
Niepełnosprawne małżeństwo z Hajduk Nyskich żyje w skandalicznych warunkach. Ich dom jest ruiną, która w każdej chwili może zawalić się na ich głowy. O sprawie pisaliśmy we wrześniu. Od tego czasu mieszkańcy 2 miesiące czekali na kontrolę nadzoru budowlanego. Ta nastąpiła dopiero w ubiegłym tygodniu.
Dorota i Józef Dylong zamieszkują parter przedwojennego budynku w Hajdukach Nyskich. Są właścicielami jednego z czterech lokali, znajdujących się w budynku. Cały dom to jedna wielka ruina. Dziurawy dach, walące się stropy, odpadające tynki. Po każdym deszczu przeżywają horror, bo woda wdziera się do ich mieszkania. Przesiąknięty sufit odpada kawałek po kawałku. Na podłodze rozstawionych jest kilkanaście wiader, które mają uchronić lokal przed całkowitym zalaniem. W całym domu czuć zapach wilgoci, na ścianach widać grzyby. Z powodu ciągłego zalewania domu nie działa oświetlenie. Do ogrzewania służy tylko stary piec kaflowy.
- Nie mamy, gdzie pójść, musimy tu żyć – żali się pani Dorota. Razem z mężem utrzymują się z renty chorobowej. Kiedyś pracowali razem w Spółdzielni Inwalidów „Pokój”. Teraz dla takich niepełnosprawnych jak oni nie ma pracy.
Małżeństwo starało się o przydział gminnego mieszkania, ale nie kwalifikują się, bo są właścicielami nieruchomości. I nic, że dalsze w niej przebywanie grozi utratą zdrowia, a nawet życia. - Nie stać nas na remont. Zostaliśmy sami z problemem – wyznaje pani Dorota.
Tymczasem nadzór budowlany przed przystąpieniem do kontroli zażądał od nich przedstawienia dokumentów poświadczających powołanie wspólnoty mieszkaniowej? - Tylko z kim mieliśmy ją założyć? Sąsiedzi z góry gdzieś uciekli, a sąsiad z dołu umarł - pyta kobieta. Nie kryje zdziwienia tym, że urzędnicy zamiast szybko przystąpić do kontroli, rozpoczęli od formalności. Małżeństwo napisało skargę do Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Opolu. Ten przyznał im rację i potwierdził, że nyscy urzędnicy działali opieszale. Zwrócił uwagę na rzecz, wydawałoby się oczywistą. Nie można czekać, jeśli istnieje zagrożenie życia i zdrowia.
Państwo Dylong czekają teraz na decyzję nadzoru budowlanego. - Potraktowano nas, jakbyśmy to my byli odpowiedzialni za stan całego budynku. Straszono karami, komornikiem i wypominano, że poskarżyliśmy się na nich do Opola – relacjonuje niepełnosprawna kobieta. - Mogą sobie zabrać ten budynek, ja go nie chcę. Tu można tylko umrzeć, kiedy to się na nas zawali. Wtedy problem się rozwiąże i nikt nie będzie za nic odpowiedzialny – irytuje się kobieta.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie