
18-letni Wiktor Orzeszko z Nysy za dwa tygodnie wyruszy na trasę rajdu rowerowego „Wisła 1200” biegnącego od źródła naszej największej rzeki na Baraniej Górze po jej ujście do Morza Bałtyckiego w Gdańsku. Nasza redakcja wspiera tego młodego, nietuzinkowego człowieka w jego pasji i w starcie w tym morderczym ultramaratonie.
Rajd dla wybranych
- Pasję do roweru zaszczepił we mnie tato – wspomina Wiktor. - Kiedy miałem sześć lat jeździliśmy nad jezioro, a z każdym miesiącem w coraz dalsze trasy. Kiedy się usamodzielniłem sam zacząłem wyznaczać sobie trasy wypraw i za każdym razem przełamywałem bariery komfortu i mojej wytrzymałości.
Jednym z tych progów był ubiegłoroczny start w ultamaratonie rowerowym „Wisła 1200”. Jego uczestnicy rozpoczynają go u źródła rzeki na Baraniej Górze i kończą u jej ujścia w Gdańsku. W ubiegłym roku Wiktor Orzeszko był niepełnoletni i jego start był poprzedzony zakwalifikowaniem go przez organizatora – chodziło zarówno o sprawdzenie dojrzałości psychicznej, umiejętności radzenia sobie z trudami, jak i wytrzymałości fizycznej, gdyż podczas tego maratonu należy pokonać w krótkim czasie blisko 1200 km. - O „Wiśle 1200” dowiedziałem się trzy lata temu. To największy pod względem dystansu i ilości uczestników maraton na świece. Jego uczestnicy mają do pokonania 1168 km. W tej chwili uczestniczy w nim ok. 500 zawodników, którzy podczas pokonywania trasy nie mogą korzystać ze wsparcia z zewnątrz. Możemy liczyć tylko na siebie i na innych uczestników rajdu – dodaje Wiktor.
Mordercza trasa
Młody miłośnik sportu dodaje, że na trasę należy zabrać to, co uważa się za najbardziej potrzebne, ale oczywiście czym bagaż lżejszy tym lepiej. - Taktyka na ten wyjazd jest bardzo indywidualna. Brałem udział w nim już w zeszłym roku, poznałem wiele osób, które miały odmienny pomysł na pokonanie tego dystansu - rozłożenie sił, przygotowanie, zabrany sprzęt. Taki dystans pokonuje się głową. Psychika jest najważniejsza. Jedni jadą szybko i częściej odpoczywają – inni jadą spokojniej, ale mają mniej czasu na odpoczynek. W tamtym roku zdecydowałem się na „taktykę jazdy rekreacyjnej” - był czas na sen, śniadanie, obiad, kolację. Moim celem było dojechać na metę, a nie ścigać się - stwierdza.
Ta „jazda rekreacyjna” ma jednak w przypadku Wiktora nieco inne znaczenie, bo dziennie pokonywał ok. 200 km. - Organizator wyznacza start i metę, a uczestnicy muszą dotrzeć do niej w ciągu limitu 200 godzin. Osoba, która była pierwsza na mecie przejechała trasę… w 66 godzin! To jest niewyobrażalne. Ten zawodnik przyznał, że praktycznie w tym czasie nie spał – zasnął, gdy zmieniał dętkę. Wysiłek fizyczny jest nie do opisania. Organizator zadbał o to, żeby było trudno – śmieje się Wiktor.
Mądrzejszy o doświadczenie
Młody nysanin ma określony plan na start w tegorocznym maratonie, który rozpocznie się 4 lipca. - Moim celem jest jechać cztery dni - osiągnąć lepszy czas niż w tamtym roku, ale zmienić ubiegłoroczną taktykę. Będę miał także inne wyposażenie. W tamtym roku w torbie miałem ręcznik, klapki, ubrania na zmianę „na miasto”, bo nie wiedziałem co mi będzie potrzebne. Już drugiego dnia wiedziałem czego wziąłem za dużo, a czego nie zabrałem, a byłoby mi potrzebne – śmieje się dzisiaj. Pod Toruniem miałem też małą kontuzję, ale wiem jaki był jej powód i jestem w stanie takie przygody w tym roku wyeliminować - dodaje.
Oczywiście „Wisła 1200” to nie jest maraton dla każdego. - Trzeba być pewnym swojego roweru - tego, że nas nie zawiedzie na trasie. Są ludzie, którzy „jechali trasę” rowerem w cenie samochodu, ale byli także zawodnicy jadący na zwykłym sprzęcie. Rower - tak jak rowerzysta - musi być jednak przygotowany do trasy. To nie jest 1200 km po asfalcie – trzeba pokonywać niełatwy teren, np. 40 km przez piaski, więc dobre przygotowanie sprzętu to połowa sukcesu. Ja pokonałem dystans bez awarii i dzięki temu nie straciłem czasu. Kiedy bowiem jedzie się 15 km od jakiejkolwiek miejscowości, gdzie można szukać pomocy podczas awarii to jest to duża strata - stwierdza.
Młody człowiek wielu pasji
Podczas rozmowy z Wiktorem ujmuje zwłaszcza jego ogromna pasja – zarówno do roweru, ale i do piękna naszego kraju. – Taki rajd to jedna wielka przygoda! Wiele osób jeździ na wakacje za granicę uznając, że u nas w kraju nie jest tak pięknie, a to nieprawda. Ja jeżdżę po okolicy i za każdym razem odkrywam coś pięknego, coś innego. Piękna może być najbliższa okolica a co dopiero tereny wzdłuż naszej największej rzeki! To niesamowite widoki! Podczas trasy tylko przez jeden moment nie widzimy biegu Wisły. To jest w okolicach Kazimierza Dolnego. Tamtejszy teren jest pełen wzniesień, więc na moment tracimy ją z oczu. Poza tym cały czas jedziemy przy nurcie - dodaje.
Wiktor zamierza jeszcze w tym roku wziąć udział w rajdzie górskim Carpatia Divie. Udział w takich wyścigach wiąże się jednak z kosztami. – W przypadku „Wisły” wpisowe to 450 zł. Organizator musi bowiem zapewnić nam bezpieczeństwo, ale nie może być z nami cały czas, dlatego wyposaża nas w lokalizator, aby zarówno on jak i nasi bliscy po włączeniu komputera mogli zobaczyć kropkę poruszającą się po mapie.
Wiktor to nie tylko miłośnik wysiłku fizycznego, ale także umysłowego. Jest uczniem drugiej klasy nyskiego Carolinum o profilu matematyczno – fizycznym. W ostatnim czasie zajmował się drukiem 3D dostarczając nyskiemu szpitalowi przyłbice. Wraz z kolegą udało mu się wydrukować 180 sztuk tego zabezpieczenia, z którego mogli skorzystać pracownicy.#
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie