcja w nowym zakładzie. - Tempo budowy było niesamowite. Na wakacjach sami podawaliśmy cegły, ale to była radość, że coś wspólnie można zrobić – wspomina pani Beata.
Pieczywo było sprzedawane w trzech punkach: właśnie przy ul. 11 Listopada, przy ul. Wrocławskiej i na targowisku miejskim.
W 2003 roku Piekarnia–Cukiernia Jan Cichewicz zmieniła formę prawną na PPH Grześ spółka z o.o., a nazwę otrzymała na cześć nestora rodu Grzegorza Cichewicza. – Tato był bardzo otwarty na nowości – kontynuuje pani Beata. - Jeździł za granicę np. do Niemiec i Holandii i podpatrywał tamtejszy asortyment. Dzięki temu, że nawiązał kontakty - w ramach Izby Rzemieślniczej - po latach Nysa nawiązała kontakty z niemieckim Lüdinghausen, a to partnerstwo trwa do dzisiaj. Ówczesnym burmistrzem Lüdinghausen był bowiem piekarz, którego poznał mój tato i tak od nitki do kłębka - dzięki rzemiosłu Nysa ma partnerstwo z Lüdinghausen. Nasz kontakt z tą rodziną trwał bardzo długo - nawet po śmierci burmistrza i jego żony. Podróże i kontakty zagraniczne taty przynosiły korzyści firmie. Po jednej z wizyt w Holandii zaczęliśmy produkować bułki z rodzynkami. Z kolei mój brat był w Kanadzie i przyjechał stamtąd z pomysłem na sprzedaż pizzy – dodaje pani Beata.

Stawiać na rozwój
Zaraz dodaje, że pan Jan wychodził z założenia, że mając czwórkę dzieci pracuje dla swojej rodziny i ze swoją rodziną. - Firma rodzinna to jest wartość sama w sobie dla społeczeństwa i państwa. Więzi rodzinne są wzmacniane dzięki temu, że pracujemy razem. Oczywiście możemy się nie zgadzać, ale dochodzimy do wspólnego mianownika, przebywamy ze sobą częściej niż inni, znamy swoje wady i zalety. Tato był zawsze mózgiem – osobą, która kierowała wszystkim. Czasami radził się mnie, ale jeśli moja rada mu się nie spodobała to mówił, że jestem jeszcze młoda, że jak pożyję to zobaczę… I jak się okazywało, miał rację, bo doświadczenie życiowe to jest coś nieocenionego. Tato wychodził także z założenia, że trzeba mieć rezerwę i różnorodność, bo jak jedno się nie uda, to coś innego przyniesie zysk. 

Jan Cichewicz cały czas stawiał na rozwój. Wybudował wraz dwoma innymi osobami lokal przy ul. Wrocławskiej, a z czasem rodzina stała się jego jedynym właścicielem. W międzyczasie pozyskał - nie bez problemów - działkę przy Wieży Wrocławskiej pod nowy lokal. – Na początku były problemy, ludzie blokowali dojazd koparki, która miała wykopać fundamenty. Potem sąsiedzi się do nas przekonali i pilnowali naszej budowy. Początki są zawsze trudne. Tak samo jak w Wójcicach – żeby otworzyć piekarnię trzeba było zebrać podpisy mieszkańców. Początek w „Tiffany” był trudny jeszcze z jednego powodu – były trudności z wyposażeniem lokalu. Brakowało wszystkiego – to był 1989 rok – w jednym miejscu udało się załatwić stoły, w innym lampy. Dzisiaj trudno wielu ludziom to zrozumieć – nie trzeba nawet iść do sklepu, żeby zrobić zakupy – wszystko można załatwić przez internet. Dla moich rodziców nigdy nie było jednak przeszkód, których nie można byłoby pokonać.
Początkowo to była cukiernia – caffe bar, w którym ludzie kupią kawkę, ciastko, posiedzą, porozmawiają i tak też było. - Z czasem profil lokalu został zmieniony na restaurację i cieszymy się, że mamy stałych klientów. W dzisiejszej rzeczywistości trzeba pilnować tego co się ma, troszczyć się o pracowników i klientów – bo bez dobrych pracowników nie będzie działalności, a bez klientów nie będzie pieniędzy na opłacenie pracowników – kontynuuje pani Beata. - Rodzice byli poświęceni swojej idei. Poświęcali nam czas, ale my uczestniczyliśmy w ich życiu – w ich pracy, zabierali nas wszędzie ze sobą. Tato dbał też o pracowników. Zabierał ich do swojej nyski i wyjeżdżaliśmy w Góry Stołowe, albo nad jezioro. Niektórzy cały okres swojej pracy zawodowej spędzili u nas.

Jan Cichewicz zmarł w maju 2009 roku. Prowadzenie firmy przejęła po nim żona Zofia i czwórka ich dzieci.
Zupełnie osobnym rozdziałem w życiu rodziny Cichewiczów była działalność społeczna, którą nestor rodu zaszczepił swoim dzieciom – bo warto robić coś dla innych i czerpać z tego radość – od rzeczy drobnych po wielkie. Np. pani Beata zapoczątkowała społeczną walkę ze szkodnikami, które uśmiercały nasze kasztanowce. Tego typu działania to jednak osobny temat. – Takie akcje przynoszą radość i satysfakcję podobnie jak drobne gesty. Te 35 róż, które dostałam z okazji jubileuszu dają impuls do pracy i energię – stwierdza pani Beata.

Agnieszka Groń

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Andrew Child - niezalogowany 2024-07-28 10:58:35

    Kosmotelog

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • stefek i wandzia - niezalogowany 2024-07-28 19:55:49

    no i jest

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Andrew Child - niezalogowany 2024-07-28 11:00:18

    Kosmetolog

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • ,✓✓✓ - niezalogowany 2024-07-28 11:20:51

    Jeszcze będzie tak że Kaczyński miał rację mówiąc że Tusk to niemiecki agent???

    • Zgłoś wpis
  • No ciekawe? - niezalogowany 2024-07-29 00:14:12

    Ciekawe czy Tusk ją czesze swoim grzebykiem?

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Mirosław - niezalogowany 2024-07-28 13:16:54

    Tak. Znam jedną rodzinną firmę. Tatuś i dwóch synków. Jeden od zawsze sprawiał problemy w szkole, ale jakimś cudem ukończył nawet studia. Gdzie? A cholera wie gdzie. Może w Opolu, może w Singapurze. Firma? Dno i metr mułu! Naruszenia prawa pracy na porządku dziennym i wyzysk, wyzysk, chamski, brutalny wyzysk, przy współudziale zbiorowiska tępych przygłupów, omyłkowo zwanych kadrą kierowniczą Tak, to nyska firma!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Fan pizzy - niezalogowany 2024-07-28 17:20:24

    Kiedyś robiliście naprawdę pyszną pizzę i frykasy. Dziś często wydajcie albo pomylone zamówienia albo z felerem. A to sera ktoś zapomni dać do frykasów, sosu nie ma, pizza sucha. Wystarczy spojrzeć co się czasem kręci w kręciole na Wrocławskiej... Poprawcie się proszę :)

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Razor - niezalogowany 2024-07-31 15:52:14

    tak kiedyś pizza w grzesiu była naprawdę świetna, kilkanaście lat temu zamawiałem ją kiedy tylko mogłem ale niestety po śmierci pana Jana sytuacja zmieniła się diametralnie i jej jakość znacząco spadła, nie zapomnę jak przywieziono nam niedopieczoną pizzę, po tym incydencie i paru opinni z pewnych źródeł zaprzestałem kupowania tam czegokolwiek, szkoda że tak niegdyś świetna firma się stoczyła

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Nysanin - niezalogowany 2024-07-28 19:27:49

    Piekna reklama w Nowinach Nyskich super firma doskonała a teraz zróbcie artykuł o ich przekrętach

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Mieszkaniec - niezalogowany 2024-07-28 23:54:05

    A ani słowa o tym jak się sprzedawało chleb za 500% ceny podczas powodzi w 1997r????

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Zibi - niezalogowany 2024-07-29 14:06:33

    To prawda.... Pamiętam

    • Zgłoś wpis
  • Marek - niezalogowany 2024-07-29 19:37:47

    Również to pamiętam. Ludzie w Nysie byli aż ziali oburzeniem.

    • Zgłoś wpis
  • Adam Kania - niezalogowany 2024-07-31 12:17:31

    Przestań rozsiewać pomówienia! Śp. Jan Cichewicz nigdy nie sprzedawał chleba po zawyżonej cenie. Robiła to chciwa osoba, bez wiedzy i zgody właściciela firmy i to pomówienie do dzisiaj jest powtarzane przez takich kłamców jak ty!

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Bocian - niezalogowany 2024-07-29 00:07:09

    Ok fajnie Chleb ,Pizza, Frykasy nieźle to wygląda,ale jedna prośba dość pierdolenia po imprezach pseudo przyjacielskich kto ile wpierdolił pizzy, chleba czy frykasów i kto jebnięty a ten potrzaskany ten pieprzył farmazony .Bo jak tak mają wyglądać spotkania pseudo przyjaciół to poprostu na chuj je organizować ? Niech każdy w takiej sytuacji siedzi w domu i patrzy w swoje cztery litery i nie będzie plotek po takich pseudo przyjacielskich imprezkach i świat może będzie piękniejszy.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Jan - niezalogowany 2024-07-29 11:45:01

    I po co ja czytałem ten artykuł ?! Bywałem w TIFFANY od czasu do czasu, a teraz jestem zniesmaczony. Szczególnie po przeczytaniu niektórych komentarzy.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Adam - niezalogowany 2024-07-29 15:57:54

    Jaka próżnia ta p.Beata.Pracowałem w owej piekarni i pamiętam co innego.A po ostatnią wypłatę musiałem się wykłucać.straszyć policją a w końcu odebrałem w kilku ratach biedaki jebane.Dużo zdrówka a karma wróci

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Krzysztof - niezalogowany 2024-07-29 19:17:48

    W całej tej historii zabrakło opowieści o tym, jak to chleb w czasie powodzi sprzedawali. Ale cała Nysa do dziś dobrze o tym pamięta

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Anton - niezalogowany 2024-07-29 19:35:35

    Dzisiaj u mnie w pracy pracownicy rozmawiali o tej rodzinie i o jej nowinowej sadze. W tonie, delikatnie rzecz ujmując, kpiącym.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Betoniarz miejski - niezalogowany 2024-07-29 19:44:51

    Jak myślicie która piekarnia w czasie powodzi 97 podniosła ceny pieczywa?

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Adam Kania - niezalogowany 2024-07-31 12:22:02

    Bezczelne kłamstwo! Śp. Jan Cichewicz nigdy nie sprzedawał chleba po zawyżonej cenie. Robiła to chciwa osoba, bez wiedzy i zgody właściciela firmy. Przestań anonimowy kłamco rozsiewać pomówienia!

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Kot - niezalogowany 2024-08-01 16:30:17

    To niech podadzado publicznej wiadomości kto to byl

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do