
Wiktor Orzeszko, 17-letni uczeń LO Carolinum w Nysie, wziął udział w rowerowym ultramaratonie "Wisła 1200". Nad którym patronat medialny sprawowała redakcja „Nowin Nyskich”. Młody nysanin w 7 dni przejechał na swoim rowerze trasę od źródła Wisły na Baraniej Górze do jej ujścia w Gdańsku.
- „Nowiny Nyskie” - Na początku chcemy Ci serdecznie pogratulować pokonania tak trudnej trasy i udanego startu, pomimo początkowych kłopotów. Przypomnijmy, że przed ultramaratonem skradziono Ci rower o czym pisaliśmy na łamach naszego tygodnika.
- Wiktor Orzeszko - Tak rzeczywiście skradziono mi rower. Na szczęście znalazło się kilku sponsorów, którzy mi pomogli. Jestem bardzo wdzięczny „Nowinom Nyskim”, które również mnie zasponsorowały i w dużej mierze przyłożyły się do tego, abym mógł wystartować. Po ostatnim artykule dotyczącym mojej osoby odezwał się do mnie Daniel Skowron, który został moim trenerem i pomógł mi przygotować się ultramaratonu. Udzielił mi wielu wskazówek technicznych. Nauczył, jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych oraz uświadomił mi, że „jedzie się głową, nie nogami”.
- Od jak dawna zajmujesz się jazdą na rowerze? Czy masz już jakieś osiągnięcia w tej dziedzinie?
- Na rowerze jeżdżę od dziecka, tato zaszczepił mi tę pasję. Przekonał mnie, że rower jest najlepszym środkiem transportu. Jeżdżąc rowerem, człowiek jest w stanie o wiele szybciej przemieścić się nim niż samochodem. Tak na poważnie jazdą na rowerze zajmuję się od dwóch lat. Ten ultramaraton był moim debiutem. Do tej pory startowałem trzy razy w rajdach. W Prudniku zostałem zwycięzcą, natomiast w Jeleniej Górze i Wiśle zająłem 7 miejsce na 1200 osób startujących. Uważam, że to bardzo dobre wyniki.
- Jak dużo jeździsz?
- Różnie, wszystko zależy z kim jadę i jaki jest cel. Ogólnie całe moje życie kręci się wokół mojej pasji. Jeśli jadę ze znajomymi i obieramy sobie trasę np. do Vidnavy i jej okolic to schodzi nam czasem 14 a nawet 16 godzin, oczywiście z przerwą na obiad i odpoczynek. Bardzo często robię sobie treningi przed pójściem do szkoły. Wyjeżdżam o 5 rano, robię kółko dookoła jeziora, wracam o 6.30 biorę szybki prysznic, ponownie wskakuję na rower i jadę do szkoły. W ostatnim czasie jeżdżę naprawdę bardzo dużo, po kilkanaście godzin dziennie.
- Skąd się wzięła się decyzja na udział w ultramaratonie?
- Decyzja o starcie była bardzo spontaniczna. We wrześniu tamtego roku dowiedziałem się o nim i pomyślałem, że musi to być świetna przygoda, więc postanowiłem jeździć jeszcze więcej. Rodzice obawiali się czy dam radę mówili: „Synu to ciężka trasa, nie dasz rady”. Ale te słowa jeszcze bardziej mnie motywowały do tego, żeby pokazać, że sobie poradzę.
- Czym dla Ciebie był udział w tej imprezie?
- Wyzwaniem do pokonania swoich słabości oraz przełamaniem barier, które mnie zatrzymywały. A co najważniejsze, poznaniem wielu wspaniałych ludzi. Było to pokonanie trudnej, lecz jakże pięknej trasy, podczas której poznałem różne nieznane dotąd zakątki Polski.
- Czym był ulramaraton i którędy przebiegała jego trasa?
- Był to rowerowy ultramaraton "Wisła 1200", którego organizatorem jest Leszek Pachulski. Rajd polegał na przejechaniu od źródła Wisły na Baraniej Górze do jej ujścia w Gdańsku. Trasa obejmowała 1200 km bez wsparcia z zewnątrz co oznaczało, że nie mogliśmy nikogo angażować do pomocy. Gdyby np. pękła mi opona to nie mógłbym zadzwonić do domu, żeby tato przywiózł mi nową. Większość trasy przebiegała przez zarośnięte po pas wały i ażurowe płyty. Organizator wybierając trasę starał się, aby była ona jak najtrudniejsza. Na 400 osób do celu dojechało 280. Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się dojechać, chociaż łatwo nie było a ja byłem najmłodszym uczestnikiem.
- Czym wypełnione były Twoje sakwy podróżne?
- Przede wszystkim sprzęt naprawczy do roweru. Komplety ubrań na każdą pogodę, coś ciepłego, coś na deszcz i na upał. Powerbank, aby naładować nawigację i telefon oraz trzy dętki. Trytki, trochę jedzenia i zapas wody. Bagaż razem z rowerem ważył ponad 30 kg, więc na trudnej trasie było wieźć.
- Co jedliście po drodze?
- Wyżywienie - jak wszystko inne - było w gestii nas samych, więc gdzie tylko nam się udało coś zjeść to jedliśmy (śmiech). Często wycieńczeni przejechanymi kilometrami szukaliśmy jakiejś restauracji, ale w wioskach trudno coś znaleźć. Kilka razy udało się nam zjeść obiad. Po wyjeździe z Sandomierza długo jechaliśmy i nie było nawet sklepu a wysoka temperatura nie pomagała, organizm domagał się jedzenia. Na szczęście chwilę później na naszej drodze napotkaliśmy sad z wiśniami, gdzie postanowiliśmy odpocząć i zjeść trochę wiśni. Przed Kazimierzem spotkaliśmy ludzi wiozących do sklepów maliny na sprzedaż. Oczywiście kupiliśmy je i zjedliśmy. Był to dzień, w którym jedliśmy same owoce. Inne dni były podobne. Dojeżdżając do miejsca noclegowego zazwyczaj nie było możliwości zjedzenia porządnego posiłku, bo była to godzina np. 24 lub 4 rano. Kiedy tylko było to możliwe, to zamiast śniadania staraliśmy się jeść obiady. Ale za to na mecie rodzice przywitali mnie pysznym obiadem.
- Jakie były najtrudniejsze momenty podczas trasy i co Tobie najbardziej doskwierało?
- Na pewno sama trasa była bardzo ciężka, organizator podczas planowania trasy sprawdzał kilka wariantów. Śmialiśmy się, że jak miał do wyboru trzy trasy – przejezdną, w miarę przejezdną i nieprzejezdną w ogóle, to właśnie ostatnią opcję wybierał (śmiech). Trasa biegła często przez pola, wysokie chaszcze, betonowe wały z ogromnymi wypustami, po przejechaniu których byliśmy w zupełności wykończeni. Rower - góra, dół… bolał mnie kręgosłup szyja i ręce. Po wyjechaniu z Gniewu mieliśmy trasę 20 kilometrową przez las po piasku. Było to prowadzenie roweru połączone z próbą przejechania chociaż kilkunastu metrów. Wszyscy pchali rowery a ich waga z bagażami tego nie ułatwiała. Mój rower z bagażem ważył ponad 30 kg pchałem go a on się zapadał. Teraz śmieję się z tego, ale wtedy łatwo nie było. Na trasie czekało też na nas sporo stromych gór. Wąskie ścieżki, jazda nocą, zmęczenie… Zdarzyło się, że kilka razy oczy mi się zamykały i byłem np. na skraju wału. Pogoda była zróżnicowana. Upał 36 stopni, albo zimno i deszcz. Kilku uczestników właśnie przez to się rozchorowało.
- Jakie są Twoje plany na przeszłość?
- Moim celem na przyszły rok jest ponowny start w „Wiśle 1200”, lecz tym razem będę walczył o wygraną. Chcę także wystartować w ultramartonie „Carpatia divie”: 600 km w ciężkich warunkach, w górach. Dodatkowo w tym roku chcę także startować w serii krótszych maratonów rowerowych, a w przyszłym starać się o zwycięstwo. Chciałbym założyć grupę kolarską, która połączyłaby pasjonatów sportu rowerowego z tymi, którzy chcą rozpocząć przygodę z dwoma kołami.
- Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.
"Nowiny Nyskie" były sponsorem wyprawy młodego nysanina. Jesteśmy dumni, że mogliśmy się przyczynić do Jego sukcesu
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Żaden wyczyn, pompowanie czyjegoś synalka ...7 dni to dziennie mniej niż setka